Rozdział 9

3.7K 124 5
                                    

Minęły dwa tygodnie odkąd widziałam go po raz ostatni. Starałam zapełnić sobie czas jakimiś pierdołami. Kiedy nie miałam szkoły, a musiałam siedzieć w domu, gotowałam, piekłam, sprzątałam, czytałam książki, które dobrze znałam. Pewnego razu robiłam nawet, kilka głupot DIY. Nie wyszły tak jak miały wyjść, ale przynajmniej byłam czymś zajęta. Wieczorami wychodziłam z Ozziem do ogrodu. On mógł sobie biegać do woli, czy podgryzać mlecze, które ostatnio same z siebie wyrosły pod drzewem, a ja w tym czasie przysypiałam na hamaku. Jamie w miarę możliwości starał się dotrzymywać mi towarzystwa. Mój tata mimo, że nie bywał w domu za często, dzwonił co godzinę. Nie mogę się doczekać końca tego szlabanu...

W piątkowy wieczór, kiedy wyszłam z łazienki zauważyłam, że okno przy łóżku, które zamykałam przed wyjściem z pokoju, były uchylone. Wytarłam jeszcze mokre włosy ręcznikiem i opatuliłam się ciaśniej szlafrokiem. Podeszłam do okna. Na parapecie leżała czerwona róża. Wyjrzałam przez okno. Tam jak się spodziewałam, nie było żywej duszy. Tata wyszedł na nocną zmianę godzinę temu. Poza mną nie było w domu nikogo. Wzięłam różę i wstawiłam ją do wysokiej szklanki z wodą i postawiłam ją na stoliku nocnym, tuż przy łóżku. Cichutki głosik w mojej głowie, podpowiadał mi od kogo może ona być. Nie było innej logicznej odpowiedzi. Jamie odpada. Nie wdrapałby się na drugie piętro. A nawet jeśli by się wdrapał, to nie miał po co. Miał zapasowy klucz. Głębsze analizy sobie darowałam. Spojrzałam po raz ostatni różę. Z uśmiechem na ustach zasnęłam.

W środku nocy usłyszałam dziwny dźwięk. Połączenie skrobania widelcem po patelni z dźwiękiem otwieraniem zamka. Przekręciłam się na drugi bok. Nadal nie otwierałam oczu, jednak dźwięk natarczywie nie dał o sobie zapomnieć. Przetarłam dłonią twarz. Po paru minutach otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Niemal nie spadłam z łóżka widząc Harveya.

- Co ty tutaj do cholery robisz?- zapytałam. Mój głos przypominał głos emeryta, odkaszlnęłam przecierając twarz jeszcze raz. Nie dało to żadnych efektów. Nadal na parapecie, wyłożonym poduszkami z nadrukiem Marvela, siedział Harvey. Mimo ciemności, jego oczy zdawały się błyszczeć w ciemności.

- Tęskniłaś skarbie?- zapytał uśmiechając się ukazując swoje białe zęby i unosząc jedną brew. Przewróciłam oczami, nadal nie do końca wierząc w to, że chłopak na prawdę tutaj jest.

- Harvey, co ty tutaj robisz- ponowiłam pytanie naciągając na nogi swoją przydużą koszulkę, by zakryć krótkie spodenki w świnki.

- Obiecałem, że wrócę- powiedział wzruszając ramionami. Dopiero teraz zauważyłam, że jego twarzy nie pokrywał już zarost. Wyglądał jeszcze młodziej. Ale w gruncie rzeczy, wyglądał jak on. Kiedy znowu chciał coś powiedzieć mimowolnie ziewnęłam zasłaniając usta dłonią. Budzenie mnie o tej godzinie nie jest najlepszym pomysłem. Ponownie położyłam głowę na poduszkę.

Chłopak bez słowa przykrył mnie kołdrą i poprawił poduszkę, którą miałam pod głową. Przyglądałam mu się, a on był zbyt skupiony na szykowaniu mnie do snu, by to zauważyć. Po chwili skończył. Wrócił spojrzeniem na mnie uśmiechając się jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej. Gdy była już na tyle blisko bym czuła na twarzy jego oddech przymknęłam lekko oczy. Poczułam jego ciepłe wargi na swoim czole. Złożył na nim krótki pocałunek po czym po raz ostatni na mnie spojrzał i wyszedł przez uchylone okno. Moje oczy zamknęły się, nie wiedząc kiedy ponownie zasnęłam.

Obudziłam się ponownie, gdy zegar nad drzwiami wskazywał godzinę dwunastą. Obok mnie rozwalony leżał Ozzie. Piszczał i wierzgał łapami przez sen. Podrapałam go po łbie, na co pies nieco się uspokoił. Usiadłam na łóżku rozciągając się. Na stoliku nadal znajdowała się szklanka z różą. Dotknęłam czoła. Czy to był sen? Czy może mi się to śniło. Westchnęłam zirytowana przeczesując palcami włosy.

Spojrzałam na telefon. Nieodebrane połączenie od Jamie'ego, wiadomość od taty i od nieznanego numeru. Zmarszczyłam czoło klikając na tą ostatnią.

Nieznany numer do zobaczenia niedługo, słońce x

Czyli to jednak nie był sen. Odpisałam na drugą wiadomość i oddzwoniłam do Jamie'ego. Po tym ubrałam się w szary dres i zeszłam na dół. Wsypałam trochę suchej karmy dla Ozziego i zmieniłam mu wodę. Zebrałam włosy klipsem, który napatoczył mi się na kuchennym blacie. W lodówce świeciło pustkami, więc na śniadanie zjadłam ukryty w rogu jogurt i nasypałam do niego trochę płatków śniadaniowych. Usiadłam na blacie wyjmując od razu łyżkę z suszarki przy zlewie i zajęłam się jedzeniem. Po chwili dołączył do mnie Ozzie, który niemal biegiem wpadł do kuchni, niemal się nie przewracając na panelach. Po raz kolejny spojrzałam na lodówkę. Dziś nadszedł ten dzień, kiedy muszę zrobić zakupy. Na samą myśl o wychodzeniu do ludzi robi mi się niedobrze. Nie miałam najmniejszej ochoty na żadne interakcje z nimi. Wzięłam telefon z podłączonymi do niego słuchawkami i włożyłam do kieszeni, wkładając od razu do uszu słuchawki. Pieniądze naszykowane na dzisiaj przez tatę, leżały na półce nad radiem. Wzięłam pieniądze i wyszłam z domu, zamykając drzwi i wciskając klucze w tylną kieszeń spodni. Bynajmniej nie czułam się jakbym się obudziła. W słuchawkach rozbrzmiała piosenka Bonesa Oxygen, mimowolnie się uśmiechnęłam, słysząc ulubioną piosenkę. 

**następne mogą pojawiać w dłuższych odstępach czasu, bo bardziej koncentruję się na drugim opowiadaniu, korzystając Sarkastyczna luv jak zawsze, i dziękuję za odzew czytających, do następnego:)**

Father's nightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz