Dwa: Dobroć serca

2.2K 200 125
                                    

Zajęcia z Obrony przed Czarną Magią zaliczały się do jej ulubionych — głównie ze względu na fakt, że radziła sobie na nich nadzwyczaj dobrze. Leanne wychodziła z założenia, że korzystanie z Czarnej Magii nie było wcale rzeczą tak okropną, jak wszyscy sądzili. Istniała jednak niezwykle cienka granica między korzystaniem z mrocznych zaklęć a pozwoleniem, aby ich potęga całkowicie pochłonęła czyjś umysł.

Potrafiła zrozumieć, dlaczego kładziono tak olbrzymi nacisk na niebezpieczeństwo, jakie wiązało się z tą dziedziną magii. Niewielu uczniów byłoby w stanie poradzić sobie z pokusą, aby zatracać się w niej coraz mocniej i mocniej, aż w końcu zupełnie utraciliby kontakt z rzeczywistością. Lepiej, by trzymali się od niej z daleka, zaoszczędzając tym samym problemów zarówno sobie, jak i wszystkim pozostałym.

Leanne nie była jednak głupia; wiedziała doskonale, że u podstaw zyskania jakiejkolwiek kontroli nad mroczną, nieokiełznaną siłą, leżało jej zrozumienie. Nie chodziło jedynie o to, jak funkcjonowała, ale także o wszelkie możliwe sposoby, by się jej przeciwstawić — a Obrona przed Czarną Magią oferowała tę wiedzę w niezwykle uporządkowanej formie.

Dlatego też chodziła na zajęcia z niemałą satysfakcją, starając się wyciągnąć z nich jak najwięcej — nawet, jeśli oznaczało to współpracowanie z Syriuszem Blackiem.

— Ostatnio często się spotykamy — zaśmiał się Gryfon, a ona spojrzała na niego znudzona, co nieco przygasiło jego entuzjazm.

— Zaiste niezwykły zbieg okoliczności. Zupełnie jakbyśmy chodzili do tej samej szkoły — odparła i sięgnęła po różdżkę. — Miejmy to z głowy.

Dziewczyna rozejrzała się po klasie i niemalże uśmiechnęła się z politowaniem na widok Rosiera, męczącego się z zaklęciem tarczy. Tak, jak sądziłam, pomyślała z zadowoleniem, po czym przeniosła spojrzenie na Blacka. W przeciwieństwie do jej kolegi z domu, chłopak wyglądał na pewnego siebie i całkowicie rozluźnionego. Nie wątpiła, że akurat on wiedział, jak rzucić zwykłe Protego. Mogła narzekać na jego niezwykle irytującą osobowość, ale musiałaby być ślepa, by zignorować dość znaczący talent magiczny Gryfona.

Oddaliła się od niego na kilka kroków, stając po drugiej stronie klasy, po czym uniosła różdżkę.

— Zaczynaj — rzuciła stanowczo, co Black skwitował jedynie skinieniem głowy.

Expelliarmus ­­— zawołał, a Leanne wypowiedziała inkantację w myślach, z zadowoleniem obserwując, jak zaklęcie Syriusza odbija się od niewidzialnej ściany.

Uśmiechnęła się nieznacznie, gdy profesor Higgins podszedł do nich i klasnął w dłonie z uciechą.

— Świetnie, doprawdy doskonale, panno Avery! Dziesięć punktów dla Slyhterinu!

Black spojrzał na nią z determinacją i gestem dłoni nakazał jej atak. Leanne nie wahała się nawet przez moment i rzuciła zaklęcie — po raz kolejny niewerbalnie. Chłopak był jednak przygotowany, a jego tarcza odbiła czerwony promień równie silnie, co ta wyczarowana przez Ślizgonkę.

— Wspaniale! Dziesięć punktów dla Gryffindoru! — ucieszył się jeszcze raz profesor, kiwając głową. — Nie spodziewałem się po was niczego innego. Każda lekcja utwierdza mnie w przekonaniu, że jesteście niezwykle utalentowani! Poćwiczcie jeszcze kilka razy, a później, w nagrodę, możecie sobie zrobić wolne do końca zajęć i pomóc tym, którzy sobie nie radzą!

Zgodnie z poleceniem następnych kilka minut spędzili na rzucaniu w siebie zaklęć, które bez trudu odpierali. W końcu jednak wrócili do ławek, upewniwszy się, że nikt nie potrzebuje ich pomocy. Leanne spodziewała się, że Syriusz usiądzie na swoim miejscu, ale on zdecydował się zająć zwyczajowe miejsce Snape'a, który utknął w parze z Pettigrew.

Sekret odwagi [Remus Lupin x OC]Onde histórias criam vida. Descubra agora