Lekarz może wyleczyć z choroby, ale nie z losu

199 20 64
                                    

Kurde, ludzie drodzy... Zabijecie mnie tymi ciepłymi słowami w komentarzach (Z resztą już zabiliście yohohoho XD) Ale dziękuję z całego serduszka, bo to na prawdę wiele dla mnie z znaczy :3 <3 Niech bóg Usopp wam błogosławi. 🙏

Rozdział na początek nowego tygodnia, bo mój uszczerbek na zdrowiu uniemożliwił mi napisane go do końca w weekend :'D

Dobra lecimy z tym chorym rozdziałem... Z resztą, ale się napaliłam na pisanie xd 😏

* * *

Nie będę opisywał wam naszej drogi do celu. Rzecz ujmując chciałbym tylko się pochwalić, że udało nam się nie zgubić. To tylko jeden mały szczegół, a od razu zmienił moje nastawienie do własnej osoby. Być może tylko wszyscy tak na prawdę wmawiają mi, że moja orientacja w terenie jest "denna" i przez to naprawdę się taka staje? To musi być to...

- Zoro... - z moich osobistych zamyśleń wyrwał mnie Chopper. 

- Co? - tylko moja łaska względem tego renifera dzieliła mnie od tego, żeby go zaraz nie udusić, ponieważ dobrze widziałem, że wstrzymuje śmiech. Czy ja wyglądam, jakbym był w dobrym humorze? Westchnąłem i zapukałem do drzwi. - Brewka otwieraj, wiem że tam jesteś zboczeńcu. Już za późno na chowanie się, wszyscy poznali nasz sekret. 

- To nie te drzwi Zoro... - zamarłem na moment. W tym samym czasie drzwi otworzyła mi jakaś kobieta. Miała równie zdziwioną i przerażoną twarz, co ja. - Ee... yyy... Dzień dobry? 

- AAAAAAA!! Co to za monstrum?!?! - wydarła się tak, że było ją słychać dosłownie na całej wyspie. - Won mi z mojej posesji bydlaku! - niespodziewanie kobieta zamachnęła się ręką i uderzyła mnie w brzuch tak mocno, że wyleciałem parę metrów dalej, lądując na ziemi. Chwilę zabrał mi powrót do żywych po takim ciosie...

- CZY JA WYGLĄDAM JAK MONSTRUM!?! - gwałtownie podniosłem się lekko zszokowany. 

- Tak. - odparł mi Chopper, podczas gdy kobieta chciała się wycofać, jednak pojawił się przed nią Usopp. 

- Chcesz poznać to monstrum? - zagroziłem mu.

- N-Nie... AAAAA!! - wystraszony renifer popędził w "chyba" dobrą stronę. 

- Zaczekaj Chopper! Nie bierz tego na poważnie, to tylko... Z resztą... CZEKAJ MÓWIĘ!! - wygramoliłem się, jednak...

- Przepraszam za kolegę. Ma traumę z dzieciństwa, gdyż zawsze chciał być dziewczynką, a nie chłopcem. Nawet jego rodzice nadali mu dziewczęce imię, więc nie mógł się pogodzić z własnym losem. - snajper udawał przejętego i zdramatyzowanego. - Jeszcze raz przepraszam i niech bóg Usopp sprawi, że odkryje pani w swoim sercu Wyspę Snajperów. - ukłonił się raz jeszcze, jednak zdezorientowana kobieta czym prędzej zatrzasnęła drzwi przed jego długim nosem. - Będziesz musiał zapłacić za pomoc Zoro. 

- JESZCZE CZEGO?! Nie prosiłem o nią! - czuję, że w tym opowiadaniu nikt nie bierze mnie na poważnie... Machnąłem na niego ręką i udałem się wraz z nim w stronę właściwego domu. 

- Co z tobą Zoro? Ktoś cie napadł? - spytał na miejscu Franky. 

- Skończcie temat, okej? - wkurzony całą sytuacją, jaka miała miejsce, tym razem nie zapukałem uprzejmie, tylko z buta wszedłem do środka. - Głupi kucharzyno, tym razem ci nie odpuszczę, bo to wszystko twoja wina!! - uniosłem się, jednak to, co zobaczyłem...

- Tak, dokładnie tak Sanji. - odezwał się ojciec tego różowego, tak zwany "mama", jakby ktoś zapomniał. - Doskonale rozumiesz to, co czuję!

[One Piece] W innym świecieWhere stories live. Discover now