Prolog: Sopel lodu

3.3K 241 273
                                    

Większość uczniów z utęsknieniem wyczekiwała powrotu do szkoły, ale chyba nikt nie cieszył się z niego tak bardzo jak Leanne Avery. Nienawidziła wakacji i wszystkiego, co z nimi związane. Upału, który jednoznacznie kojarzył jej się z wrzeszczącą dzieciarnią i wszechobecną ekscytacją. Promieni słońca, skłaniających ludzi do zachowywania się tak, jakby całe zło świata nie istniało, podczas gdy długie cienie wciąż kładły się na ziemi. Jedynie ukrywały brzydotę, która każdą inną porą roku skłaniała wszystkich do refleksji i czarnowidztwa, co doskonale dowodziło hipokryzji i wybiórczej ślepoty społeczeństwa.

Najbardziej nie cierpiała jednak konieczności powrotu do domu — jej własnego cienia, który z regularnością zegarka spowijał całe życie, od kiedy rozpoczęła naukę i dostrzegła, że to, co uważała za normalność, wcale nią nie było. 

— Nie mamy całego dnia — warknął jej ojciec, Cornelius Avery, chwytając ją za przedramię i popychając w kierunku kominka.

Odwzajemniła jego nienawistne spojrzenie i wyrwała rękę z uścisku. Wkroczyła do paleniska dumnym krokiem,  wyciągnąwszy wcześniej proszek Fiuu z worka, po czym wypuściła go z dłoni i głośno wypowiedziała nazwę miejsca, w którym pragnęła się znaleźć. Zresztą każde byłoby lepsze niż ta cholerna, zimna twierdza, którą nazywała domem — nie z wyboru, a z przykrego przymusu.

— Dworzec King's Cross.

Chwilę później znalazła się pośród uczniów i ich rodzin, a ciężar zniknął z jej ramion, gdy zdała sobie sprawę, że po raz kolejny zdołała przeżyć. Nie czekała na ojca. Nie czekała na żadnego innego członka rodziny. Wtopiła się w tłum, spychając gniew i odrazę na dalszy plan; w końcu mogła oddychać, nawet jeśli ślady goryczy pozostały na języku.

Z każdą minutą miało być lepiej. Po sześciu latach spędzonych w szkole wiedziała to doskonale i z utęsknieniem wyczekiwała na moment, gdy w końcu obudzi się z poczuciem wolności. Do tego czasu zamierzała maskować gorzki posmak innym, równie paskudnym, sięgając po papierosy, ukryte głęboko w kieszeni płaszcza. Dym zawsze działał kojąco. Drapał ją w gardło, a jednocześnie dawał dziwne poczucie kontroli nad własnym życiem. Tej jednej rzeczy nie mogli jej odebrać — kilku chwil zapomnienia, podyktowanych pragnieniem należącym jedynie do niej.

— Avery. — Głos Severusa Snape'a dobiegł jej uszu, co skwitowała kpiącym uśmiechem.

— Snape — odparła i spojrzała kątem oka na wysoką, chudą postać, która dołączyła do niej niemalże bezszelestnie. — Zakładam, że twoje wakacje były równie beznadziejne jak moje.

— Jakżeby inaczej. Sporo wrzasków, płaczu, cierpienia. Myślałem, że zanudzę się na śmierć.

Leanne parsknęła śmiechem i pokręciła głową. Chłopak nie był może jej bliskim przyjacielem, ale z drugiej strony nie sądziła, aby ktokolwiek zasługiwał na to miano. Wolała trzymać się z daleka od ludzi — szczególnie większości Ślizgonów, którzy swoimi opiniami przypominali jej o wszystkim, o czym chciała zapomnieć. Starała się więc ignorować większość bredni, które opuszczały ich usta.

Snape był jednak wyjątkiem; jak na kogoś, kto poszukiwał towarzystwa elity, wykazywał się nieprzeciętną inteligencją. Umiała zrozumieć, dlaczego ciągnęło go do świata, do którego należał jedynie połowicznie. Pragnął uznania, pragnął wszystkiego, czego nie otrzymał od swojej rodziny. 

Mimo to uważała, że wybrał najgorszą możliwą ścieżkę, aby to osiągnąć. Oprócz inteligencji posiadał również talent, znacznie większy niż jego koledzy. Ona sama radziła sobie z eliksirami tylko dlatego, że tłumaczył jej wszystko z niezachwianą cierpliwością. Odwdzięczała się korepetycjami z Obrony przed Czarną Magią, jako że chłopak wolał studiować samą Czarną Magię, zamiast zajmować się szkolnym materiałem. Po części robiła to, by zadośćuczynić za pomoc w eliksirach, ale jakaś jej część miała nadzieję, że ten gest dobrej woli będzie trzymał ją z daleka od końca jego różdżki.

Sekret odwagi [Remus Lupin x OC]Where stories live. Discover now