- Nie sądziłam, że się tutaj jeszcze kiedyś pojawisz. - odezwała się w końcu, odrywając wzrok od pierwszoklasistów, którzy niespecjalnie jeszcze potrafili się odnaleźć w towarzystwie starszych od siebie uczniów.

- Fakt, kiedyś sobie powiedziałem, że pojawię się tutaj dopiero wtedy, kiedy mój syn nagrabi sobie u Snape'a. - zaśmiał się, by chwilę później nieznacznie spochmurnieć. - Ale Snape nie żyje, a ja nie mam syna, więc okazja lepsza, jak żadna. A ty? Podtrzymujesz swój PR, czy wino się w lodówce skończyło?

- Chyba to pierwsze, ale podejrzewam, że przynajmniej połowa starszych roczników ma ochotę mnie udusić za samo istnienie. - wzruszyła ramionami, kątem oka spoglądając na resztę sylwetki swojego towarzysza.

Stwierdzenie Malfoy na miarę wciąż było aktualne, a jej głowa kłóciła się z ograniczeniem, jakie dawało jej samo zerkanie, aby się nie zdradzić. Nigdy nie miała okazji mu się bliżej przyjrzeć, niż w ostatnim czasie ich nowej znajomości. Była teraz jednak niemal pewna, że każdy jeden szczegół jego osoby, jego ubiór, zachowanie, wszystko to było zaplanowane z najmniejszą dokładnością. Zupełnie, jakby był zaprogramowany, a w rzeczywistości był po prostu w ten sposób... Wytresowany. Głównie przez ojca, jego chore ambicje i przez całą arystokratyczną nację, która nie mogła sobie pozwolić na najmniejsze wpadki.

- Długo tu jeszcze będziemy sterczeć? - jęknął. - Wystarczająco dużo osób cię już widziało.

- Nie przyszłam się tutaj pokazać, Malfoy, żartowałam, po za tym, chciałam porozmawiać z McGonagall. - odpowiedziała, marszcząc brwi i rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu dyrektorki.

- Proszę cię, ona sama chowa się gdzieś po kątach pewnie, plując sobie w brodę, że to był najgorszy pomysł w jej życiu, żeby sprosić tutaj ostatnie piętnaście roczników razem z obecnymi. Idziemy, niech dzieciarnia się bawi.

I jak powiedział, tak zrobił, nie zwracając uwagi na słowa wypływające z ust Hermiony, pociągnął ją za sobą, łapiąc jej dłoń. Nie obyło się oczywiście bez szeptów dookoła nich, tym razem ubarwionych w to, że na Wyspach Kanaryjskich to właśnie Malfoy był z Granger. Plotki są cudowne.

- Poczekaj!

Przystanął w którymś z kolei korytarzu, czując, że w końcu dostanie w twarz za porwanie Minister Magii. Hermiona jednak jedyne co zrobiła, zamiast uciekać od niego, schyliła się do swoich stóp, ściągając z nich niebotycznie wysokie szpilki, w których niemal równała wzrostem Malfoyowi.

- No co? - zapytała, widząc jego pytający wzrok. - Masz pojęcie, jakie one są niewygodne?

Nie odpowiedział, tylko pokręcił głową z uśmiechem przyklejonym do ust. Już jej nie ciągnąc, udali się ramię w ramię w odległe części zamku. Z każdym krokiem głośna muzyka cichła, uczniów i gości było na korytarzach coraz mniej, a światła zdawały się być ciemniejsze. Hermiona nie zorientowała się nawet, kiedy doszli do schodów wieży astronomicznej, nie spodziewała się, że nogi ich poniosą konkretnie tutaj.

- Nie musimy tam iść. - szpnęła, kiedy przystanął przed samymi schodami, walcząc sam ze sobą.

Czując niemałą troskę w jej głosie uniósł jeden kącik ust ku górze. Wiedziała, że wracanie tam było dla niego trudnym orzechem do zgryzienia, ale czuła, że musi go w tym wesprzeć. Jej sposób bycia nie pozwolił jej się inaczej zachować. Draco odrywając w końcu wzrok od zmartwionej twarzy szatynki, ujął jej dłoń w swoją i wolnym krokiem oboje weszli na samą górę wieży.

Uczucia, jakie mu towarzyszyły po wejściu na górę były skrajnie inne niż się spodziewał. Myślał, że wszystkie wspomnienia wrócą jak bumerang, że poczucie winy po raz kolejny przyćmi jego umysł. Tymczasem miał wrażenie, że to co się tam stało, miało miejsce sto lat temu i nikt już o tym nie pamięta. Oczywiście, pamiętali wszyscy, ale w jego głowie wyglądało to wtedy nieco inaczej. Poczuł ulgę, kiedy w końcu znaleźli się na górze. Od czasu zakończenia szkoły nie wracał tutaj, przecież nie miał po co. Nawiedzały go jednak myśli, od czasu do czasu, że nawet jakby miał okazję, to nie potrafiłby tutaj wrócić bez poczucia winy. Mała, ciepła dłoń, spoczywająca spokojnie w jego, utwierdziła go w tym, że da radę.

Potrzebuję cię  •  HG×DM  •  38/50Where stories live. Discover now