8. Im dalej jesteś

4K 379 379
                                    

     Małgorzaty Linde nie zdziwił fakt, że dzieciaki z Avonlea nie umiały tańczyć. Jedyną osobą, która zachowała jakąkolwiek postawę była Diana Barry, zaś reszta zaśmiewała się przy każdym dotknięciu ręki partnera. Billy i Cole prawie wydłubali sobie oczy, kiedy siwa kobieta próbowała ich ustawić. W dodatku Tillie odmówiła tańczenia z Moodym i zarzekała się, że ona musi być w parze z Karolem. Sloane nie był tym faktem zachwycony, szczególnie, że tańczenie z Anią wspaniale wpisywało się w jego plan dopieczenia Gilbertowi. Odkąd pamiętał, Blythe był bożyszczem dziewcząt z Avonlea i kochała się w nim nawet Diana Barry. Tańczenie z Anią Shirley było więc dla niego nie tylko uciechą, ale i swego rodzaju prestiżem, szczególnie, gdy widział zazdrosny wzrok Blythe'a. 

      Gdy ustawili się naprzeciwko siebie, Ruby popatrzyła Gilbertowi głęboko w oczy. Przebywanie blisko niego cieszyło ją do tego stopnia, że kąciki ust aż zaczęły ją boleć od uśmiechu. Błędem byłoby powiedzieć, że Ruby Gillis kochała Gilberta Blythe'a. Ona po prostu przyzwyczaiła się do jego obecności w pragnieniach swego serca. Był dla niej jak gorzka herbata — piła ją na tyle długo, że brak cukru, brak czułości przestał być dla niej czymś ważnym. Przyzwyczaiła się do obojętnego smaku relacji w jakiej tkwiła. 

     Wyciągnął swoją dłoń i pochylił głowę, lewą rękę kładąc za plecami. Widząc jego ruch, Karol uczynił to samo, choć wyszło to mniej zgrabnie jak u Blythe'a. Ania przewróciła oczyma, jednak widząc, że czarnowłosy spogląda w jej stronę, uśmiechnęła się promiennie i podała rękę Sloane'owi. Tillie popatrzyła zazdrośnie w jej stronę, jednak ustawiła się przy Moodym na prośbę Małgorzaty. 

      Serce Ani Shirley czuło się nieswojo. Jak wianek z polnych kwiatów między koronami władców. Więdła bez tego, który przytrzymałby ją w swych dłoniach i zachwyciłby się tym, jak delikatna i piękna była. Bo Ania Shirley była piękna. Choć patrzyła w lustro z odrazą, to miała w sobie cząstkę oblicza Tego, który znał jej imię przed wiekami. A On był Pięknem. Więc i ona nim była.

     Gdy Karol dotknął jej dłoni, przeszedł ją dreszcz. Owszem, był chłopcem przystojnym, jednak jego niebieskie oczy były dla niej pospolite. Podobne do nieba, a pod niebem każdy się urodził, każdy je posiada. Co innego oczy Gilberta; ich piwna barwa przypominała jej drzewa z Lasu Duchów. Duchy, a więc dusze. W oczach Gilberta była jego dusza, a zobaczyć jej nie mógł przecież każdy. Nazwać bratnią także nie.

     Gdy tak o tym myślała, potknęła się i wpadła w ramiona Karola. Przytrzymał ją, jednak nie zaśmiał się, ani nawet nie uśmiechnął. Po prostu powoli postawił ją pionowo i wyciągnął rękę do pierwszej figury. To było tak nieromantyczne.

     — Stańcie obok siebie. Na raz, dwa, trzy krok do przodu, z lekkim przykucnięciem do ziemi, powoli, gdzie się tak spieszysz, Józiu? — Pani Linde wachlowała się jakąś kartką z biurka pana Philipsa. 

     — Jak najdalej stąd. Weź ode mnie te biedne łapska! — Pye obruszyła się, nie dając się Cole'owi nawet tknąć. — Pani Linde, czy ja muszę z nim tańczyć? Nie mogę zatańczyć z Karolem, a Anna zatańczy ze swoim przyjacielem? — Nabrała powietrza w policzki. Cole tylko westchnął przeciągle.

     — Józiu, skup się na figurze. I, nie, nie chodzi mi o twoją figurę. — Pani Linde poklepała się po boku. — No, już, panowie, delikatnie obejmujemy panie, dwa kroki w moim kierunku i obrót, przechodzimy do standardowego ustawienia rąk. Jerry? Jerry Baynardzie, czy mógłbyś na mnie popatrzeć?

