Rozdział 23

2.1K 113 5
                                    

Od balu minęło kilka dni, a z Malfoyem zamieniła łącznie... zero słów. Nie, żeby o tym myślała w wolnych chwilach, przecież wyraźnie zaznaczyła, że nie czeka na nie wiadomo jaki kontakt. Po prostu miło by było najzwyczajniej w świecie ze sobą porozmawiać. Jednak w związku z obopólną ciszą, zapomniała wspomnieć o rozprawie Parkinson. Kompletnie o tym zapomniała, choćby głównie przez to, że miała dużo ciekawszych zajęć niż bycie osobistą sekretarką Malfoya. Później jednak dowiedziała się, że Harry z przypływu dobrego serca powiadomił go poprzez list o terminie rozprawy, ale i tak się nie pojawił. Wizengamot postanowił, że w związku z posiadanym wspomnieniem, świadkowie są zbędni, a byliby nimi Hermiona i Malfoy, bo w sprawie zniszczonych wiosek nikt nie raczył się zgłosić na ochotnika. W końcowym efekcie - panna Parkinson w związku z zarzuconymi jej przewinieniami (jeśli można to tak łagodnie określić), spędzi w Azkabanie najbliższe 10 lat, bez możliwości wcześniejszego zwolnienia warunkowego.

Nadeszła środa. Mroźna środa, pomimo, że dopiero był początek listopada. Zwykle o tej porze roku, dopiero wyciągała z szafy cieplejszy sweter, a tym razem musiała się pokusić nawet o płaszcz. Wyszła dzisiaj z Ministerstwa tuż po godzinie dziesiątej przed południem, kiedy uporała się z całą papierologią i uznała, że nie jest już do niczego potrzebna. W stosach listów, znalazła jeden od Luny, w którym prosiła ją o dotrzymanie towarzystwa w przedślubnych zakupach. W zasadzie nie lubiła włóczyć się bezcelowo po sklepach, ale musiała znaleźć sobie jakąś odskocznię od świata rzeczywistego, który na chwilę obecną zamknął się myślami na osobie, która ją ewidentnie ignorowała od kilku dni.

Skontaktowała się z Luną, zaraz po tym, jak przeczytała jej list i jeszcze tego samego dnia umówiły się na Pokątnej, gdzie wstępnie miała poszukać ozdób na stoły na swoje wesele. Była pewna, że Zabini wszystko załatwi swoim portfelem i zatrudni kogoś do dekoracji, ale widać Luna miała w związku z tym swoje przebicie. Hermionę niezmiernie to cieszyło.

- Cześć, Luna, dobrze cię widzieć. - uśmiechnęła się szeroko i przytuliła blondynkę, która już czekała pod witryną jednego ze sklepów.

- Ciebie również. - zaszczebiotała, gładząc swoimi malutkimi dłońmi plecy szatynki. - Cieszę się, że znalazłaś dla mnie chwilę, potrzebuję drugiej opinii przy zakupach.

Nie trafiła dobrze, szczerze mówiąc. Już bardziej przydałaby się tutaj Ginny ze swoim zakupoholizmem, jednak z niewiadomych powodów, między nią a Lovegood nie było najlepszego kontaktu. Prawdopodobnie sam styl bycia Luny nie odpowiadał Rudej, która prędzej by się dogadała z dziesięcioma chłopa niż z jedną kobietą.

- Mogłam w końcu wyrwać się z obowiązków, to jak mogłam odmówić? - zaśmiała się, ruszając ramię w ramię z blondynką. - Ostatnio za mało mam czasu dla siebie i wszystkich innych wokoło.

- Domyślam się, że Draco skutecznie ci go wypełnia. - poruszała znacząco brwiami, na co w duchu się skrzywiła, nie dowierzając, że właśnie ona potrafi mieć brudne myśli.

- Oh, nie, nie widziałam się z nim od balu, zupełnie nie o to mi chodziło. - zaprzeczyła, wciąż idąc przed siebie, ale zatrzymała się, kiedy po swojej prawej stronie nie uświadczyła Luny. Odwróciła się za siebie, gdzie ta stała patrząc na nią niezrozumiałym wzrokiem. - No, wiesz... Mnóstwo papierów mnie ostatnio zasypuje, a na domiar wszystkiego zatrudniliśmy kilkanaście nowych osób w różnych Departamentach i...

Nie dokończyła, bo Luna, jakby w ogóle nie słuchała, co się do niej mówi.

- Luna?

- Jak to nie widziałaś się z nim od balu? - zapytała, mrugając kilka razy, jakby dopiero co wróciła do czasu rzeczywistego. - Przedwczoraj rozmawiał z Blaisem, miał ci złożyć niezapowiedzianą wizytę, z tego co usłyszałam. Nie złożył więc?

Potrzebuję cię  •  HG×DM  •  38/50Where stories live. Discover now