Rozdział czwarty

En başından başla
                                    

Pansy bierze łyk wody, odganiając wyrzuty sumienia jak natrętne muchy.

— Och, zbierajmy się już, umówiłam nas do fryzjera na dziesiątą. — Dafne zrywa się z fotela i zaczyna poprawiać włosy, patrząc na przyjaciółkę z wyzwaniem w oczach.

A ona robi to, co od niej oczekuje. Rozciąga wargi w uśmiechu, klaszcze w dłonie i oznajmia, że już nie może się doczekać, w duchu przeklinając Dafne Greengrass i jej pomysły.


— Powinnaś bardziej dbać o włosy.

Pansy unosi wzrok znad czarnej peleryny, chroniącej jej ubranie przed opadającymi spod nożyczek ciemnymi kosmykami. Dafne siedzi tuż obok, w dłoniach trzyma kolorowe czasopismo, a na twarzy ma delikatny uśmiech, z którego wyziera kpina i uszczypliwość. Zna ten uśmiech. Sama raczyła nim wszystkich wokół i sama obdarzała identycznym spojrzeniem każdego, kto z jakiegoś powodu nie był godny jej sympatii.

— Jestem teraz dość zapracowana — odpowiada krótko.

— Współczuję ci. Ty przynajmniej musisz to robić, a Astoria z własnej woli poszła do pracy, mimo że nie ma takiej potrzeby. Według mnie po prostu się wygłupiła.

— Do pracy? — Pansy unosi pytająco brew i ukradkiem spogląda na Astorię. Ignoruje siostrę, przysłuchując się rozgadanej fryzjerce.

— Och, tak. — Dafne z przyjemnością rozwija temat. — Tata znalazł jej jakąś małą posadę w Ministerstwie, nic ważnego, ale ona jest tak podekscytowana i nawet stwierdziła, że będzie starała się o awans. Absurd, jeśli ma pieniądze, to czemu z nich nie korzysta?

Parkinson mruczy coś w odpowiedzi, kończąc rozmowę. Przyjaciółka nieświadomie uraziła ją i choć na początku była gotowa wdać się z nią w kłótnię, ze wstydem teraz stwierdza, że ona również niegdyś tak się zachowywała. Obie czerpały, ile się da z otaczających przywilejów, pławiły się w luksusie i uważały pracę za największe zło. Nic dziwnego, że Dafne nadal jest do tego przyzwyczajona i pewnie będzie tak jeszcze przez długie lata dzięki korzystnemu mariażowi.

Na policzki Pansy wypływa rumieniec zażenowania i wywierając presję na samą siebie, mówi:

— Uważam, że podjęcie pracy przez Astorię było dobrą decyzją. Nigdy nie wiemy, jak potoczy się nasza przyszłość.

Dafne zamiera, przez kilka sekund analizuje jej słowa i rzuca jakąś uprzejmą, błahą odpowiedź, wracając do przeglądania magazynu i wygłaszania uwag na tematy, które Pansy dawno porzuciła. Niektóre rzeczy nie zmieniają się, przechodzi jej przez myśl i już jest gotowa uznać swoją porażkę, kiedy zauważa szeroki uśmiech Astorii skierowany właśnie do niej.

Odwzajemnia go.


Gdy spacerują potem między małymi, eleganckimi butikami, jednocześnie cieszy się z nowej fryzury i próbuje ukryć zmieszanie po tym, jak Dafne zapłaciła za nią w salonie.

— Bez przesady, nawet nie chcę słyszeć o tym, żebyś płaciła. To ja zabrałam cię na zakupy i to ja dzisiaj kupuję ci prezenty. Tyle się nie widziałyśmy i musimy to uczcić — powiedziała stanowczo przy marmurowej ladzie i w oka mgnieniu wyłożyła na blat odpowiednią ilość monet, nie dając Pansy dojść do słowa.

