2

92 8 48
                                    


Otworzyłem drzwi od pokoju i rozejrzałem się. Moi współlokatorzy powoli się budzili, co mnie zniechęciło do wejścia. Niezbyt widziało mi się rozmawianie z nimi, tym bardziej po ostrzeżeniu Megatrona. Zebrałem się jednak w sobie i wszedłem zamykając drzwi. Klony zerknęły na mnie, ale nic nie powiedziały, a ja również milcząc wspiąłem się na prycz i wyciągnąłem datpada od Sound'a. W końcu mogę spokojnie poczytać bez wpadania na Megatrona!

Charlie musiała być na prawdę odważna! Jest napisane, że nawet nie bała się stanąć twarzą w twarz z Megatronem! Dzielnie stanęła przed jego tronem będąc ledwo widoczną, nie drgnęła, by uciec! To musiało skłonić Megatrona do wcielenia ją do armii...

Szpieg Megatrona ma również strażnika, klona Steve'a. Podobno mają bardzo dobre relacje, na co posmutniałem. Też chcę mieć z kimś dobre relacje..

Klony zaczynały mi przeszkadzać. Zaglądali do mnie, szeptali między sobą. RK20-5 zajrzał do mnie ciekawsko, ale go spławiłem ruchem dłoni. Odsunął się, zerknął na kolegów, a potem na mnie. Jednak to ich nie skłoniło do refleksji. Nadal podchodzili.

Jeden ciagnął mnie za nogę, inny za rękę. Denerwowali mnie. W końcu nie wytrzymałem i zepchnąłem jednego klona na ziemię. Uderzył z jękiem i podniósł się masując tył głowy.

- Czemu jesteś nie miły? - zapytał po chwili ciszy RK30-5. Nie wiedziałem co im powiedzieć... Prawdę, czy skłamać? Nie chciałem być nie miły, pokazywałem im delikatnie, że nie chcę ich towarzystwa! Prawda? No bo, nie rzucałem nimi, lekko odpychałem, albo odganiałem, nie licze popchnięcia... Czy to już jest wredne?! Po prostu chce ich jakoś odgonić! Zaczynałem się zastanawiać, czy Megatron miał racje...

Pfe, o czym ja myślę! Lord Megatron na pewno się nie myli, ale nie chcę, by mieli mnie za gbura... Już sam nie wiem...

Patrzałem na RK3, a ten na mnie wyczekująco. Milczeliśmy, gdy nagle do pokoju wparował Knockout, medyk. Miał lśniący, czerwony lakier i bystre czerwone optyki, które może nie jarzyły się złowrogo jak u Megatrona, jednak widać w nich było nutkę nieobliczalności i szaleństwa.

- Dobra, słoneczka.. Który to RK10-5? - odezwał się melodyjnym głosem patrząc po każdym z nas. Uniosłem niepewnie szponiastą dłoń. Gdy Knockout na mnie spojrzał to od razu pożałowałem, że uniosłem dłoń. Medyk wbijał we mnie czerwone jak u Megatrona optyki i chciał na pewno czegoś więcej, niż tylko sprawdzić, czy mam zdrowe gardełko. Opuściłem dłoń i schowałem datpada do kokpitu.

  - Ze mną, maleńki, do gabinetu - rzucił i wyszedł tak szybko jak wpadł. Nie miał pewnie dobrego dnia, w przeciwieństwie do Lorda.

  Zeskoczyłem z piętrowego łóżka i przechodząc pomiędzy klonami wyszedłem z pokoju i pognałem za Knockout'em.

  Powoli zbliżyłem się do drzwi gabinetu i wziąłem wdech, ale zanim dotknąłem klamki to lekarz już otworzył drzwi. Widząc mnie uniósł brew.

  - I czego nie wchodzisz? - spytał - Chodź - dodał i wpuścił mnie do środka. Wszedłem powoli oglądając pomieszczenie. Na środku był postawiony stół z metalu nierdzewnego, nad nim było przymocowane jakieś dziwne urządzenie, a obok lampa używana przy operacjach. Pokój był wypełniony szafkami i półkami z różnymi lekami, czy częściami. W prawym rogu stała podłużna szafka z całą paletą kolorów lakierów, obok stała szafka z przedmiotami do pielęgnacji lakieru. Gabinet był pięknie wysprzątany, jakby dopiero co wszystko zostało wstawione i jeszcze nie było używane.

  Knockout poruszał się jakby lewitował, lekko przesuwał się z jednego kąta do drugiego szukając czegoś. Lakier odbijał światło z lamp, wyglądał zjawiskowo. O tym nic nie miałem w opisie medyka!

Raz na wozie, raz pod wozem [Transformers Prime fanfiction]Where stories live. Discover now