2

43 6 0
                                    

Chyba nic gorszego nie mogło mnie dziś już spotkać. Z początku myślałam, że będę w stanie tolerować Adama Wilczyńskiego, ale przy duecie, jaki tworzył z Krzyśkiem Baranem, po prostu opadały ręce.

Dobrana z nich była para. Przez cały wieczór starałam się, jak mogłam, być w miarę neutralna, albo ujmując to inaczej – niczym powietrze. Z nikim nie wdawać się zbytnio w dyskusje. Gdybym zaczęła mówić, prawdopodobnie emocje wzięłyby nade mną górę, a awantury i płacz z udziałem publiczności nie były w moim stylu.

Jedynym pozytywnym akcentem całego wieczoru było jedzenie – Żaneta gotowała obłędnie. Choć tyle tego miłego.
Niestety przez stres, jaki odczuwałam, a także z powodu niespodziewanego pojawienia się Krzysztofa żołądek skurczył mi się do wielkości piłeczki pingpongowej i niewiele byłam w stanie przełknąć.

Po sutym i smacznym posiłku Żaneta zaczęła serwować alkohol, każdemu wedle życzenia i uznania. Mężczyźni usiedli bliżej ławy, tak aby mieć stały dostęp do wódki, którą rzecz jasna przyniósł Adam. My, dziewczyny, sącząc czerwone wino, usadowiłyśmy się na łóżku Żanety, które służyło nam tego wieczoru za coś w rodzaju sofy.

Od czasu do czasu z przerażeniem zerkałam na żywo dyskutujących chłopaków, którzy zdążyli już wypić kilka kolejek i zrobili się bardzo głośni i śmiali. Nie umknęło również mojej uwadze to, że Krzysiek co jakiś czas na mnie zerkał. Cały wieczór nie odzywałam się do niego słowem, starałam się także nie patrzeć w jego stronę, choć kilku zmian w jego wyglądzie nie mogłam nie zauważyć. Usilnie starałam się skupić na rozmowie z moimi przyjaciółkami – studia, egzaminy i wspólne wakacje.

– Chciałam… chcielibyśmy wam coś powiedzieć. – Marta trochę nieśmiało zastukała łyżeczką w kieliszek, przerywając wszystkie rozmowy. – Skoro już jesteśmy całą naszą paczką, razem w jednym miejscu… – Odchrząknęła, bardzo stremowana wstała z łóżka i szybko wypuściła powietrze. – Zaręczyliśmy się z Robertem w zeszłym tygodniu i pobieramy się wczesną jesienią tego roku.

Wiadomość ta wywołała szok nie tylko u nas dziewczyn, ale także wśród męskiego grona. Krzysiek otworzył szeroko oczy i nerwowo potarł twarz, po czym splótł ramiona na piersi, nie odzywając się ani słowem. Twarz Adama przypominała pysk czerwonego karpia koi; siedział z otwartymi ustami i bezmyślnym wyrazem twarzy. Robert bardzo prawidłowo pękał z dumy.

– Tak bardzo się cieszę!!! – zapiszczała Żaneta, rzucając się Marcie na szyję.

– Przyłączam się do gratulacji, ale muszę przyznać, że jestem, no cóż… w szoku… chyba my wszyscy jesteśmy… Ale nie jesteś…? – Adamowi mógł przyjść do głowy tylko jeden powód do zaręczyn.

– Nie, nie jestem w ciąży – uprzedziła jego pytanie Marta, uśmiechając przy tym tak, jakby jego pytanie w ogóle nie było obcesowe. Według mnie była najbardziej ciepłą, spokojną osobą, jaką znałam, i chyba nic ani nikt nie był w stanie wyprowadzić jej z równowagi.

– Aha, to dobrze – mruknął trochę zawstydzony Adam i mimo że od wypitych procentów miał karminowe wykwity na policzkach, to wyraźnie spiekł raka. – Jeszcze raz serdecznie gratuluję… – mamrotał pod nosem, rozlewając na drugą nóżkę.

– Cieszę się twoim szczęściem, kochana – wyszeptałam w jej włosy, mocno ściskając przyjaciółkę.

– No to najlepszego! – Krzysiek nonszalancko podniósł kieliszek, wznosząc toast.

– Zdrowie zakochanych! – szczebiotała Żaneta. Wszyscy unieśliśmy kieliszki i wypiliśmy za pomyślność narzeczeństwa naszych wspólnych przyjaciół.

CUDZOZIEMKAWhere stories live. Discover now