Na to wspomnienia unosi dłoń i lekko muska końcówki włosów. Pozwala sobie na uśmiech, który dotąd skrywała za nieznacznie zmarszczonymi brwiami i wchodzi za siostrami Greengrass do sklepiku z kwiecistym szyldem Pracownia Monsieur Marbota. Wita ich dziewczyna w granatowej szacie, która ani przez chwilę nie przestaje uprzejmie się uśmiechać, a kiedy Dafne mówi swe nazwisko, niemal kłania się i opuszcza pomieszczenie. Po chwili wraca wraz z niskim mężczyzną w średnim wieku, przypominającym Pansy Herkulesa Poirota.

— Dafne, kochana, wreszcie jesteś! Przyznam, że gdy tylko wysłałaś mi sowę, zacząłem szykować biały materiał na suknię ślubnę.

— Jeszcze nie — chichocze w odpowiedzi. — Ale już niedługo.

— Astoria, ciebie też miło widzieć. Wyglądasz promiennie. A to...? — Monsieur Marbot kieruje spojrzenie ciemnych oczy ku Pansy.

— Pansy Parkinson — podaje mu dłoń.

Wymieniają kilka uprzejmych zwrotów i wszystkie trzy są prowadzone do większego pomieszczenia, które zachwyca nawet stałych bywalców. Jest ogromne, jasne i przestronne, mimo że wszędzie stoją kanapy, beżowe parawany oraz manekiny, a pomiędzy nimi wciąż przemykają ubrani na biało pracownicy. Pansy z zachwytem przygląda się tej mieszance gustu i odrobiny fantazji, z trudem powstrzymując się przed dotknięciem długich turkusowych zasłon i finezyjnych detali mebli. Prawie nie zauważa czarownicy, która pojawia się tuż przy niej i łagodnie prowadzi ku jednemu z parawanów. Dafne idzie wraz z nią, widocznie zadowolona z reakcji przyjaciółki.

— Pani Elliot stworzy dla ciebie suknię na bal.

— Na bal? Przecież na pewno znalazłabym coś w swojej szafie.

— Och, głuptasie, nie czytałaś zaproszenia? Ustaliliśmy z Claude'em, że każdy musi mieć jakieś przebranie. Opowiedz pani, jakie chciałabyś mieć, a ja pójdę do Astorii i później zobaczę, na którym etapie jest mój strój. — Cmoka powietrze obok policzka Pansy i wychodzi, odrzucając jasne włosy na plecy.

— Panno Parkinson? Ma panienka jakieś pomysły? — Głos pani Elliot jest słaby i dziewczyna pochyla się nieznacznie, aby lepiej ją słyszeć.

— Właściwie to nie —odpowiada i po chwili ciszy dodaje. — Chociaż...

— Tak?

— Myślałam nad motywem kruka — wypala, mimo że przyszło jej to na myśl dopiero w tym momencie.

Kobieta bez słowa zapisuje coś w szkicowniku i wydaje kilka poleceń. Kiedy kilka minut potem Pansy stoi na podwyższeniu i posłusznie czeka, aż pracownica zdejmie z niej miarę, czuje się, jakby nigdy nie należała do miejsc tak jak to. Powinna cieszyć się i wciąż dziękować Dafne za jej hojny gest, ale nie potrafi. Dawny świat luksusów nuży ją, sprawiając, że marzy jedynie o opuszczeniu go i zapomnieniu o przeszłości. Jest pewna, że na tym jednym spotkaniu się nie skończy i choć mogłaby zakończyć to w tym momencie, ostro i nieprzyjemnie, nie robi tego. Schodzi z podestu, narzuca na ramiona szlafrok i posyła wchodzącej właśnie straszej Greengrass jeden ze swoich najlepszych uśmiechów.

— Spodziewałam się, że będziesz zachwycona, Pansy!

Nie chce jej uświadamiać, jak bardzo daleka jest od prawdy.


a/n Wstawiam ten rozdział z lekkim poślizgiem, ale postaram się poprawić tempo i w tym tygodniu na pewno pojawi się kolejny. Na razie nic się nie dzieje, lecz nie chcę popędzać akcji — pozwólmy jej toczyć się samej. Miłego dnia XOXO

Spacer w pokrzywach [ZAWIESZONE]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin