Rozdział siedemnasty

2.3K 131 69
                                    

- Nic mi nie jest, Remus. Naprawdę mogę się już pouczyć i wrócić do normalnej nauki- zaczęłam tłumaczyć i jednocześnie ciągnąć Lupina do biblioteki.

Prawie cały poprzedni tydzień spędziłam siedząc przez większość czasu w pustym pokoju i naprawdę wystarczyło mi tyle czasu, aby wynudzić się jak jeszcze nigdy. Uznałam, że kilka dni mi wystarczyło i nadeszła pora, aby powrócić do nauki. Niestety przekonanie Remusa, że czuję się już dobrze i mogę wrócić się pouczyć nie było niczym łatwym. Chłopak był uparty, ale w pewnym sensie uważałam, że to było urocze, jednak mimo wszystko była mi potrzebna jego pomoc, więc musiałam go przekonać, że czuję się dobrze. Moje pojedyncze pokasływanie lub kichanie wcale mi w tym nie pomagało, jednak w końcu Lupin dał się przekonać, abym zaciągnęła go do biblioteki, bo tylko tam mogliśmy oczekiwać względnej ciszy.

Oboje usiedliśmy przy jednym ze stolików i wyjęliśmy kilka książek, aby omówić materiał, który mnie ominął. Wspólnie zdecydowaliśmy, że zaczniemy od transmutacji. Remus dał mi chwilę, abym przeczytała temat z książki, a później zaczął mi wszystko tłumaczyć jeszcze raz, ale w bardziej przyziemny sposób. Minęło trochę czasu, ale w końcu udało mi się wszystko zrozumieć i nadrobić zaległości z tego przedmiotu. Czytając kolejne książki i odrabiając moje zaległe zadania, minęły nam trzy godziny. Byłam zaskoczona, że Remusa nie nudziły moje ciągłe pytania i odpowiadał na nie bez zbędnego marudzenia. Pytałam o wszystko co tylko stanowiło jakiś powód do zastanawiania się nad tym. Wolałam być pewna, że wszystko nadrobię.

W końcu Remus zapytał, czy nie mam już dość nauki, jednak szybko zaprzeczyłam. Zaproponował, żebyśmy zrobili przerwę i poszli coś zjeść, jednak uznałam, że nie jest mi to potrzebne, ale jeśli chce to może mnie zostawić na chwilę samą. Lupin bez słowa wstał ze swojego miejsca, zabrał swoją torbę i wyszedł z biblioteki. Przez chwilę miałam ochotę za nim pobiec, jednak uznałam, że nie mogę zmarnować nawet minuty. Nauka nigdy nie sprawiała mi takiej łatwości, jak Lily, czy Remusowi, więc musiałam poświęcić na nią więcej czasu niż oni. Z każdą mijającą minutą coraz bardziej wierzyłam, że moja choroba była jedną wielką przeszkodą i mogłam normalnie chodzić na lekcje. Doskonale wiedziałam, że mój tok myślenia był głupi, ale zaczynałam się bać, że nie dam rady wzystkiego nadrobić w wolnym czasie.

Nie miałam pojęcia ile czasu minęło, aż usłyszałam za sobą kroki, kiedy ktoś wszedł do biblioteki. Byłam tak skupiona na tym co robię, że nawet na chwilę się nie odwróciłam, aby zobaczyć kim była ta osoba. Krzesło przy moim stoliku się ruszyło i dopiero wtedy podniosłam wzrok na osobę, którą okazał się być Remus. Chłopak patrzył na mnie z lekkim zaskoczeniem, jednocześnie jedząc ciastko, które do tej pory trzymał w dłoni. W tej samej chwili zaburczało mi w brzuchu, a Remus cicho się zaśmiał. Spojrzałam na niego groźnie, jednak szybko mi przeszło, kiedy podsunął opakowanie ciastek w moją stronę. Musiałam przyznać, że chyba po raz pierwszy w życiu, aż tak cieszyłam się na widok jedzenia.

- Zrób sobie przerwę. Jestem pewien, że i tak nic już nie rozumiesz- powiedział chłopak lekko się do mnie uśmiechając, a po chwili wstał ze swojego miejsca i wyciągnął rękę w moją stronę.- Chodź ze mną.

Bez nawet chwili zastanowienia, wrzuciłam wszystkie swoje rzeczy do torby i złapałam Lupina za dłoń. Chłopak wyprowadził mnie z biblioteki i zaczął prowadzić korytarzami szkoły. Co chwila pytałam go gdzie my właściwie idziemy, jednak nie odpowiedział mi nawet jeden raz, jedynie uśmiechając się w moją stronę. Był dziwnie tajemniczy co sprawiało, że byłam jeszcze bardziej ciekawa co może mnie czekać. Byłam przekonana, że nie czeka mnie żaden głupi żart, tak jak zrobiłby to pewnie Syriusz i to sprawiało, że czułam się wyjątkowo spokojna. W krótkim czasie zupełnie zapomniałam o obowiązkach, jakie miałam na głowie, choć wcześniej wątpiłam, aby to było możliwe.

