VI

663 52 27
                                    

W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia Remus obudził się wyjątkowo późno i poczuł, że wcale nie ma ochoty dziś wstawać. 

Był obolały. To nie było aż tak dziwne – w końcu pełnia była za pasem, a dni tuż przed zawsze były ciężkie. Łączyły się z objawami, które przypominały mu grypę, niekiedy lżejszymi, całkiem znośnymi, a innym razem tak mocnymi, że miał wrażenie, że po prostu nie dożyje następnego ranka. Czasem, jeśli tylko miał trochę wolnego, pozwalał sobie na spędzenie całego dnia w łóżku, a czasem, jeśli dopisywała mu odrobina szczęścia, robił to nawet w towarzystwie Syriusza. I taki właśnie plan miał na dziś: przeleżeć większość dnia w pościeli, zwlec się jedynie na późne śniadanie oraz kolację, może ewentualnie się umyć, jeśli uzna to za konieczne. Teraz jednak nie zamierzał się ruszać. Miał koło siebie wszystko, czego potrzebował.

Syriusz leżał tuż obok, w swojej animagicznej formie. Potężne psie ciało było kurczowo przyciśnięte do torsu Lupina, a czarny pysk spokojnie spoczywał na jego ramieniu. Remus nie mógł się powstrzymać; na jego twarz mimowolnie wpłynął uśmiech, nieco wykrzywiony przez ból, który cały czas odczuwał. Wsunął palce w futro Łapy, kilkukrotnie je przeczesał i ułożył się nieco wygodniej, nieopatrznie budząc przy tym psa. 

– Śpij, jeszcze nie musimy wstawać – wyszeptał Lupin. Mimo tego zwierzę zwinnym ruchem zeskoczyło z łóżka, a na jego miejscu po kilku sekundach pojawił się Syriusz w ludzkiej formie. 

– Jestem cholernie głodny – pożalił się Black, ponownie wsuwając się pod kołdrę obok Lunatyka. Ujął jego twarz w swoje dłonie, pogładził go po policzkach i złożył delikatny pocałunek na jego ustach. – Jak się czujesz? 

– Jak kompletne gówno, tak dla odmiany – zaśmiał się Remus. – I nie mam najmniejszej ochoty się stąd ruszać. 

–Sugerujesz, że mam ci przynieść śniadanie do łóżka? 

– Sugeruję, że masz się stąd nie ruszać. 

– I umrzeć z głodu? 

Lupin zaśmiał się i mocniej wtulił się w chłopaka. – Zaraz wstanę. Daj mi nacieszyć się spokojem. Nie ma tu Jamesa z jego dziką energią, więc i ty jesteś spokojniejszy. Podobasz mi się taki. 

– To mój prezent świąteczny, nie przyzwyczajaj się. 

– Nie chcę, żebyś się zmieniał. Pokochałem cię takiego, jaki jesteś i nie chcę cię innego. Każdy z nas ma swoje wady, z którymi ten drugi musi się mierzyć, prawda? 

Syriusz zaśmiał się i pokiwał głową, po czym ponownie wygrzebał się spod kołdry, wstał, przeciągnął się i ruszył w stronę szafy. Wygrzebał coś z jej dna, mały, płaski pakunek zawinięty w ozdobny papier, po czym kolejny raz wrócił do łóżka. Remus chciał to jakoś skomentować, zganić go za to, że chodzi w tę i z powrotem, ale za bardzo skupił swój wzrok na tym, co jego chłopak trzyma w dłoniach. 

– Co tam masz? – spytał, podnosząc się do siadu. Czuł, że i tak więcej nie zaśnie, więc mógł w końcu jednak zwlec się z łóżka i iść na to śniadanie. 

– Prezent świąteczny – wyjaśnił spokojnie Black i rzucił paczką w stronę Lupina, który niezbyt zręcznie złapał go i położył na swoich kolanach. 

– Idioto, umawialiśmy się, że nie będzie żadnych prezentów! Teraz mi głupio, bo nic dla ciebie nie mam! – prychnął Remus. 

– To drobiazg, symboliczny – Black wzruszył ramionami. – No dalej, otwieraj. Bo zepsujesz. 

Lupin znów prychnął, ale w końcu szybkimi, chaotycznymi ruchami rozerwał  ozdobny papier. 

– Czekolada? – spytał Lupin. Po kilku sekundach na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech. – To wzruszające, jak dobrze mnie znasz. 

– Nie musisz silić się na ironię, James wybierał – zaśmiał się Black, ponownie przysiadając się do chłopaka. Po kilku sekundach poczuł szczupłe ramiona Remusa, oplatające jego tors i krótki pocałunek, złożony na jego policzku. – To naprawdę nic wielkiego. Chciałem ci sprawić przyjemność, to wszystko. 

– Mimo wszystko, też powinienem ci coś podarować...

– Wspólne święta to najlepszy prezent.

Lupin kolejny raz pocałował partnera, tym razem w kącik ust. – Mam lepszy pomysł – stwierdził. – Ale najpierw pójdziemy na śniadanie, żebyś nie umarł mi tu z głodu. A potem... Albo nie, teraz. Zaczniemy od tego – ton Remusa z każdym słowem robił się bardziej nerwowy.

– Może naprawdę chcesz najpierw zjeść śniadanie? Wyglądasz, jakbyś powoli dostawał stanu przedzawałowego.

 Mimo całego zdenerwowania Lunatyk znalazł w sobie dość siły, by wywrócić oczami. – Bez przesady, ja się tylko trochę stresuję – mruknął. – Zdecydowałem, że to już czas, by powiedzieć o nas chłopakom. Masz rację, to nasi przyjaciele i mają prawo wiedzieć. 

Syriusz, wbrew wszelkim oczekiwaniom, wybuchnął gromkim śmiechem. I tym razem nie pomogło nawet złe (i nieco zbolałe) spojrzenie, jakie posłał mu Lupin, potrzebował blisko trzech minut, by uspokoić się na tyle, by móc odpowiedzieć. – Naprawdę, Luniek? Tym się tak stresowałeś? – spytał w końcu z niedowierzaniem, łapiąc się za brzuch.

– Wypchaj się sianem. Miałeś się ucieszyć, a nie mnie wyśmiać – prychnął w odpowiedzi Remus. 

– Oj, daj spokój – Black przysunął się nieco bliżej. – Bardzo się cieszę, kochanie. Tylko obiecaj mi, że to naprawdę twoja decyzja i nie robisz tego tylko po to, by sprawić mi przyjemność. 

– Nie, Black, robię to, bo tego chcę. I dlatego, że lubię, jak obok mnie śpisz. Jesteś jak mały grzejnik – Lupin kolejny raz wywrócił oczami. – Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie pomyślisz, że wstydzę się swoich uczuć do ciebie. 

– Nie pomyślę – obiecał Syriusz. – A teraz chodź jeść, jestem naprawdę głodny. 


Kolejna pełnia była naprawdę trudna, zarówno dla Lupina, jak i dla Blacka. Przemiana była znacznie bardziej bolesna niż zwykle, a wilkołak szalał jak nigdy wcześniej. Syriusz, który zwykle był dużo silniejszy niż jego partner, tym razem nijak nie mógł sobie z nim poradzić. Nie pomagało nic, dlatego w końcu zdecydował się spasować – położył się w rogu największej izby Wrzeszczącej Chaty i obserwował rozwój wydarzeń, reagując jedynie w chwilach, gdy sytuacja robiła się niebezpieczna dla Remusa. 

Lunatyk wyszedł z tej pełni bardzo poobijany, podrapany, z kompletem siniaków i nowych blizn. Łapa warował przy nim do rana, prawie do chwili, gdy próg pokoju przekroczyła pani Pomfrey. Lupin wrócił do dormitorium dopiero w pierwszym tygodniu stycznia, kiedy wszyscy byli podnieceni powrotem do szkoły, ponownymi spotkaniami, a sami Huncwoci byli skupieni na planowaniu wielkiego numeru noworocznego. Potem wpadły kolejne szlabany, referaty i zadania domowe i temat uświadamiania przyjaciołom prawdy o naturze relacji między Lupinem i Blackiem zszedł na drugi plan.

Przynajmniej do pewnego popołudnia, mniej więcej w połowie lutego... 

Głupi Lupin znów się upił | wolfstarजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें