Mroczne piętno - część czwarta

62 3 0
                                    


 Gdy Węgierka zeszła za Wołochem do jadalni, czekał już tam na nich Feliks. W czerwonej tunice herbowej z rodowym orłem Piastów Starszej Polski prezentował się dostojnie, jak przystało na emisariusza. Blond włosy miał związne w koński ogon. Dwa pasma okalały mu jeno twarz, czyniąc ją przystojniejszą. Stał oparty niedbale o oparcie rzeźbionego krzesła z dębu. Stół zaś, rozciągający się przed nim, zastawiony był mięsem, owocami i warzywami. Stały tam też dzbany z winem i puchary. Sztućce wykonane były ze srebra. Na ścianach zaś wisiała imponująca kolekcja mieczy, szabel, włóczni, a nawet były tam dwa arkebuzy i kusza.
- Rozgość się - rzekł Popescu, wskazując jedno z miejsc Elizabecie. Węgierka usadowiła się po prawej stronie Łukasiewicza. Nie wiedzieć czemu, wolała być przy nim. Czuła się bezpieczniej, mając go obok siebie. Wmawiała sobie, że to dlatego, iż nie wiadomo, co strzeli Vladowi do głowy.
- A więc - podjął gospodarz, gdy już zasiedli do stołu i rozpoczęli obiad. - Co was do mnie sprowadza?
- Widzicie, drogi przyjacielu - rzekł blondyn. - Sprawa jest tego rodzaju, iż Niemcy wszczęły wojnę. Najpierw Lutzifer wygnał Akbara z Niemiec, następnie ze swymi żołdakami zdobył Francję. Potem wszczął kampanię przeciwko Hiszpanom Antonia, którego pokonał. Później zdobył Włochy. My zaś, dzieci Slawii, zorientowaliśmy się, że pora na nas, więc zmobilizowaliśmy się i zatrzymaliśmy go na linii Odry. Nie wiemy, jak długo wytrzyma nasza obrona. Doszły nas słuchy, że nawet podbił Austrię. Więc nie tylko pogranicze germańsko-słowiańskie jest w ogniu. Niedługo również germańsko-węgierskie zapłonie. Jeśli nie uzyskamy wsparcia Wołoszy, Lutz zapuka również i do ciebie, żądając prawa do ziemi. A wówczas możesz zginąć.
- Oszalał - stwierdził lakonicznie Vlad, nalewając sobie wody z dzbana. Zerknął na Elizabetę, ubraną w zieloną suknię i swoją przyłbicę. Obiecał sobie, że po obiedzie pomówi z nią na osobności.
- Niestety, wnuk Gauthiera zapadł ciężko na umyśle. Chyba sam Szatan go owładnął - westchnął Polak.
- Zanim zaczniemy mieszać w to moce z innego świata, najpierw pragnę zauważyć, że na nasze wsparcie słowiańska brać może zawsze liczyć. Wystarczy, że dacie nam znać. Skrzykniemy odpowiednie siły i uderzymy na Niemiaszków. Jednak potrzebne nam będzie wsparcie Grecji. Z tego, co słyszałem, Herakles Karpusi prowadzi przeciwko Feliciano i Lutzowi wojnę. A wiedzieć musicie, że u nas na Bałkanach wojna to piąta pora roku - zaznaczył Vlad. - Jakby nie dość nam było czterech klasycznych - dodał złośliwie.
Elizabeta roześmiała się wespół z Feliksem.
- Matthias Køhler i jego przyjaciele ze Skandynawii powinni również się zaangażować w konflikt z Lutziferem - perorował dalej Vladimir, splatając palce. - Wówczas mielibyśmy większe szanse na zwycięstwo. Bo o ile dobrze rozumiem, oprócz Słowian zaangażowaliście w to jeszcze Litwinów, Łotyszy i Estończyków?
Feliks pokiwał głową.
- Wspaniale. Ten Norweg, Lukas, na czele floty nordyckich drakkarów mógłby splądrować francuskie posiadłości na wybrzeżu, zaś Wołosi uderzyliby od południa. Jeśli Węgrzy by nie zostali podbici, możnaby również...
- Mój lud nigdy nie ugnie się przed tym demonem! - wybuchła niespodziewanie Elizabeta. - I ty powinieneś to wiedzieć, ty cholerny diable!
