Rozdział 8 - Księgi welleinów (cz. 2)

Start from the beginning
                                    

– Stoimy na trzystuletnim drewnie. W ten sposób chyba nawet ciężar rozkłada się na większą przestrzeń i jest bezpieczniej – Deir uniósł brwi. Skrzydła zatrzepotały mocniej. Nie zdziwiła się, nadopiekuńczość raczej nie była w jej stylu. Zwłaszcza aż tak panikarska.

– Podłogi są zwykle mocniejsze niż barierki.

– Okej – Deir wzruszył ramionami i przysiadł obok niej. Przyjrzał się otwartej właśnie stronie. Skrzydła drgały lekko, wzór na piersi wirował. Czuła się jak intruz, gdy tylko próbowała analizować te ruchy. Jednym było szpiegowanie ludzi, przez których tutaj skończyli. Innym włażenie z butami w uczucia przyjaciół.

Ilay wspięła się do nich po drabinie. Lawendowa aura błyszczała mocniej, zdradzając, że przed chwilą welleinka wykorzystywała swoje moce. Wróble skrzydła to niemal się nie poruszały, to trzepotały gwałtownie, z perspektywy Noelle bez jakiegokolwiek ładu i składu. Wzór na sercu przekształcał się płynnie między kilkoma formami. To przybierał kształt nakrapianej stokrotki, to szachownicy, to czegoś, co przypominało zmutowane pióro. W duchu żałowała, że nie ma żadnego porównania, nawet książka nie opisała ani jednego innego welleina. Może przegapiła kilka podobnych istot w korytarzach – ale gdyby miała znów decydować, przegapiłaby je drugi raz.

– Jak lektura? – spytała Ilay, uśmiechając się do niej. Szachownica splotła się na moment ze stokrotką.

– Bardzo pomocna, jak pominie się głupoty. Niestety, wtedy robi się bardzo krótka – odparła Noelle.

– Typowe – zaśmiała się Ilay, a stokrotka na jej piersi rozkwitła jak żywy kwiat w piękny dzień.

Deir uśmiechnął się lekko, Noelle zagryzła wargę. Mruczenie kota przez moment było jedynym rozlegającym się między półkami dźwiękiem. Potem dziewczyna nie wytrzymała.

– Nie masz nam nic ważnego do powiedzenia? Teraz, gdy nie mamy niechcianego towarzystwa.

– Mówisz o Ekirze? Nie planuję go wykluczać. – Ilay pochyliła się nad kotem, tak że Noelle nie widziała jej twarzy.

– To może lepiej nic nie mów. Jeśli masz jakieś ważne informacje, a on to wszystko przekaże swoim, to może skończyć się tragedią i dla nas, i dla ciebie. – W ostatniej chwili obniżyła głos, orientując się, że niemal krzyczy.

– Pomogliście mu wejść. To nie była moja decyzja, ale jest tu gościem i nawet jeśli muszę zamknąć drzwi, aby was tu zatrzymać, nie chcę posuwać się dalej. – Smugi nad sercem Ilay ułożyły się w równą kratę. Niepokojąco równą.

Noelle pożałowała, że nie ma obok przyjaciółki. Miała ochotę ofuknąć ją za idiotyczny, utrudniający wszystkim życie altruizm.

– To archiwum istnieje od ponad trzystu lat? – spytał nagle Deir.

– Istnieje – przyznała Ilay. Podniosła twarz znad kociego futra, w jej sporych, dziecięcych oczach błysnęło zaciekawienie.

– A ty tu jesteś...

– Od tych trzystu lat. A właściwie mniej, ale to długa historia. – Ilay znów przytuliła się do kota, który miauknął, raczej wyrażając zaskoczenie niż niezadowolenie. – My żyjemy o wiele dłużej niż wy i dojrzewamy inaczej. Nie czujcie się skrępowani. – Uśmiechnęła się szeroko. Naprawdę, trudno było za nią nadążyć.

– Powinnaś więc już wpaść na pomysł, że... – zaczęła Noelle.

– Powinniśmy ci podziękować – przerwał jej Deir. – Za pomoc i za to, że chcesz się podzielić swoją wiedzą. – Odwrócił się do Noelle. – Daj jej zdecydować.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now