Lepiej nie pytajcie mnie skąd czerpie pomysły na tytuły rozdziałów...
-Zoro...- odezwał się Luffy, który już od jakiegoś czasu próbował zwrócić na siebie uwagę szermierza. -Zoro?
-Nie przeszkadzaj mi, ja idę.- odparł po raz setny do swojego kapitana, który męczył go jego imieniem. W końcu, gdy granica użycia jego imienia przekroczyła maksimum zielonowłosy stanął w miejscu i odwrócił się do Luffy'ego: -CO???
-M-Morze jest chyba w drugą stronę.- odpowiedział. I rzeczywiście, Zoro rozglądnął się po okolicy i za siebie, bo obydwoje byli już w połowie drogi na górę i w oczy rzucił mu się niebieski kolor otaczający wyspę, na której się znajdowali. -Franky powinien być na dole, prawda?
-...DLACZEGO DOPIERO TERAZ MI O TYM MÓWISZ?!?!
-Czekałem, aż mi odpowiesz!- wytłumaczył Luffy. -Ale spójrz, jest tu całkiem fajny widok!- podbiegł do krawędzi i spojrzał w dół. -Co to za góra? Wysoko tu~
-Tylko teraz pytanie, jak my z niej zejdziemy. Nie mamy czasu na powrót, bo cały nasz czas zmarnowaliśmy na wejście.
-Skoczymy.
-Skoczymy?
-Tak, o tam!- Luffy wskazał puste miejsce, w którym zaczynało się miasto. -Skoczymy, jak Kaido!
-Nie jestem z gumy tak ja ty i nie przeżyłbym takiego upadku.- Zoro skrzyżował ręce spoglądając na mnie. -Pomyślałbyś czasem.
-No tak, przydałoby mi się.- Słomiany wyciągnął ręce w stronę Zoro.
-Co?- spytał podejrzliwie.
-Wezmę cię na ręce, a wtedy zeskoczymy razem i przeżyjemy!- wyszczerzył się w jego stronę. -Oryginalny plan, co nie shishishi~?
-OJ NIE, NIE, NIE! Nie będziesz mnie niósł na rękach, jak damę w opałach. Już wolałbym skoczyć bez twojej pomocy.- szermierz przybliżył się do Luffy'ego i również spojrzał w dół, jednak nadmiar metrów dzielących ich od płaskiej powierzchni przytłoczył Zoro i czym prędzej zrezygnował z tego pomysłu. -W takim razie zejdę po skałach w dół.
-Prędzej zaczniesz po nich wchodzić Hahahaha!- Luffy zaśmiał się odnośnie, a echo jego śmiechu odbijało się od skał.
-Zamknij się głupku!- zielonowłosy uderzył swojego kapitana w tył głowy, co nie poskutkowało zatrzymaniem napadu śmiechu u niego. -A z resztą, rób co chcesz...- podrapał się po głowie.
-Hm?- obydwoje obrócili się, gdy dookoła rozniósł się niepokojący i głośny dźwięk.
-Co jest!?- Zoro próbował określić skąd dochodził ten hałas, jednak nie musiał długo czekać. Zza gór wyłoniły się spadające pojedyncze skały, które z sekundy na sekundę mnożyły się, a wraz z tym przybywały większe.
-ZORO WYWOŁALIŚMY LAWINĘ!!- spanikował Luffy.
-TO TYLKO I WYŁĄCZNIE TWOJA WINA!! Nie trzeba było się tak głośno śmiać!
-Dlatego przestań się drzeć, bo pogorszysz sytuację Zoro.- szermierz nie wierzył w tak poważnie wypowiedziane słowa kapitana w obecnej sytuacji. Unikali skał, aż w końcu stało się to nie możliwe z uwagi na ich wielkość.
-Lepiej stąd spadajmy Luffy!
-I to dosłownie!- Słomiany owinął ręką wokół bioder Zoro i bez jego zgody wziął go pod pachę i zaczął biec w stronę klifu.
-NIE LUFFY ODSTAW MNIE, NIE CHCĘ UMIERAĆ!!- wypowiedział wiedząc, że i tak nie umrze, jednak sama opcja, jaką planował Luffy przerażała go.
![](https://img.wattpad.com/cover/159383081-288-k328049.jpg)
ESTÁS LEYENDO
[One Piece] W innym świecie
FanficZoro i Sanji mają za zadanie sprawować pieczę nad Luffy'm, jednak nie wszystko idzie po ich myśli. Dwójka Słomianych nie potrafi żyć ze sobą w zgodzie, co doprowadza do stracenia swojego kapitana z oczu, a w konsekwencji powoduje kolejny nieciekawy...