5

32 4 1
                                    


- Okay, czyli, chcesz mi powiedzieć, że znalazłaś dzisiaj w garażu, jakąś dziewczynę, która ma różowe włosy, i to jeszcze zrozumiem, ale to, że ma ponoć szarą skórę, rogi i ogon – to jakiś absurd! Jeszcze czegoś takiego od ciebie nie usłyszałem. Wybacz, ale ciężko to przetrawić.

- Czyli mi nie wierzysz?

- No... Nie za bardzo. – skrzywił się Samuel.

- No dobra, a chciałbyś posłuchać dalszą część tej opowieści?

- Czyli to opowieść.

- Jesteś strasznie małostkowy.

- Uznam to za komplement. Ja, w przeciwieństwie do ciebie  myślę o wszystkich konsekwencjach i rzeczach.

- Super, a teraz słuchaj. No to ta dziewczyna nazywa się Dizzy, ale to imię dałam jej ja, bo w oryginale swoją ''nazwę'' ma wytatuowaną na lewym nadgarstku: 097.

- Serio? Jak jakiś eksperyment z filmu science – fiction?

- Taa. No to ona pochodzi z takiego ośrodka badawczego, które umieszczone jest w tym lesie, wiesz w tym obok Sunny Wood.

- Ale tam przecież jest tylko jakiś magazyn... Albo fabryka... Słyszałem dużo wersji.

- Cicho! A więc Dizzy została tam w pewnym sensie stworzona i trzymana całe swoje życie, aż do wczoraj. Wczorajszym popołudniem dotarła do naszego miasta i schowała się na noc w moim garażu. Potem ją odkryłam, ona uciekła w głąb domu, znalazła sobie ubrania, całkiem fajne i... Yyy... Wróćmy do opowieści o laboratorium. Jej dni kręciły się wokół samotnego kręcenia się po jej pokoju, czyli po czymś co przypominało pokój szpitalny, tylko że było tam tylko jedno łóżko z codziennie zmienianą pościelą i kamerką. Dwa razy dziennie otrzymywała jakiś posiłek, a w środku dnia do jej pokoju wchodziła jakaś osoba wstrzykując jej siłą jakiś płyn w szyję po którym zasypiała. Gdy się budziła była znowu w pokoju. Co jakiś czas zauważała na swoim ciele jakieś nowe rany, blizny albo pozszywane rozcięcia. Spodziewała się, że przeprowadzają na niej jakieś badania. Po tylu latach spostrzegła, że ludzie, którzy po nią przychodzili zawsze mieli wyszyte na kitlu ''Dr.''. W końcu pozwolono jej świadomie opuścić swój pokój. Gdy tak szła korytarzem razem z trzema lekarzami, a nie jednym, zauważyła nagle swoje odbicie w oknie. I zobaczyła siebie: szaroskórą dziewczynkę ze zmierzwionymi różowymi włosami, żółtymi jak słońce oczami, rogami na głowie i ogonem z tyłu. Miała na sobie tylko czarną pelerynę. Dopiero wtedy wszystko do niej dotarło. Gdy zobaczyła swój wizerunek. Zrozumiała, że kimś jest, że od tylu lat nie zwracał uwagi za wygląd, a jednak jej włosy nie zmieniły długości od całej masy czasu. Nie miała żadnego innego nakrycia oprócz tej peleryny. Zaczęła też analizować co ma w głowie. Jakim cudem od jakiegoś czasu umiała czytać, choćby na przykład nazwiska lekarzy, którzy mieli z nią kontakt, a przecież nikt jej nigdy nie uczył czytać! Wiedziała, że umie pisać i mówić choć nigdy tego nie robiła. Milczała i zatopiła się w rutynie; spać, jeść, lekarze, jeść, spać i tak w kółko. Znała stworzenia poznawała, przedmioty, kolory, ubiory, istnienia, naukę, była wyjątkowo r o z w i n i ę t a. Zrozumiała wtedy, że każde to jej ''znikanie'' w ciągu dnia to nie były tylko eksperymenty i badania. Ktoś tam jakoś ją uczył, strzygł włosy, dbał o nią. To było takie dziwne. Gdy tak stała i dotarło do niej już wszystko zerwała się i zaczęła uciekać jak najdalej, byle jakoś stamtąd wyjść. Nagle natknęła się na innych ludzi. Jedni byli w marynarkach z jakimiś urządzeniami u pasa, a drudzy byli tak samo ubrani jak lekarze tylko mieli przy sobie jakieś duże torby i strzykawki w rękach. Usłyszała huk i upadła na podłogę z palącym bólem w prawym ramieniu. Gdy upadła, a widok miała już lekko zamglony, podbiegło do niej duo lekarzy, poczuła nakłucia i zasnęła. Po obudzeniu próbowała dociec co się stało, rozmyślała i domagała się wyjaśnień. Ale nic się nie wydarzyło. Nie było badań ani lekarzy przez jakiś czas. Potem powróciła rutyna, ale w ciągu tamtej przerwy Dizzy zdążyła już zaplanować to i owo, aby wyrwać się stamtąd, bo już wiedziała, że nie jest tam do końca bezpieczna.

097Место, где живут истории. Откройте их для себя