     Parobek Cuthbertów spłonął rumieńcem, gdyż Małgorzata wyrwała go właśnie z patrzenia na Dianę, która posłusznie powtarzała kroki, poruszając się do przodu i do tyłu. Jej niebieska sukienka wirowała przy każdym przesunięciu się stóp i Jerry'emu od tego błękitnego nieba aż zakręciło się w głowie. Barry uśmiechnęła się do niego przelotnie, po czym położyła swoją dłoń na jego ręku. Przytrzymał ją mocniej i obrócił, przechodząc do podstawowej figury, z wyżej uniesionymi ramionami. Gdy była tak blisko niego, ręce zaczynały mu drżeć.

     — Gilbercie, połóż prawą dłoń pod lewym ramieniem Ruby, o! Zegnij trochę rękę. — Pani Małgorzata chodziła pomiędzy tańczącymi, patrząc przy tym na poprawność figur. Za kilka minut miał się zjawić chłopiec z Carmody, by przygrać na fortepianie i wprowadzić nastrój wesela. Czarnowłosy spuścił wzrok, ręce mu drżały. — Gilbercie?

     — Co z tobą, Blythe? — Karol popatrzył na niego tymi swoimi jasnymi oczyma i Blythe w jednej chwili poczuł, iż chciałby, żeby zapadła ciemność. — Czyżbyś nie umiał kroków?

     — Kroków może nie, ale przynajmniej umiem się zachować w towarzystwie, ty musisz jeszcze wziąć lekcję, Sloane — odpowiedział chłopak, po czym obrócił Ruby niemalże bezbłędnie. Zatrzymał swoje spojrzenie na Ani, lecz ona odwróciła głowę i pociągnęła Karola w stronę tablicy, by lepiej słyszeć Małgorzatę. 

     Im dalej jesteś od swojego serca, tym słabiej słyszysz jego bicie. Tym łatwiej jest ci umrzeć bez niego. 

***

     Liam Cote szedł drogą w kierunku szkoły w Avonlea. Śnieg szurał pod jego stopami, a z dłoni cały czas wypadały papiery pełne nut. Zbierał je naprędce, by nie przemokły zmarzniętymi łzami Wyspy Księcia Edwarda. Nad nutami do walca płakać nie można; czy to nie przykre przygrywać Miłości klawiszami mokrymi od łez? Nad nutami do walca można się zachwycać, można opowiadać piękne historie, by one potem płynęły między krokami, zupełnie jakby tańczący w te wszystkie opowiedziane miejsca mieli się przenieść poprzez ten dostojny taniec. 

     Przeczesał palcami płowe włosy i stanął przed oknem wychodzącym na wejście do szkoły. Za okiennicą mignęła mu dziewczyna o złocistych lokach, pomiędzy którymi przemknęła różowa kokarda. Uśmiechała się tak słodko, że prawie wypuścił swoje nuty i musiał przytrzymać je mocniej. Dziewczyna ukłoniła się przed jakimś czarnowłosym chłopcem i oparła głowę na jego piersi. Liam przygryzł wargi i przełknął ślinę, kładąc dłoń na klamce. 

     Gdy tylko otworzył drzwi, wszyscy popatrzyli w jego stronę. Stał w progu w przemoczonym płaszczu, a w dłoniach ściskał wilgotne nuty. Jego zielonkawe oczy wiodły go po twarzach zebranych, aż natrafił na tę twarzyczkę, którą mógł porównać do oblicza anioła z kościoła w Charlottetown. Różowa kokarda zafalowała, gdy jej właścicielka obróciła się w jego stronę. Poprawił kołnierz płaszcza i uniósł lekko głowę. Jesteś synem ważnego bankiera. Zachowuj się godnie. Nie patrz na nią, nie... 

     — Moi drodzy, to jest Liam, syn państwa Cote. — Pani Linde wspomniała o rodzinie bankierów z widoczną satysfakcją, że udało jej się przyciągnąć jednego z nich do Avonlea. — Liam uczył się w Summerside, chodził tam na lekcje fortepianu. — Dianie błysnęły oczy. Jerry tylko powoli wypuścił powietrze. 

•♡•

Postać Liama tak mnie stresuje, jeju, wprowadzanie kogoś spoza serii jest dziwne, ale Ruby potrzebuje miłości, okay?

Ustawka Blythe x Sloane to coś, czego potrzebuję, także you know, stay tuned

Ustawka Blythe x Sloane to coś, czego potrzebuję, także you know, stay tuned

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


memeski z awae to moje życie, buzi

Kiedyś skończę ten spam
Kiedyś
Ładne słowo

zatańczysz, Shirley? | 𝐀𝐧𝐧𝐞 𝐰𝐢𝐭𝐡 𝐚𝐧 𝐄 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧Where stories live. Discover now