- Elka, spokojnie. To nasza szansa na sojusz - chwycił ją za bark Feliks. Niespodziewanie dla nich obu, Węgierka uspokoiła się. - Przepraszam, kontynuuj - zwrócił się do Vlada.
- Proszę. A więc, jak mówiłem, Lukas z chłopakami by zaatakował Francję, a jeśliby się udało, nawet Hiszpanię. Dalej, Matthias mógłby wypuścić się na rejzy w głąb Niemiec. Wówczas zza Odry nadeszli by Słowianie. Od południa zaś na austriackie posiadłości wtargnęli Węgrzy i Wołosi. Herakles przeszedłby do ofensywy i zdobył Włochy. Oczywiście, jeśli Sadık i jego Turcy zgodziliby się na współpracę.
- Wytrawny z ciebie strateg - zakpiła Węgierka. - Szkoda jeno, że nie wiadomo, jak się na to będą zapatrywać nasi skandynawscy korsarze.
- Na pewno się jakoś będą zapatrywać. Nie zapominaj, że część z nich to najemnicy i dadzą swój topór temu, kto więcej zapłaci. Karpusi chcąc niechcąc zaś w końcu będzie musiał walczyć razem z Sadıkiem. Niechętnie to zrobi, lecz na pewno obaj panowie zadadzą cios włoskiej flocie. Zwłaszcza, że Feliciano to tchórz i przy pierwszej okazji wywiesi białą flagę - stwierdził niezrażony wcale uwagą bladolicy blondyn.
- Tak więc jednak będę mógł wrócić nad Odrę z pomyślnymi wieściami, prawda? - zapytał dla upewnienia Polak.
- Owszem - pokiwał głową Wołoch. - Elizabeto, moja droga, czy mógłbym cię poprosić na stronę na chwilę? - zapytał uprzejmie z życzliwym uśmiechem Vladimir.
Węgierka, zarumieniona, zasłoniła usta prawą dłonią. Lewą ścisnęła nadgarstek Feliksa. Ów spojrzał podejrzliwie na Popescu.
- Vlad, co ty kombinujesz? - zapytał.
- Nie frasuj się, prietenul meu - uniósł ręce w pojednawczym geście tamten. - Słowo wołoskiego bojara, że włos jej z głowy nie spadnie, cavaler.
- Mam nadzieję - stwierdził zielonooki zimno.
- Feluś... - Elizabeta niepewnie wsunęła dłoń w tę Polaka.
- Będzie dobrze, Eli - rzekł uspokajająco. - To tylko chwila. Poza tym, Vladimir nie jest tak szalony, jak Lutz, co to własnego brata by zasztyletował. Poczekam na ciebie w mojej komnacie, dobrze?
- Dobrze - pokiwała głową brązowowłosa. Nie wiedzieć, czemu, słowa te wlały w jej serce otuchę. Wierzyła, że będzie tak, jak mówił jej ten blondyn. Musiało być. Chciała jeszcze zobaczyć, choć raz, Feliksa.
Wołoch otworzył jej drzwi, po czym zaprowadził ją do przestronnej komnaty. Znajdował się tam pancerz, tak podobny do tego, który nosił przodek Vlada. Na czarnym kirysie dumnie prężył się Dracul, rozpościerając szkarłatne skrzydła. Dzwon hełmu wysunięty był do przodu i przypominał zadaszenie, zaś przyłbica zasłaniała twarz tak, że odsłonięte były jeno oczy. Na ścianie, na dwóch hakach, wisiały miecze.
- Piękna, prawda? - zapytał z nonszalancją w głosie mężczyzna.
- Owszem - odparła kobieta.
- Mogłabyś ściągnąć, proszę, tą maskę? - zapytał. - Wygodniej się nam będzie rozmawiało. Poza tym, myślę, że moja wiedza mogłaby ci się przydać.
Powoli, acz niechętnie, Elizabeta ściągnęła maskę, ukazując mu zielone oczy na czarnym tle. Przyjrzał się im, po czym przelotnie rzucił okiem na szarawą cerę. Zasyczał, obnażając kły. Węgierka natychmiast się spięła, rozkładając czarne skrzydła i wypuszczając cztery kościane macki z cierniami, zwieńczone szpikulcami. Błysnęły szpony i brązowowłosa rozdarła nimi pierś bojara. Rana jednak się zagoiła w błyskawicznym tempie, a ubranie samo się naprawiło i po niedawnym rozcięciu nie widać było nawet śladu.
