Rozdział 1 - Pajęcze plany (cz. 2)

Start from the beginning
                                    

– Co się stało? – spytały chórem, wszystkie oprócz ścian.

– Miałam... Coś w rodzaju koszmarnej wizji – stwierdziłam. – O pająkach.

– Znów wizje... Oby nie okazały się prawdziwe – westchnęła Keri.

– Trzęsłaś się jak w febrze – poinformowała mnie Noelle, rzucając w moją stronę ręcznik. - Na szczęście robiłaś to dosyć cicho, więc zdołałyśmy cię z Keri jakoś tutaj przenieść. Wiesz, teraz lepiej się nie wyróżniać...

– Wiem – westchnęłam i wywróciłam oczami. W kilku zdaniach streściłam sens tego, co zobaczyłam.

– Dobrze, że nie wlazł ci na oko – oceniła Noelle.

– Ciekawe, w co cię ta sowa wplątała. – Pokręciła głową Keri.

– Może pomyślimy po śniadaniu? – zaproponowała Noelle. – Przy tych nastrojach nawet spóźnienie na posiłek może się okazać podejrzane.

Przyznałyśmy jej rację. Sala jadalna wyglądała jak zwykle – długa podkowa ze stołów, ustawiona wokół podium, gdzie jadała grupa członków Klanu, pilnująca nas. Przed nim był jeszcze podest, z którego ktoś czasem przemawiał. Tamtego dnia mowa była tak pewna jak wschód słońca o poranku... Przynajmniej poza zakładką.

– Hej – powitał nas Deir. Powstrzymał się od tego przez chwilę, gawędząc niby od niechcenia z kolegami, ale napięcie miał wypisane na twarzy. – Widziałyście wieczorem tę walkę?

– Nie, mimo hałasu i w ogóle, smacznie sobie spałyśmy. Jasne, że widziałyśmy. – Noelle pochłaniała już swoje ulubione ciasto czekoladowe. Nie wiem, jakim cudem natury mogła zjadać te tony słodkości bez żadnych skutków ubocznych.

Rozejrzałam się wokoło. Kiedyś, jeszcze przed czasami Setrionne wyczytałam, że tłoczne i gwarne miejsca są najlepsze do tajnych rozmów, bo tam najciężej je podsłuchać. Chyba w jakiejś powieści, więc nie ufałam zbytnio tej informacji, ale zdawała się sensowna.

– Ukryłam... Wiadomo co. I miałam dzisiaj taki paskudny sen – zaczęłam opowiadać. Tymczasem zrobiło się jeszcze tłoczniej, a w Sali pojawiła się Erinne, zajmująca się dbaniem o dobrą opinię Klanu.

– Wygląda na to, że ktoś próbuje się włamać do Zakładki Akademii Setrionne – oznajmiła Erinne po przydługim wstępie, godnym demagoga. Cóż, na tym polegało jej zadanie – przekonanie nas, że Akademia to cudowne miejsce, a pewne elementy przymusu są konieczne, niestety, bardzo nam przykro. Muszę przyznać, że radziła sobie wyśmienicie, mieszała nam pięknie w głowach, a po każdej jej przemowie musiałam sobie przypominać wszystkie najgorsze rzeczy, jakie mnie tutaj spotkały. Niknące w mojej pamięci twarze, kłopoty, jakie mógł mieć mój brat, Ilese... Boję się, że gdyby nie ona, mogłabym w te wszystkie kłamstwa uwierzyć.

Jak zwykle, podała bardzo niewiele informacji. Ktoś atakował Setrionne, Erinne dyskretnie sugerowała, że jest to osoba dla nas groźna, ale mówiłaby tak i o naszym sojuszniku. Zamek został zamknięty, otoczono go najsilniejszymi zaklęciami, podwojono straże przy wszelkich bramach, szczelinach i punkcie mocy. Poza lekcjami mieliśmy przebywać tylko w swoich pokojach lub miejscach pilnowanych przez członków Klanu. Planowano powtórzyć przeszukanie całego zamku – w tym momencie poczułam się przeświadczona, że moja kryjówka jest beznadziejna.

– Za nic jej nie znajdą – syknęła w tym momencie Noelle, prosto do mojego ucha. Cieszyła mnie jej wiara w moją kryjówkę, ale mogłaby wcześniej porządnie przełknąć kawałek ciasta.

Wycierając ucho, dowiedziałam się jeszcze, że lekcje będą odbywać się zwykłym trybem, co więcej, ich ilość będzie powiększona.

Wyglądało na to, że Setrionne zamienia się w więzienie o zaostrzonym rygorze. Do tego pytanie się w tej chwili kogokolwiek o ogniste kule przypominałoby skakanie z najwyższej wieży.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now