Rozdział trzeci

3.6K 186 37
                                    

Szare oczy wpatrywały się we mnie od dłuższego czasu z wyraźną i pełną determinacją. Słyszałam syczenie ognia w kominku i ciche rozmowy innych uczniów, którzy zajmowali się swoimi sprawami. Nikt nie zwracał uwagi na cichą wojnę, która toczyła się na kanapie, gdzie siedziałam razem z Syriuszem. Mijały powoli kolejne minuty, a żadne z nas nawet nie zbliżało się do wygrania, więc lekko zmróżyłam oczy, aby chwilę później znowu wbić wzrok w Black'a, który siedział kawałek przede mną z chyba najbardziej poważną miną jaką kiedykolwiek mógł zrobić.

- Lea, mrugnęłaś- powiedział Remus, przerywając w ten sposób ciszę, która panowała w naszej grupie.

Zwróciłam wzrok na chłopaka i mocno zmróżyłam oczy. Posłałam mu mordercze spojrzenie na które on odpowiedział lekkim wzruszeniem ramion. Starałam się dać chłopakowi do zrozumienia, że wcale nie musiał tego mówić, bo udałoby mi się przekonać Łapę, że tylko mu się wydawało, jednak było za późno, bo Syriusz już zeskoczył z kanapy i ciesząc się jak małe dziecko zaczął wytykać w moją stronę język. Black naprawdę cieszył się z tej małej wygranej, co trochę mnie śmieszyło. Jego sposób na okazywanie radości był dosyć oryginy.

Odwróciłam się za siebie, kiedy do moich uszu dotarł znajomy śmiech. Od razu zobaczyłam Rogacza, który stał oparty o kanapę, by chwilę później przeskoczyć oparcie i usiąść obok mnie. Chłopak posłał mi głupi uśmiech, za co dostał lekko w ramię, jednak chwilę później postanowiłam odwzajemnić uśmiech, powodując, że Rogacz wrócił do swojej głupiej miny.

- Lepiej byście się zajęli czymś pożytecznym, a nie grali- zaśmiał się Potter, by po chwili zająć większość kanapy.- Pamiętajcie, że za trzy dni ruszają treningi.

W pierwszej chwili nie zrozumiałam co powiedział chłopak, jednak z każdą sekundą zaczynało to do mnie docierać, a ja popadałam w lekką, ale wewnętrzną panikę. Nie mogłam brać udziału w kolejnych meczach, jednak nie zgłosiłam tego jeszcze do profesor McGonagall, bo wyleciało mi to z głowy. Wiedziałam, że przebieranie się w szatni z innymi dziewczynami, mając pełno siniaków i gojących się ran nie jest najlepszym pomysłem. Nawet jeśli lekarz nie zabronił mi uprawiać sportu, to nie chciałam szkodzić drużynie. Miałam pełną świadomość faktu, że moje liczne rany i siniaki znacznie mnie osłabiają, a dodatkowo co jakiś czas zaczynają bardzo boleć utrudniając mi ruchy.

Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, dlatego od razu odwróciłam się w tamtą stronę. Moje oczy spotkały ciepły wzrok Lunatyka. Chłopak lekko się uśmiechał, jednak jego twarz nie wyrażała szczęścia, a jednynie pewne zatroskanie. Bez chwili zastanowienia oparłam swoją dłoń o jego starając się pokazać, że ze mną wszystko dobrze i nie musi się o mnie martwić. Byłam pewna, że znowu się zamyśliłam i straciłam na jakiś czas kontakt z tym co mnie otacza. Często tak miałam, jednak zazwyczaj podczas wakacji, dlatego dla moich przyjaciół to mogło być czymś nowym.

Poczułam ciepły materiał i męskie perfumy, aby chwilę później móc zrozumieć, że James się do mnie przytulił. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że Remus nie był jedyną osobą, która zmartwiła się moim chwilowym zamyśleniem. James i Syriusz siedzieli po moich bokach i oboje patrzyli na mnie uważnie, aby chwilę później zamknąć mnie w szczelnym uścisku. Po chwili dołączył do nas Remus, a ja starałam się wydostać z objęć, jednak nie udało mi się to, więc musiałam cierpliwie poczekać, aż sami się znudzą.

- Przepraszam, za to zamyślenie się- powiedziałam z lekkim uśmiechem, starając się tym samym pokazać, że nic mi nie jest.- Wybaczcie, ale muszę coś załatwić- dodałam i nie czekając na żadną odpowiedź po prostu jak najszybciej wybiegłam z pokoju.

Biegłam jeszcze przez chwilę, kiedy zdałam sobie sprawę, że sama do końca nie wiem co mam robić. Z moich ust wydostał się cichy jęk, który pokazywał moje raczej mocne zirytowanie własną głupotą, kiedy zrozumiałam, że zawsze najpierw coś robię, a dopiero później myślę. Bez chwili zwłoki ruszyłam dalej przez korytarz starając się znaleźć profesor McGonagall, jednocześnie błagając w duchu, żeby była w swojej sali do której się kierowałam. Dotarło do mnie, że to był jeden z niewielu razy, kiedy to ja szukałam nauczyciela, a nie on mnie.