- A to ci heca! - roześmiał się głośno. Był to jakże charakterystyczny, arogancki śmiech, który wszyscy tak dobrze znali. Może nieco obłąkany, ale niewymuszony i szczerze brzmiący.
- Co mi jest, Wołochu? - zapytała ostro. - Gadajże! A składnie!
- Mroczne piętno tak zwane - odrzekł. - Niewiele o nim wiadomo. Nabywa się je jedynie poprzez wypicie krwi z własnej woli. Komu jej upuściłaś? - zapytał.
- Ro... Rode... - zaczęła.
- No, już już, domyślam się - zaczął ją uspokajać. - Wypiłaś krew swego ukochanego. I to na pewno z konieczności, prawda?
- T... Tak - bąknęła.
- W porządku. Teraz jesteś nosicielką Mrocznego piętna. To, czym jesteś, Asyryjczycy i Sumerowie nazywali galla albo gallu. Saraceni zwą to ghulami. A my po prostu nazywamy to upiorami.
Węgierka złapała się za głowę.
- To ja jestem upiorem!? - w jej oczach zapłonął strach.
- Niestety. Na pewno jest jakieś antidotum, tylko nie wiem, jakie. Muszę powęszyć i wykoncypować, co można zaradzić na to. Do tego czasu niestety będziesz musiała urozmaicić dietę o zwłoki i krew. Oczywiście, nie zaprzeczam, ludzka żywność nie sprawi ci żadnych problemów - próbował ją pocieszyć.
- Czemu to robisz? - zapytała. - Przecież się nienawidzimy.
- Jest wojna, Elizabeto. A w jej czasie wiele się zmienia. Przyjaciele stają się wrogami, a wrogowie przyjaciółmi. Mus odłożyć na bok animozje. Ty masz swoje powody, żeby walczyć przeciwko Lutzowi. Bo to pewnie przez niego jesteś upiorem, prawda?
- Tak. I przysięgłam mu zemstę za napaść - wysyczała gniewnie.
- Właśnie. Ja natomiast sprawuję pieczę nad tymi terenami. I wiem, że gdy Lutzifer postawi tu buciory, wszelkie magiczne stworzenia z tych terenów będą zagrożone. Smoki, wilkołaki, duchy lasu, strzygi... Wszystko, co jest związane z przyrodą i stanowi przeciwwagę dla człowieka, zginie. A ja i moi bracia z Zakonu Smoka nie możemy na to pozwolić na zniszczenie tego. Jak widzisz, mamy wspólnego wroga. Czy zostaniesz moim sojusznikiem, choćby na ten czas? - zapytał i wyciągnął kościstą rękę.
Elizabeta spojrzała na niego nieufnie. Z jednej strony nienawidziła go ze szczerego serca, z drugiej postawiono ich oboje w niecodziennej sytuacji. Żeby wygrać, musieli współpracować. Wołoszy potrzebny był sojusz nie tylko ze Słowianami, ale i z Węgrami. A nie mogli wygrać z Beilschmidtem bez zjednoczenia. Wzięła wdech. Schowała macki i skrzydła. Uścisnęła mu po męsku dłoń. Ujrzała w jego czerwonych oczach błysk dumy.
Przymierze zostało zawiązane.
Wkrótce spotkali się razem z Feliksem w jego komnacie. Węgierka rzuciła się mu na szyję.
- Pogodziliśmy się! - szczebiotała. - Pogodziliśmy!
- Tak - pokiwał głową płowowłosy. - Od tej pory również ja jestem jej sojusznikiem. Zorganizujemy Niemcom, Francuzom, Hiszpanom i Włochom taki kocioł, że im się odechce podbojów.
- I to rozu... - zaczął blondyn, ale nie skończył, gdyż zielonooka wpiła mu się zachłannie w usta. Polak poczerwieniał, po czym oddał pocałunek. Wołoch tylko się uśmiechnął. Wojna rewidowała wszystko, co w życiu człowieka nastąpiło. A w tym wypadku ona znalazła w nim oparcie. On zaś, Vlad Popescu, zamierzał wspomóc ich oboje na drodze do szczęścia. I oczywiście w krucjacie przeciwko Lutziferowi Beilschmidtowi.

Hetalia Axis Powers - Zapomniane opowieściWhere stories live. Discover now