Remus zatrzymał się na chwilę i odwrócił w moją stronę. Zaczął szukać czegoś w swojej torbie, aby po chwili dać mi swój sweter, który zabrałam mu tydzień wcześniej. Bez słowa zrozumiałam co mam zrobić, więc założyłam sweter w milczeniu na siebie, a Lupin w tym czasie sam również ubrał się cieplej. W końcu oboje byliśmy gotowi, a chłopak znów złapał mnie za dłoń, na co nawet nie zwróciłam uwagii i zaprowadził na zewnątrz. Przez chwilę stałam w milczeniu, zupełnie oczarowana tym co zobaczyłam. Z nieba spadały pojedyncze płatki śniegu sprawiając, że nocne niebo wyglądało jeszcze bardziej magicznie. Pomimo tego, było całkiem ciepło, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło. Czułam, jak torba zsuwa mi się z ramienia, jednak wcale na to nie zareagowałam.

Remus ruszył dalej, a ja razem z nim. Delikatne płatki śniegu opadały nam na włosy i ramiona, jednak nie rozpuszczały się od razu, sprawiając, że z każdą chwilą było ich coraz więcej. Cały czas szłam jak zaczarowana tym co mnie w tamtej chwili otaczało. Obudziło się we mnie wewnętrzne dziecko i wytknęłam na chwilę język, aby złapać na niego jeden z wirujących płatków śniegu. Lupin dokładnie w tamtej chwili na mnie spojrzał. Chłopak zaczął się cicho śmiać, jednak wcale nie wyglądał na zaskoczonego moim zachowaniem. Puścił moją dłoń i zaczał strzepywać śnieg ze swoich włosów, jednak niewiele mu to dało, bo już po chwili miał go dokładnie tyle samo, jeśli nie więcej, co wcześniej.

- Dziękuję, że namówiłeś mnie na wyjście z biblioteki. Tutaj jest prześlicznie.

- To dobrze- uśmiechnął się lekko chłopak.- Bałem się, że możesz uznać, że jednak wolałabyś się pouczyć.

Razem z chłopakiem ruszyłam w dalszą drogę, która prowadziła obok jeziora. Na wodzie odbijał się księżyc, który na szczęście nie był zbyt blisko pełnii, a kiedy dłużej stało się w miejscu dało się również zauważyć kilka większych gwiazd. Tym razem to ja złapałam dłoń chłopaka. Zrobiłam to nieświadomie, jednak oboje nawet nie zwróciliśmy na to uwagii, będąc zbyt pogrążeni w naszej rozmowie. Wszystko to co działo się w tamtej chwili, ten wirujący śnieg i niemalże bezchmurne niebo, wydawało się być jedynie częścią jakiegoś wyjątkowo realnego snu. Na szczęście wcale nie było to snem, a ja naprawdę czułam chłodny śnieg na policzkach i dłoniach. W tamtej chwili cały stres ze mnie uleciał i zupełnie przestałam myśleć o nadrabianu lekcji.

Nie miałam pojęcia ile czasu chodziliśmy po okolicy, ale w końcu oboje zatrzymaliśmy się, aby przez chwilę pogadać na spokojnie. Staliśmy pod drzewem, aby uniknąć ciągle padających płatków śniegu, jednak cały czas na nie patrzyliśmy. W końcu spojrzeliśmy na swoje splecione dłonie, a chwilę później na siebie nawzajem i oboje cicho się zaśmialiśmy. Byłam przekonana, że jeszcze kilka lat wcześniej, a może nawet rok, zabralibyśmy dłonie w popłochu, ale byliśmy przyjaciółmi już wystarzająco długo, by nie stanowiło to większego problemu. Przecież potrafiłam przytulać się z chłopakami, kiedy tylko miałam na to ochotę, więc trzymanie ich za dłoń, nie było niczym dziwnym.

- Przeszkadza ci to?- zapytałam, kiwając głową w stronę naszych dłoni, jednak Remus pokręcił przecząco głową.- To dobrze, bo masz za ciepłą dłoń, żebym zabrała swoją.

- Z okien szkoły musimy wyglądać jak para- zaśmiał się Remus, patrząc w stronę budynku.

- Pewnie masz rację- odparłam i również spojrzałam w stronę szkoły.- Czasami się zastanawiam, dlaczego nadal nikogo nie masz, Remusie. Jesteś mądry, masz duszę romantyka i trzeba ci to przyznać, że brzydki też nie jesteś.

- W takim razie dlaczego ty również nikogo nie masz?- uśmiechnął się w moją stronę, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Musiałam przyznać, że nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.- Ciężko jest sobie kogoś znaleźć, kiedy twój przyjaciel to największy podrywacz w szkole, a drugi jest jednym z lepszych zawodników quidditcha. Chyba po prostu jeszcze nie spotkałem tej jedynej. Za to ty jesteś jedyną dziewczyną w grupie i nie masz konkurencji.

- Konkurencji może i nie mam, ale zawsze mam takich czterech głupków, którzy staną za mną murem, gdyby ktokolwiek mi coś zrobił. Wygląda na to, że naszą dwójkę czeka życie w samotności.- zaśmiałam się, a po chwili Lupin do mnie dołączył.

Poczułam lekkie pociągnięcie za dłoń, kiedy Remus zaczął prowadzić mnie w stronę szkoły. Chłopak uznał, że zbyt długo jestem na zewnątrz i znowu będę chora. Przez całą drogę marudziłam, jak małe dziecko, bo przecież za oknem wciąż padał pierwszy śnieg tego roku.

•••

mam nadzieję, że rozdział wam się podobał.
pytanie do przyszłych książek: wolicie dłuższe rozdziały czy jednak krótsze?

Kłopoty przychodzą same Where stories live. Discover now