Dzień 0

141 12 4
                                    

Dzień 0
Siedziałam w celi już ponad pół roku może trochę więcej, po tej całej
jeździe z czarownicą. Powoli wpadałam w rytm.
Codziennie rano parzyłam kawę i
czytałam rozdział książki. Którą swoją drogą znałam na pamięć. Później
wyprowadzali mnie w kaftanie na „obiad” który podawali mi dożylnie
ponieważ dalej nie potrafiłam nic przełknąć. Czasami przychodził jakiś
samozwańczy psycholożek który próbował ze mną rozmawiać co im nie
wychodziło bo nie rozumieli po prostu mojego poczucia humoru, albo tak
mnie denerwowali że próbowałam im rozwalić łby, już nawet te złamasy
które miały mnie pilnować nie chciały się pobawić, tylko założyli mi
kaftan. Naprawdę myśleli że mnie to powstrzyma ? Najgorzej było gdy
następowała cisza nocna i musiałam leżeć na tej pryczy i wysłuchiwać
tych wszystkich krzyków. Coraz bardziej mnie przekonywały mnie że to
wszystko moja wina. Mr J mój maleńki odszedł przeze mnie. Gdybym wtedy
nie wróciła do tego jebanego legionu to teraz bylibyśmy razem. Jak
przystało na króla i królową rozwialibyśmy to całe miasto. Swoją drogą
ciekawe gdzie wtedy był nietoperz z tą swoją ponurą miną gdy trzeba
było naprawdę łapać potwory, ale nie on zawsze czepiał się nas. A
przecież my nic złego nie robiliśmy. Nigdy.

-Cholera Harley, skup się- Próbowałam jakoś przerwać swój tok myślenia
i  zamknąć jadaczki tym wszystkim głosom oraz w zamian pozwoliłam
by wstrząsnął mną śmiech, śmiech którym maskowałam kilka łez które
pozwoliłam sobie wyjątkowo jak co wieczór uronić.

Następnego dnia wszystko wyglądało podobnie, i następnego również. I
kolejnego. I kolejnego. I kolejnego.

Parzyłam akurat swoją poranną kawę słuchając uważnie tykania zegara
które kilka tygodni temu powiesił tu strażnik który uznał że chyba za
dobrze mi idzie resocjalizacja . Zapamiętałam go sobie i poczekam.
Potrafię czekać, a wtedy to on będzie odmierzał sekundy. Gdy już
miałam wyciągnąć swoją kawę z ekspresu, swoją drogą to trochę mała
zapłata za uratowanie świata, usłyszałam potężny huk. Zaraz za nim
szybkie kroki i krzyki. Do mojej celi podbiegło kilku komandosów
ubranych na czarno i zaczęło otwierać drzwi. Gdy tylko przecięli zamek
przepuścili jednego z nich. Na pierwszy rzut oka wyglądał tak samo jak
pozostali ale napis na skafandrze i szaleńczy śmiech jasno wskazywały
kto to. Szybko zaczął zdejmować całe umundurowanie.

-Tęskniłaś, ptaszyno ?- Czerwone usta rozszerzyły się w jeszcze
większym uśmiechu i wydostał się z nich cichy chichot który szybko
został zagłuszony przez moje usta

-Maleńki !- Patrzyłam w jego szare oczy i starałam się dostrzec w nich
jakieś uczucie, dłońmi ściskałam jego twarz a nogi zaplotłam na jego
biodrach. Było mi słabo, albo może gorąco ? Czułam jak bym mogła
wszystko. Głosy w głowie rozszalały się na dobre chciały tyle
powiedzieć, tyle zrobić ale Mr J szybko uciszył je zrzucając mnie z
siebie i patrząc z jakąś naganą ale i szaleństwem w oczach.

-Harley, przestań ! Zbieraj dupę, trzeba wracać do domu – Szybko
ubrałam jego skafander, trochę się martwiłam że maleńki został bez
ochrony ale tylko zbył mnie i stwierdził że mam ruszać szybciej dupę.
Nie protestowałam bo jeszcze gotów był mnie tu zostawić. Szybko
przebiegaliśmy przez labirynt korytarzy. Wesoło pogwizdywałam i
podskakiwałam na końcu , czułam się taka wolna, taka szczęśliwa. Humor
mi się tym bardziej poprawił gdy usłyszałam zbliżające się syreny
policyjne.

-Będzie zabawa- Krzyknęłam i wzięłam jedyną spluwę z kabury i rzuciłam
ją Panu J. Ten tylko się zaśmiał wziął kilku ludzi i zniknął w
ciemności.

Już nie pamiętam kiedy czułam taką adrenalinę. Szybko pokonywałam te
ciepłe kluchy nawet bez żadnej broni. Kilka kulek miało szczęście
zatrzymać się w mojej kamizelce. Gdy tylko udało nam się wydostać z
zasadzki wskoczyliśmy do auta gdzie już czekała na nas reszta razem z
Mr J. Ale gdy tylko zauważyłam co się dzieje moje serce stanęło po raz
kolejny w moim życiu.


A

. H

Chwila Która Zmieniła Wszystko. (ZAKOŃCZONE)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora