Nowa postać: Leopold Vermillion

572 26 12
                                    

» ʟᴇᴏᴘᴏʟᴅ

Pierwsze spotkanie

Szykował się bankiet z okazji przyjęcia twojego brata do Złotego Świtu. Myślałaś, że skoro nie chcieli zrobić tobie przyjęcia z okazji dostania się do Czarnych Byków, to i jemu nie zrobią. A co gorsza, wplątali cię w jego organizacje. Miałaś roznieść zaproszenia do zaprzyjaźnionych szlacheckich rodów. Silvów oraz Vaude'ów miałaś odhaczonych z listy. Zostali Vermillionowie, do których właśnie zmierzałaś. U rodzeństwa Vermillion oraz ich najbliższego kuzynostwa (prócz Kirscha, jego nie znosiłaś) znajdywałaś akceptację. Fuegoleon i Mereoleona (gdy okazjonalnie pojawiła się w stolicy) traktowali cię jak młodszą siostrę, której pomagali trenować (w mniej lub bardziej brutalny sposób). Z Mimosą natomiast byłyście dobrymi przyjaciółkami. 

Mimo tych relacji nie poznałaś nigdy najmłodszego z rodzeństwa - Leopolda. Zawsze jakoś się trafiało, że nie było go w danym miejscu gdzie ty. Raz wylądował w szpitalu i musiał odpoczywać, raz był na misji, a jeszcze innym razem znajdował się siedzibie zamiast w rezydencji (lub na odwrót).

Przeszukiwałaś siedzibę Szkarłatnych Lwów w poszukiwaniu kapitana. Członkowie, którzy cię nie znali zerkali na ciebie niepewnie. Nie wiedzieli jak mieli zareagować na Czarnego Byka swawolnie przechadzającego się po ich siedzibie. Owszem, od wyjścia z domu miałaś na sobie pelerynę Czarnych Byków. Miny członków Szkarłatnych Lwów, Silvów czy Vaude'ów były tego warte. Wracając. Osoby, które cię znały nie zwróciły w ogóle na ciebie uwagi, ewentualnie rzucali powitanie, jeśli przechodziłaś obok nich. Twoim zbawieniem przed wałęsaniem się bez celu po siedzibie był wice-kapitan Szkarłatnych Lwów, Randall.

— Witaj, [Reader].

— Dzień dobry, Randallu.  Mam pytanie, wiesz gdzie znajdę Fuegoleona? — zapytałaś z nadzieją, że nie będziesz musiała lecieć do rezydencji Vermillion albo co gorsza gdzieś do stolicy.

— Kapitan wybrał się na spotkanie do stolicy — jęknęłaś gorzko.

— Nie chce mi się lecieć do stolicy tylko po to, by dać mu zaproszenie na bankiet. I znając życie, to się jeszcze miniemy w drodze.

— Zaproszenie? Leo ma dzisiaj wolne i spędza je na treningu, jemu możesz je zanieść. Zapewne i jego to zaproszenie tyczy — uśmiechnął się widząc, że najpewniej oszczędza ci czasu i nerwów.

— To świetnie! Gdzie go znajdę? — uważałaś tą sytuację za świetną. Nie dość, że spełnisz swój obowiązek, to i wreszcie poznasz Leopolda.

— Dzięki wielkie, Randall! — zawołałaś odbiegając w wskazaną stronę.

Z tyłu siedziby znajdowało się idealne pole do trenowania i już z oddali zauważyłaś płomienie. Rudowłosy był w transie treningu przez co cię nie zobaczył, ani nie wyczuł twojej mocy.

— Leopold! — zatrzymałaś chłopaka zanim rzucił kolejne zaklęcie.

— Ktoś ty? — zapytał podchodząc bliżej.

— [Reader] Fullbuster, my się jeszcze nie poznaliśmy — rozjaśniło to umysł chłopaka na twoją osobę.

— To ty jesteś tą użytkowniczką lodu, o której opowiadał mój starszy brat! Leopold Vermillion — uścisnął twoją dłoń z szerokim uśmiechem.

— Mam tu zaproszenie dla waszej rodziny, miałam je co prawda dostarczyć do Fuegoleona. Jednak nie widziało mi się lecieć aż do stolicy z tego powodu — uśmiechnęłaś się kładąc dłoń na karku.

— Przekażę mu to, gdy wróci.

— Cóż chciałabym spędzić z tobą trochę więcej czasu, ale miałam od razu wrócić jak tylko przekażę wszystkie zaproszenia. Do zobaczenia Leopold!

— Mów mi Leo! I również do zobaczenia, [Reader]! — pożegnał cię z nie schodzącym uśmiechem.

Wasza pierwsza myśl na wasz widok

♣ On ♣

Wydaje się dziwnie znajoma.

♣ Ty ♣

Tak jak się spodziewałam, po rodzinie nic nie ginie.

preferences // ʙʟᴀᴄᴋ ᴄʟᴏᴠᴇʀOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz