Dziewięć: Ostrzeżenie

750 71 37
                                    

Leanne doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak intensywne było spojrzenie Mulcibera, wbite prosto w jej twarz. Nie miała wątpliwości, że gdyby tylko posiadał umiejętność Legilimencji, z chęcią by ją wykorzystał. Nie zamierzała spowiadać się ze spotkania z Lucjuszem; nie wiedziała zresztą, co właściwie miałaby powiedzieć. Malfoy opuścił gospodę, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że oczekuje od niej przemyślenia spraw, rozważenia ich w spokoju. Avery uznała to za wyraz szacunku i zrozumienia, jak bardzo różniła się od swoich rówieśników, w ciemno zgadzających się na wszystkie warunki.

Wiedział, że nie przekona jej kilkoma pięknymi frazesami. Leanne potrzebowała solidnych dowodów oraz czasu, by rozważyć za i przeciw. A on uważał ją za na tyle wartościową, żeby zagwarantować jej specjalne traktowanie. Nie znaczyło to, że odpowiadało mu czekanie. Była boleśnie świadoma, jak potoczy się kolejne spotkanie; od jej decyzji miało zależeć wszystko, a ona wciąż nie potrafiła wybrać.

Lucjusz przemówił do jej próżnej strony — tej, która wolałaby żyć w wygodzie, zdobywać wiedzę i niczym nieograniczoną potęgę. Oczywiście wiązałoby się to z wyrzeczeniem się resztek człowieczeństwa, jakichkolwiek ciepłych uczuć, które w ostatnim czasie stały się dziwnie... zauważalne. Potrafiła jednak dostrzec korzyści, płynące z dołączenia do grona Śmierciożerców. Mimo to...

Podniosła głowę znad pustego pergaminu, na którym powinny znajdować się notatki. W końcu przyszła do biblioteki z zamiarem zajęcia umysłu czymś innym niż wiszącym nad nią ciężkim wyborem. Nie potrafiła się skupić — nie, gdy Mulciber siedział zaledwie kilka stolików dalej i nawet nie ukrywał powodu swojej wizyty w świątyni ksiąg. Paradoksalnie jego obecność zmuszała ją do powracania myślami w stronę innego z jej rówieśników.

Podczas gdy słowa Lucjusza kusiły ją potęgą, wspomnienie ciepłego, zatroskanego spojrzenia Remusa Lupina — tak różniącego się od intensywnego, lodowatego wzroku Fabiena — nie dawało jej spokoju w jeszcze większym stopniu.

Leanne westchnęła i zerknęła na Mulcibera ze szczerą niechęcią. Spodziewała się, że chłopak jedynie uśmiechnie się arogancko, pozostając w miejscu, tymczasem on podniósł się z krzesła i ruszył w kierunku Ślizgonki. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zebrać swoich rzeczy i nie opuścić biblioteki, ale wiedziała, że Fabien pójdzie za nią. Z dwojga złego wolała zmierzyć się z nim tutaj, gdzie Madame Pince czuwała nad zachowaniem względnej ciszy. Na korytarzach nie obowiązywały żadne zasady — żadne, które mogłyby go powstrzymać.

— Czego chcesz? — mruknęła, gdy Mulciber usiadł naprzeciwko i uśmiechnął się kpiąco.

— Zamierzasz mi w końcu powiedzieć, jak poszło spotkanie z Lucjuszem? — spytał stanowczym tonem, a ona jedynie wywróciła oczami.

— Nie. Mogłeś się zorientować po moim wymownym milczeniu — odparła sucho, wbijając wzrok w notatki.

Oczywiście nie spodziewała się, że chłopak odpuści. Byłoby to dość naiwne myślenie, szczególnie zważywszy na determinację, która nie opuszczała jego twarzy.

— Prędzej czy później i tak się dowiem — zauważył, co skwitowała pobłażliwym spojrzeniem.

— Później brzmi dobrze.

Przez moment milczał, aż w końcu pochylił się w jej stronę, mrużąc oczy. Leanne mimowolnie uniosła wzrok i zmusiła się do zachowania spokoju, chociaż zignorowanie dreszczu przyszło jej znacznie ciężej niż ignorowanie natarczywości Ślizgona.

— Kiedy w końcu zrozumiesz, że tak naprawdę nie masz żadnego wyboru? Lucjusz może i faktycznie jest zafascynowany twoją osobą, ale to wcale nie znaczy, że pozwoli ci po prostu odejść. To nasze przeznaczenie, Lea. Dlaczego tak usilnie próbujesz się przed nim bronić?

Sekret odwagi [Remus Lupin x OC]Where stories live. Discover now