23. Byłoby miło, gdybyś odpisał

3K 319 332
                                    

     — Lepiej żeby się nie budził, bo i tak nie mogę z nim rozmawiać — powiedziała, idąc za Bashem. Lacroix zatrzymał się przed wejściem do pokoju chłopaka i popatrzył na nią zdziwiony. 

     — Kto ci kazał się do niego nie odzywać? — Oparł się o futrynę, szykując się na fascynującą historię. Uwielbiał dokuczać tej dwójce i patrzeć, jak ich do siebie ciągnie. 

     — Ja sama. Dla Ruby. Więc oto ciasto od Maryli, możesz mu przekazać. — Uniosła koszyk. — A ja... — Chciała coś powiedzieć i odejść, ale Bash chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku pokoju.

      — A ty poczekasz tu aż przyjdę z lekarstwami od pani Linde — powiedział twardo. — Nie zostawię go samego, obawiam się tego mocno. — Podrapał się po brodzie. — A że śpi, nie będziesz musiała się odzywać. — Wzruszył ramionami. — To jak?

      — Ech... Dobrze. — Westchnęła i przewróciła oczyma, kryjąc rumieniec wstydu. W jej głowie otwarto teatr i odgrywano właśnie scenę z nocnego balu, kiedy to trzymała dłoń na jego piersi i czuła jego oddech na swoich wargach. Zadrżała na tę myśl. — Ale wróć szybko, bo... Mateusz potrzebuje mnie na Zielonym Wzgórzu — powiedziała, rozpinając sweter. 

     — Niczym statek do Charlottetown! — Zasalutował jej i wybiegł na podwórze, ściągając płaszcz z wieszaka. Ania popatrzyła za nim, próbując dostrzec, gdzie idzie, lecz zaraz odpuściła; szedł do pani Linde, to przecież oczywiste, tak mówił. On jednak skierował się do stodoły i usiadł wygodnie na sianie, przewidując co najmniej godzinę snu, zanim rudowłosa dziewczyna wyjdzie z domu Blythe'ów. Jak dobrze być przedsiębiorczym i pomysłowym człowiekiem. Brawo, Sebastianie. 

     W tym czasie Ania powoli przestąpiła próg pokoju chłopaka. Podłoga nie skrzypiała pod naciskiem jej nóg, lecz jakby piszczała z radości, uginając się (a może kłaniając) przed swoją przyszłą panią. Gdyby Ania mogła tu zamieszkać, Avonlea zyskałoby drugie Zielone Wzgórze. 

     Ostrożnie podeszła do wezgłowia łóżka i usiadła na krześle pozostawionym przez Ruby. Delikatnie odsunęła je w tył, za szafkę z książkami i oparła podbródek na rękach, patrząc, jak Gilbert miarowo oddycha. Wyglądał już o niebo lepiej, niż w momencie, w którym go znalazła. Choć widać było wszystkie siniaki i zadrapania, skóra nabrała kolorytu, a ciało nie drżało z zimna. Spuściła oczy.

      Była tak głupia, dyskutując z Ruby, podczas gdy on cierpiał, prawie umierał na śniegu. Jedynie Diana i Cole zachowali zimną krew, a ona? Czy tak miał wyglądać jej tragiczny romans? Nie, przecież relacja z Gilbertem nie była romansem... A jednak. 

     Popatrzyła na jego przymknięte powieki i przypomniała sobie ten czuły wzrok, jakim obdarzył ją podczas tańca, a potem w ich sali balowej.

     — Zatańczysz, Shirley? Nikt nie patrzy, akcja z tabliczką byłaby nudna bez całej klasy, nieprawdaż?

     Och, zatańczyłaby z nim każdy taniec świata. Kołysała się lekko przy walcu, stąpała twardo w tangu, podałą prawą dłoń przy menuecie, ukłoniła przy passepiedzie. Po prostu dałaby mu trzymać się w ramionach. Do tego nie potrzebowali słów. Nie musiała z nim rozmawiać. O to Ruby nie mogłaby być zła, prawda? 

     Uśmiechnęła się lekko i usadowiła wygodniej. W tym pokoju było tak wiele pola do wyobraźni, może dlatego był tak pusty... Cole zamieniłby go w swoją sztalugę, tchnął w ściany nowe życie. Przeniósłby dalekie kraje, jakie zwiedził Blythe, na te szare ściany, które zdawały się wciąż nosić żałobę po Johnie. Ania zerknęła na trzaskający w kominku ogień i zamyśliła się.

     Ileż listów do Gilberta spaliła pod garnkami Maryli! Tyle słów, tyle pragnień, tyle wzruszeń i złości nad kartkami papieru. Tyle listów... 

     Wpadła na pomysł; zerwała się z krzesła i popędziła do opuszczonego gabinetu ojca Gilberta. Ten pokój pachniał wciąż lekami i herbatą, jakby wyparły normalne powietrze, chcąc zostawić ślad po swym przyjacielu. Wszystko było wyczyszczone i bez śladu kurzu, jednak ten zapach... Wyjęła z biurka kartkę i pióro, przekazując na szybko Miłosiernemu Ojcu Niebieskiemu, by przeprosił od niej duszę Johna za tą pożyczkę, kradzież, Bóg wie co. Usiadła na krawędzi podniszczonego krzesła i przygryzła koniuszek języka. Musiała się postarać, przecież Ania Shirley nie pisała byle jakich listów.

     Gilbercie!

     Czy to nie brzmiało zbyt... sucho? Nie, zdecydowanie nie. Brzmiało dźwięcznie, jak gdyby go zawołała. Jego imię było wprost idealne do wołania z okna domu na wzgórzu. Było idealne do napisania go na górze kartki, by rozpoczęło – jak uwertura – symfonię słów.

     Obiecałam z Tobą nie rozmawiać, jednak czy listy to rozmowa? Według mnie to dialog dusz, a o duszy nie pomyślałam w chwili, gdy składałam przysięgę, nie wchodzi więc ona w skład rozmowy z Tobą. Nie myśl, że jakoś bardzo pragnę zamieniać z Tobą słowa. O wiele lepiej się je literuje, jednakże... jak mam to robić bez mówienia? 

     D-a-m r-a-d-ę.

     Postanowiłam napisać do Ciebie list, żebyś wiedział, że byłam przy Tobie. Znaczy, obok Ciebie. Przyniosłam ciasto. To musi być cudowne dostać od kogoś ciasto w zimowy dzień. Mogłabym chorować tylko dlatego. Ale nie myśl, że cieszy mnie Twoja choroba! Nie, ja... Pisałam o cieście, a więc... Ciepłe, pachnące jabłkami ciasto. Są z sadu za domem Barrych, wiesz przecież, że nazywamy ich dom Jabłoniowym Wzgórzem. Diana na pewno Ci o tym wspominała. 

     Mam nadzieję, że odnajdzie się ten, który zrobił Ci coś tak... upiornego. Tak, upiornego! Tylko upiór mógł pałętać się wtedy po Avonlea. Jego imię musi przyprawiać o dreszcze. Lubisz czuć dreszcze, Gilbercie? Ja bardzo lubię, to takie ekscytujące i... tajemnicze? Tak, zdecydowanie dreszcze są tajemnicze i zdaje mi się wtedy, że to moja dusza telepie się we mnie.

     Byłoby miło, gdybyś odpisał, ale rozumiem, że możesz po prostu przespać ten list. Jeśli tak będzie, mam nadzieję, że chociaż dobrze Ci się spało. Jestem Ci chyba winna jakiś komplement.

     Pierwszy komplement od Ani do Gilberta: Twoje włosy naprawdę dobrze wyglądają na białej poduszce.

     Smacznej szarlotki, Maryla bardzo się postarała.

     Ania S.C.

•♡•

poprawiałam ten rozdział po najpiękniejszym weekendzie tego września, jeju, chciałabym Wam tyle opowiedzieć, ale byłoby to dłuższe niż rozdział! Jednak, kochani, kochajmy przewodniczącego ZHR, on ogarnia Ankę, czaicie? ♡ była z tym mega aw historia!

w niedzielę 3 sezon, borze szumiący, to cudowne, prawda? ♡
A nasze FF dobiega końca :(

miałam Wam wstawić kilka zdjęć z pielgrzymki ZHR, ale maybe kiedyś, jak przekonam się, by założyć shitpost. Tu fangirlujmy z AWAE

Lubicie dostawać listy? Myślałam o tym, żeby wysłać kilku osobom stąd list, to byłoby takie słodkie, co nie? ♡

Kocham Was najmocniej na świecie, wiecie? ♡

zatańczysz, Shirley? | 𝐀𝐧𝐧𝐞 𝐰𝐢𝐭𝐡 𝐚𝐧 𝐄 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧Where stories live. Discover now