Riren- "Mokry Pocałunek"

224 8 13
                                    

Na zamówienie AngelWithATornWings

*******

Nad niebem przewijały sie tysiące burzowych chmur.Nie był to ciekawy widok ale kiedy tylko  pojawiły sie błyskawice a po nich ciche grzmoty wszyscy już byli schowani w siedzibie.Wszyscy oprócz mnie.Ja siedziałem na dachu.Chciałem pomyśleć nad sobą,swoją przyszłością i emocjami.Czy na pewno jestem tym który pragnie ocalić ludzkość?Może tylko  tak mi sie wydaje?Może powinienem zgodzić sie zeby mnie traktowali i zabili jak potwora?

- Oj Szczylu...-Odwrociłem zaskoczony wzrok zauważając dopiero w tej chwili kaprala.Jego twarz jak zwykle była niewzruszona.A oczy chłodne i nieprzeniknione niczym to burzowe niebo.

- Słucham Heichou.- Wrociłem wzrokiem znów w stronę chmur starając sie nie skupiać na tym człowieku.Kiedy o nim myślałem do mojego umysłu wprowadzał sie zamęt.Najśmieszniejsze,że pragnąłem tego zamętu.Moje serce go pragnęło.

- Nadciąga burza.Nie slyszales ze wszyscy mają wracać do środka?- Kapral podszedł i staną przy mnie. Speszyłem sie.Oczywiście,że słyszałem ale chciałem dziś doświadczyć burzy.Chciałem poczuć ją na skórze kiedy ciężkie krople zaczęły by mi sie obijać o skóre.

- Słyszałem Heichou.

- Więc dlaczego jeszcze nie jesteś Bachorze w środku?-Uniósł brwi czekając na moją odpowiedź. Usmiechnąłem sie lekko.

- Heichou..czy ty lubisz burze?- Spojrzałem na niego wesoło a na jego twarzy widać było niedowierzanie.

- Nie rozumiem o czym mówisz Eren.

- O tym,że podobno za każdym razem kiedy pada deszcz umiera ktoś ważny  i dobry dla świata.Zastanawiam sie czy za takim potworem jak ja niebo też by plakało.

- Dobrze sie czujesz?Gadasz straszne głupoty.Poprosze Hange zeby cie nie faszerowała tyloma lekami i tyle nie eksperymentowała.Zdecydowanie odbija sie to na twojej psychice.

Nie odpowiedziałem na to.Siedziałem i patrzyłem jak burzowe chmury nadciągają w naszą stronę.Nie byłem w sumie pewny czy to co mówią o umarłych i burzy jest prawdziwe. Każdy potrzebuje jednak w coś wierzyć.Spojrzałem na kaprala czując ucisk w żołądku.

- Kapralu.W co kapral wierzy?- Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie. Chyba nie wiedział o co mi chodziło.

- Eren nie rozumiem.W co mam wierzyć?

- Chodziło mi o to,że każdy człowiek w cos wierzy.Coś trzyma go przy życiu i nie daje popaść w rutynę albo beznamietną esencje.Więc jest to taka igła życia zszywająca nas każdego poranka do póki wierzymy.- Wziąłem wdech patrząc na niego w ciszy jaka zapanowała.Kapral jednak po chwili obrócił sie w moją stronę i chyba o dziwo lekko uśmiechnął,co zbiło mnie całkowicie z tropu.Nie wiedziałem co sie dzieje.Nie rozumiałem co byli w tym zabawnego.Jego bawiło to co powiedziałem?Ale Kapral sie nie śmieje.Zawsze jest ponury u wogole..

- Skoro każdy w coś wierzy to w co wierzysz ty Eren?- Pyta mnie a ja zostaje zaskoczony.Nie spodziewałem się tego szczerze mówiąc.Myślałem że Kapral powie więcej o sobie i...ehhh nie powinienem liczyć na coś co nie mam nawet nadziei.Spojrzeniem wrocilem do Kaprala zdając sobie sprawę ze nie odpowiedział na pytanie.Ale stwierdziłem że jest ku temu powód.

- Wierze,że damy rade sie uwolnić od tytanów.Będziemy mogli spokojnie żyć.Rozwijać sie i nie będziemy musieli sie chować zastanawiając czy rano będziemy jeszcze żywi.Wierze w lepszą przyszłość Kapralu i życie przy osobie którą kocham.- Patrzył na mnie niewzruszenie a ja czułem że sie wygłupiłem.Popatrzyłem na chmury i na to że zachwile zacznie padać, wstałem wiec chcąc już iść.

- Eren.Myślę ,że dla mnie tą igłą są codzienne treningi i widok ludzi którzy pracują po to,żeby twoje wierzenia sie spełniły.Nie oddają wszystkiego na wiarę ale tez ją wspomagają.-Kiwnąłem głową widząc jego kamienne oblicze i westchnąłem cicho czując jak ta mała iskierka nadziei spowodowana jego uśmiechem nagle zaczyna tracić moc.

- Chodźmy kapralu.Chyba nie chcemy zmoknąć- Nalozyłem na twarz uśmiech i zacząłem kierować ku zejściu kiedy ktoś stanowczo chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie całując zachłannie.W tej też chwili chmura sie oberwała i luneło na nas z całą mocą.Ale nie przeszkadzało mi to.Teraz liczyły sie tylko usta kaprala na tych moich.Jego język bawiący sie z moim i oczy utkwione we mnie. Oddawałem ten pocałunek z tą samą wagą jak on do póki nie zabrakło nam powietrza.Odsunałem sie od kaprala dusząc cicho.

- Jesteś jedną z moich nadziei wiec nie smuć sie.Moja wiara musi być silna a jeśli ty nie dasz rady jej takiej utrzymać ja nie będę miał jak żyć.- Stwierdził usmiechają  się lekko i ciągnąc mnie w stronę zejścia.Wrocilismy di kwater gdzie wszyscy byli zajęci sobą.Wiec także to zrobiliśmy.Tylko że we dwoje w akompaniamencie burzy.





Różne One-ShotyWhere stories live. Discover now