Rozdział 3 - Zniszczona zakładka (cz. 3)

Start from the beginning
                                    

Wyszedł na korytarz. Na jego końcu zauważył jednego z uczestników wyprawy. Jak mu było... Eroin? Jakoś podobnie. Deir podszedł do niego, starając się zdusić myśl, że musi wyglądać idiotycznie łażąc po korytarzu w piżamie i kurtce Elise w roli płaszczyka. 

– Hej, gdzie mogę znaleźć Grieddę? – odezwał się. 

Mężczyzna spojrzał na niego i odpowiedział dopiero po chwili, jakby musiał najpierw wrócić myślami na ziemię. 

– Ma kajutę poziom niżej, będziesz musiał zejść drabiną, a potem dojść na rufę... tył statku, jakby co. A coś się stało? 

– Znowu bark – burknął Deir. Nie miał ochoty dokładnie opisywać sytuacji. Jeszcze gość uznałby ją za zabawną. 

– A, no tak... – Mężczyzna przyjrzał mu się uważniej. – Jakby Griedda była zajęta czy coś, to możesz zajść do mnie, tutaj. – Poklepał drzwi, obok których stał. – Nie mam pod ręką przydatnych rzeczy, ale swoje o magii medycznej wiem, może zdołam pomóc. 

To było... Miłe. Zaskakujące i miłe. 

– Dziękuję – odpowiedział szczerze Deir. 

Mężczyzna ruszył w stronę większej kajuty, gdzie chyba mieściła się statkowa jadalnia. Ciekawe, co robił na tym korytarzu. Może po prostu chciał odpocząć od reszty grupy? Uznając, że pewnie tak, Deir ruszył zgodnie z wskazówkami mężczyzny. Dotarł do drabiny i zerknął w dół. Już ta niewielka wysokość wystarczyła, aby na gardle zacisnęły mu się kleszcze strachu. Na samą myśl o tym, że lecą nad gigantyczną wysokością i pustką pod nią, kleszcze zaciskały się też na wnętrznościach chłopaka, a nogi zamieniały mu się w galaretowatą watę. 

Podparł się o ścianę. Naprawdę miał pecha, trafiając na takie miejsca jakiejś głupiej klanowej ekspedycji. Jeszcze chwila i ze strachu będzie miał problem z zejściem po schodach. 

Zresztą, nawet bez tego głupiego lęku złażenie po drabinie bez użycia jednej z rąk stanowiło wyzwanie. Ostatecznie, przechylając się do przodu, byleby nie spaść i momentami niemal podpierając się brodą o pręty drabinki, bardziej zsunął się niż zszedł. Miał nadzieję, że leczenie Grieddy podziała naprawdę dobrze, na tyle, by na górę mógł już wspiąć się na spokojnie. 

Zmęczony tą całą walką z drabiną, bólem i wszystkimi okolicznościami wokoło, chłopak powlókł się w stronę kajuty zajmowanej przez Grieddę. Już chyba ją wypatrzył. Idąc, usłyszał głosy. Podszedł jeszcze kilka kroków, ostrożnie. 

– W razie dużego magicznego wysiłku, oczywiście, może być niebezpiecznie – odezwała się Griedda. Ściszała głos, ale na szczęście drzwi na statku nie były zbyt szczelne. 

– To na szczęście nie ten przypadek, działanie przy punkcie przekształceń wymaga nie siły, a precyzji. No i nie lwią częścią pracy zajmie się Stilla – odparła Erinne. Na sam dźwięk jej głosu Deir odruchowo się wzdrygnął. Erinne przywodziła wspomnienia chwil, które naprawdę chciałby zapomnieć. –  Dlatego ją tu wzięliśmy. 

–  A później? – spytała Griedda od niechcenia. Albo mówienie od niechcenia udając...

–  Poradzę sobie. Zobaczysz. To już nie twoja sprawa. 

Na moment obie ucichły, po czym Erinne odezwała się znów, jeszcze ciszej. 

–  Dobrze. A co... moją...  – Tu już Deir nie zdołał usłyszeć całości. 

O co mogło chodzić w tej całej rozmowie? Czy Erinne coś dolegało? Może to miało coś wspólnego z tym duchem, którego ponoć widziała Elise? Choć... Może cała wcześniejsza część była tylko pretekstem do tej części rozmowy, która właśnie się zaczęła? Skoro kobiety zaczęły bardziej ściszać głosy, to pewnie była ważniejsza. 

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now