Kuszenie

630 32 3
                                    

Może popełnił błąd. Może nigdy nie powinien był tego robić... przecież to dziewczyna, która nigdy nie nauczy się życia w wyższych sferach. Skąd mógł mieć pewność, że nie przyniesie mu wstydu? Albo że w pewnym momencie nie zacznie żałować, że w ogóle się nią zainteresował? Być może pozostałe nie były tak zajmujące, ale niekiedy nuda i spokój są lepsze... niekiedy oznaczają stabilność, dom...

A czy osoba taka jak Deirdre mogłaby kiedykolwiek dać mu dom? Dopiero co powiedziała mu, że go nie lubi. Od nielubienia tak blisko do pogardy, od pogardy – do nienawiści. Od nienawiści – do miłości.

Fakt faktem, że niejednokrotnie zdarzało się, iż kobiety oddane mężczyźnie siłą koniec końców obdarzały męża uczuciem. Ale to były inne kobiety, a nie Deirdre. Co się stanie, jeżeli w jej sercu nie rozbłyśnie ani jedna iskierka cieplejszego uczucia? Gerard nie myślał już dłużej o miłości, ale chociażby o zwykłej sympatii...

Nie rozumiał tego, co zadziało się w ciągu ostatnich paru dni. Kiedy spotkał ją po raz pierwszy, była przerażona – to jasne. Nie miał pojęcia, co Quinnelly albo ktokolwiek inny jej o nim naopowiadał, ale nie dałoby się ukryć, że dziewczyna była wówczas po prostu przestraszona. Podczas ich tańca rozluźniła się na tyle, że książę wreszcie nabrał przekonania, iż go polubiła... rozmawiała z nim, a tańczyła z taką gracją, jak gdyby była zawodową tancerką, chociaż niekiedy można było odnieść wrażenie, że nie znała kroków czy figur... wtedy gubiła wątek rozmowy, bo za bardzo skupiała się na tym, co robiła.

Cóż, pomyślał Gerard, uśmiechając się z goryczą. Teraz już wiedział dlaczego. Nie mogłaby się nauczyć tańczyć jako służąca w domu szlachty... lecz on mógłby jej zapewnić najlepszych nauczycieli. Upewniłby się, że nikt nie rozpoznałby w niej biednej służki, którą niegdyś była. Nauczyłby ją wszystkiego...

Ale cóż z tego, kiedy ona wcale tego nie chciała? Nie przyjęłaby od niego niczego. Od klejnotów, którymi pragnął ją obsypać od stóp do głów, poprzez najpiękniejsze z szat, które kazałby dla niej uszyć, aż po gruntowne wychowanie, godne księżnej. Chciał dla niej tego wszystkiego... jeżeliby tylko zgodziła się należeć wyłącznie do niego. Przecież jej pan się na to zgodził, do cholery! Dlaczego ona nie chciała?

Spojrzał ze złością przez ramię; widział jej sylwetkę przez okno. Dziewczyna nadal stała na tarasie, opierając się o balustradę i spoglądając w górę na rozgwieżdżone niebo. Wyglądała jak anioł... mógłby kazać ją namalować jako Madonnę.

Doprowadzała go do szału. Popełnił błąd, prosząc pana Bragga o zgodę na poślubienie jej. Nie zasługiwała na to. Mógłby obdarzyć wszelkimi honorami jakąś inną kobietę, kobietę, która doceniłaby oferowaną jej dobroć, a nie przyjmowała wszystko z chłodem lub odrzucała jak Deirdre.

A jednak – czy mógłby sobie wyobrazić życie bez niej teraz, kiedy już zakosztował smaku spędzanego z nią czasu? Nawet kiedy się kłócili, odnosił wrażenie, że nigdy w życiu nie czuł się lepiej. Nie przyjmowała komplementów bezkrytycznie i nie była głupia, jak wiele modnych panien z dobrych domów. A mimo wszystko tyle jej brakowało, bo przecież nie była doskonałością... może dlatego była tak pociągająca?

Bardzo pragnął, by ten piekielny bal wreszcie się skończył, żeby ci wszyscy ludzie poszli już sobie do domu. Nienawidził towarzystwa; obecność takiej liczby ludzi doprowadzała go do białej gorączki, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż to nie tłum zgromadzony w sali balowej powodował, że był w takim stanie...

Deirdre chyba nawet nie była świadoma tego, co z nim wyprawiała; zachowywała się jak diablica, i to całkiem bezwiednie. Patrzał na nią przez okno i uśmiechał się lekko pomimo brwi nastroszonych z gniewu.

KopciuszekWhere stories live. Discover now