Pogrążona we własnych myślach, dotarłam pod same drzwi sali od transmutacji. Wzięłam głębszy oddech, ostatni raz zastanawiając się co powinnam powiedzieć i w końcu zapukałam w drewnianą powłokę. W ciągu może minuty udało mi się trzy razy rozważyć ewentualną ucieczkę, jednak drzwi się otworzyły, a ja już nie miałam wyjścia. Stanęłam twarzą w twarz z profesor McGonagall i właśnie w tamtym momencie nie byłam zupełnie pewna czy postępuję dobrze. Dopadły mnie wątpliwości, jednak postanowiłam, że się nie wycofam i doprowadzę tę sprawę do samego końca.

Nauczycielka spojrzała na mnie poważnym wzrokiem, a jej jedna brew była lekko uniesiona. Lekko uśmiechnęłam się do kobiety, jednak moja mina szybko się zmieniła, kiedy zrozumiałam, że zupełnie nie wiem jak powinnam zacząć tę rozmowę. Spuściłam wzrok na swoje trampki i zamknęłam na chwilę oczy. Chciałam sobie wmówić, że to co robię jest jedyną dobrą drogą.

- Wszystko dobrze?- zapytała profesor McGonagall patrząc na mnie uważnie, jakby chciała zrozumieć wszystko z moich niekontrolowanych zachowań.

- Czy mogłabym pani zająć chwilę?- zapytałam wymuszając u siebie lekki i możliwie najbardziej prawdziwy uśmiech.- Ale to nic złego- dodałam, widząc, że nauczycielka ma zamiar o coś zapytać.

Kobieta wyglądała jakby toczyła sama ze sobą bój wewnętrzny i myślała czy powinna pozwolić mi zająć jej czas. Nie dziwiłam się, że nie była ona pewna tego jak powinna postąpić, bo w końcu bardzo często robiłam jej głupie żarty. Cierpliwie starałam się czekać, aby dać nauczycielce czas na zastanowienie się. Nie spieszyło mi się z poinformowaniem jej o moim braku udziału w meczach w tym roku, jednak wołałabym, żeby nie była ostatnią osobą, która się o tym dowie, a właśnie pierwszą. Miałam szczerą nadzieję, że na moje miejsca znajdzie się wiele ochotników, żeby drużyna mogła wybrać kogoś bardzo dobrego. Wiedziałam, że jest wielu uczniów z podobnym poziomem co ja, czy nawet lepszym, jednak nie każdy był w domu Gryffindora i nie każdy chciał grać na tej pozycji.

W końcu nauczycielka odsunęła się od drzwi, dając mi w ten sposób możliwość wejścia do sali. Skinęłam głową w ramach podziękowania i minęłam kobietę w progu, aby wejść do pomieszczenia. Od razu i bez żadnego zastanowienia skierowałam się w stronę biurka, zatrzymując się kilka małych kroków przed nim. Czekając, aż profesor McGonagall zamknie drzwi i przyjdzie do swojego biurka zaczęłam zastanawiać się jak powinnam zacząć tę rozmowę. Nie udało mi się wpaść na żaden pomysł, kiedy kobieta stała już na swoim miejscu.

- O czym chciałaś porozmawiać, Lea?- zapytała kobieta, kiedy mijały kolejne sekundy, a ja nie zaczęłam nic mówić.

- Chcę zrezygnować z tegorocznych meczów- powiedziałam z pewnością w głosie. Robiłam wszystko by mój głos nie drżał i udało mi się to.- Przez ten wypadek moja kondycja spadła, a ja nie chciałabym utrudniać meczów. Odejście, będzie najlepszym wyjściem.

Kobieta wyglądała na zaskoczoną moją decyzją, jednak w pierwszym momencie nic nie powiedziała na ten temat. Patrzyła na mnie w ciszy, jakby zastanawiając się co powinna zrobić w odpowiedzi na moje słowa. Miałam dziwne odczucie, że czekała na moment w którym powiem, że tylko sobie żartowałam, a skład drużyny nie zmieni się w porównaniu do tego z zeszłego roku. Niestety nigdy nie doczekałaby się takiej chwili, bo wtedy już byłam pewna poprawności swojej decyzji.

- Czy drużyna już wie?- zapytała kobieta, przerywając ciszę, która panowała przez dłuższy czas w sali.

- Jeszcze nie- powiedziałam, patrząc nauczycielce w oczy.- Chciałabym, żeby to pani wiedziała jako pierwsza o mojej decyzji, ponieważ wiem, że mnie pani zrozumie.

- Jeśli jesteś pewna swojej decyzji to nie mam zamiaru zmieniać twojego zdania, jednak chciałabym, abyś pomogła mi znaleźć kogoć, kto może zastąpić cię w drużynie.

Na słowa kobiety uśmiechnęłam się lekko i skinęłam głową, jednocześnie mówiąc, że chętnie zajmę się razem z nauczycielką poszukiwania nowego gracza.

Kłopoty przychodzą same Where stories live. Discover now