V

81 5 0
                                    

Miała się zająć sobą, miała sobie znaleźć sama zajęcie, może miała też i się sama szkolić według niego? Nie widziała, ale jednego była pewna, że nie lubi, nie darzy nawet sympatiom czy szacunkiem swojego mistrza. Może na początku był jakiś szacunek, on jednak zniknął, gdy z nim wymieniła pierwsze zdania…

Nie miała zamiaru szanować osoby, która nie szanuje jej, mógł ją nawet nie chcieć czuć, mógł jej to po prostu powiedzieć, a nie udawać jakby była nikim, lub jakimś idiotom, który nie domyśli się prawdy…

Zajęła się więc sobą, tak jak była tego uczona w świątyni, bo tam przynajmniej ktoś przykładał wagę do ich treningu… i właśnie z takiego treningu postanowiła sobie skorzystać, a jeśli on będzie miał jakieś problemy — to mu powie, że sam jej kazał zająć się sobą.

Zatrzymała się koło jednego z budynków, prawie na samym skraju małej osady, i rozejrzała się dokoła. Nie chciałaby ktoś jej przeszkadzał.

Odpięła swój miecz, chwyciła go wygodniej w dłoni po czym włączyła go za pomocą guzika na rękojeści, a chwilę późnej już nim machała na różne strony, by się znów do broni przyzwyczaić…

Nie minęły nawet dwie minuty, a dziewczyna już przechodziła do swojego głównego treningu, tylko potrzebowała do niego rzeczy… no właśnie. Z tym tutaj to miejsce właśnie leżało.

Rozejrzała się dokoła, szukając czegoś co może się nadać. Znalazła… dwie puste podniszczone beczki na wodę, cztery skrzynki i dwa w połowie zniszczone kartony… no cóż, musiało to jej wystarczyć na razie.

Ustawiła wszystko w różnych odstępach, tak jak zawsze było na sali, a gdy to już zrobiła, wróciła do punktu startu.

Znów odpaliła miecz, bo musiała go zgasić, przybrała odpowiednią pozę, była już gotowa, by zaczynać, gdy ktoś jej przeszkodził… nie trudno się oczywiście domyśleć kim był ten ktoś.
— Nie przypominam sobie, żebym pozwolił Ci rozwalać naszą kryjówkę. — Miała ochotę się na niego rzucić i jednak to z niego zrobić swój cel do treningu, jednak w porę się opanowała. Jak by to wyglądało, no o jakby to wytłumaczyła późnej. Dlatego tylko wzięła głęboki wdech, jak i wydech, no i tak chyba z trzy raz, zanim się do niego odwróciła twarzą.

— Nie mówiłeś czego mi nie wolno a co wolno, na dobrą sprawę, nic mi nie powiedziałeś. — Miała wielką ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy, i to na prawdę. Dlatego z wielką przyjemnością oglądała jak zmieniła mu się mina. Chyba nie tego się spodziewał.

No i dobrze. Niech wie, że nie wszyscy się go boją i darzą szacunkiem.

Przeszło jej przez myśl, jakoś nie myślała teraz o konsekwencjach tego czynu, ale jej zachowanie utwierdziło w jego zamiarach. Naprawdę miał już jej dość, chyba w życiu nie spotkał bardziej zrozumiałej i pyskatej osoby. No oczywiście, jeśli nie licząc jego samego, ale tego teraz nie brał pod uwagę, zresztą jak zawsze.

— Widzę, że masz aż za dobry humor… i za bardzo na mój gust jesteś pyskata. — Stwierdził, widocznie urażony. On jej pokaże, że jego należy szanować i pilnować języka jak się do niego mówi, no, chyba że jest się kimś z rady… lub z senatu no i kim, kogo lubi… a ona nie była w żadnej z tych grup.

Ona pokręciła głową z niedowierzaniem. Czy on właśnie ma zamiar jej strzelić kazanie, bo on nie sprecyzował tego co może robić a co nie? Przecież to nie miało dla niej żadnego sensu…

— Och, no tak. Bo przecież ja siedzę w twojej głowie i wiem co mam robić a czego nie. — Tym razem to ona się oburzyła. Nie będzie z niej idiotki robił. Doskonale przecież wie co on powiedział, a raczej czego nie powiedział, mógł bardziej sprecyzować co ma robić a co nie.

Anakin naprawdę miał już jej dość, dlaczego ktoś tak młody się tak zachowuje? Do tego podobno ma być jego uczniem, to chyba tym bardziej powinna widzieć, że musi się odnosić z szacunkiem…

— Dobrze Ci radzę — Zaczął, uśmiechając się pod nosem, bo już zdecydował czy wykona swój plan — Uważać jak się do mnie i innych odzywasz. Pamiętaj, że jak na razie jesteś tutaj pod moją opieką, czyli masz wykonywać wszystkie moje polecenia. — Po tych słowach, dziewczyna już widziała, że nie skończy to się dobrze…

Spojrzała na niego podejrzliwie, bo nadal nie wiedziała do czego on zmierza, jednak widziała, że do niczego dobrego to raczej nie prowadzi. Dlatego tym razem zostawiła to bez żadnego komentarza, po prostu czekała aż sam w końcu łaskawie raczy powiedzieć co wymyślił, z cichą nadzieją, że tym razem powie precyzyjnie co ma robić.

On jednak nic więcej nie powiedział, tylko stał tam przed nią jeszcze chwilę w ciszy, po czym się po prostu odwrócił i poszedł w tylko sobie znanym kierunku.

Tano westchnęła cicho, po co jej zawracał głowę, skoro i tak nie chciał jej nic powiedzieć? Nie rozumiała tego człowieka i jakoś szczerze wątpiłaby miało to się zmienić. Jednak po chwili sama ruszyła za nim, bo może tam się czegoś więcej dowie.

Tak więc już po chwili była krok za swoim nowym mistrzem, a raczej tymczasowym, bo wątpiłaby u niego została po tej akcji. Na pewno będzie się chciał jej pozbyć, powie radzie, że się nie nadaje i znów wrócić do nauki w świątyni, lub ewentualnie jakieś inny Jedi weźmie ją jako swojego ucznia. Dla niej? Było to już obojętnie, mógł być to każdy, mogła zostać uczniem każdego, oczywiście z wyjątkiem tej napuszczonej i niezdecydowanych księżniczki…

Skywalker wszedł po schodach z powrotem do pomieszczenia, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że jego nowy uczeń idzie cały czas za nim, przez co czuł się jakoś dziwnie. Przecież on, gdy był uczniem Obi-wana zawsze szedł obok niego lub nawet czasem przed nim. Jednak czego się mógł spodziewać? Do tego, że przed chwilą jej jeszcze swoje powiedział?

No cóż, przynajmniej wpadła sama na to, że ma za nim iść i wejść też do budynku. Przecież nie będzie całego planu jej mówił osobno, powie przy wszystkich, będzie miej podejrzane…

Zajęła miejsce prawie przy wejściu, a raczej tam stanęła i obserwowała jak Anakin podchodzi do stołu, który jest pokryty jednym wielkim hologramem, czyli mapą całej okolicy… sama także zaczęła się jej przyglądać, sama zaczęła oceniać sytuację, w jakiej znalazł się oddział Skywalkera.

Oceniłaby to jednym słowem; przegrana.

No cóż, jednak to nie ona decydowała o tym, jaki będzie następny ruch, i było jej z tym nawet dobrze. Cała odpowiedzialność za nieudaną na misję spadnie na Anakina i to on będzie się tłumaczył radzie, dlaczego tak się stało, to on będzie składał raport…

Jak mi go przykro… żartowałam…

Przeszło przez myśl pannie Tano, gdy tak obserwowała wszystkich w pomieszczeniu. Wątpiłaby ona sama w najbliższym czasie miała podobne problemy, bo prawdopodobnie całą wojnę to ona przesiedzi w świątyni, bo nikt nie będzie jej chciał na padawana… no cóż, takie życie.

Przez to, że była myślami w kompletnie innym miejscu, nie słuchała w ogóle to, co mówił Skywalker… dopiero po tym, że cały czas się na nią patrzył wzrokiem jakby miał ją zaraz zabić, plus nic nie mówił, dziewczyna uświadomiła sobie, że oni już zaczęli omawiać plan ataku…

— I ty chcesz być moim uczniem? — Zapytał z wyraźną kpiną w głosie. Miał oto kolejny powód, żeby się jej pozbyć — nie słucha w ogóle, nawet tu nie chodzi o rozkazy, jest rozkojarzona i się nie nadaje do pracy w terenie i z wojskiem…

Najlepiej niech ją zostawią w świątyni do końca wojny…

Przeszło mu przez myśl…

— Dobra, skoro wszyscy wiedzą co mają robić, to do roboty. — Powiedział, informując w tej sposób Ahsoke, że nie ma najmniejszego zamiar powtarzać wszystko, a tym samym, że ma się sama dowiedzieć co należy do jej aktualnych obowiązków…

═════════════════════════

#03.12.2019 — Opublikowano  rozdział.

Komentarz? Gwiazdka? Choć komentarz bardziej motywuje ^^

{ 1270 słowa }

Beginnings are always difficult ˢᵗᵃʳ ʷᵃʳˢ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz