- Co mam teraz zrobić? - zapytał, a po jego policzkach spłynęły łzy. Nigdy wcześniej nie czuł się tak bezsilny.
- Nie wiem, Markie. Spróbujemy coś wymyślić. - odpowiedział zacieśniając uścisk.
- Nie chcę tam wracać.
- Wiem, ja też nie chcę, żebyś tam wracał, ale obawiam się, że nie ma innego wyjścia. Chodzisz jeszcze do szkoły i nie masz pracy, więc trudno byłoby znaleźć ci jakieś inne schronienie. Nie masz tutaj żadnej rodziny, prawda?
- Nikogo. Wszyscy zostali w Kanadzie.
Donghyuck poczuł ukłucie w sercu. On miał w Korei praktycznie całą rodzinę, ukochaną babcię i rodziców, którzy starali się być dla niego dobrzy. Mark był w zupełnie odwrotnej sytuacji. Nie miał nikogo bliskiego, na kim mógłby polegać, a własna matka traktowała go, jakby wcale nie był jej dzieckiem.
- Może on miał rację. Może lepiej byłoby gdybym nie istniał. - rzucił niespodziewanie.
- O czym ty mówisz, Mark?
- O śmierci. - wypowiedział te słowa tak naturalnie, że Donghyuck na chwilę zaniemówił.
- Posłuchaj, Markie. Wiem, że sytuacja może wyglądać teraz totalnie beznadziejnie, ale nie możesz myśleć o tym, jako o jedynym wyjściu. Uwierz mi, masz dla kogo żyć.
- Niby dla kogo?
- Dla mnie.
Mark uniósł głowę, ale oczy młodszego były zamknięte. Te dwa proste słowa sprawiły, że jego serce zabiło mocniej. Po raz pierwszy od dawna poczuł w nim uczucie ciepła, którego tak bardzo mu brakowało.
- Hyuckie, chcesz coś dla mnie zrobić?
- Wszystko, co zechcesz.
- Nie wypuszczaj mnie z uścisku. Nigdy.
CZYTASZ
gestures ➵ markhyuck
Fanfictiongdzie czarna dusza donghyucka spotyka równie czarną duszę marka ↳ social media au ↳ completed