Epilog

4.7K 280 183
                                    

Pansy podobnie jak Draco była zła na Astorię. Przyparta do muru dziewczyna przyznała, że to ona stała za kłótnią między przyjaciółkami; bezczelnie odgrywała rolę Hermiony, świetnie się przy tym bawiąc. Parkinson w akcie zemsty chciała zaprowadzić ją do dyrektora, choćby kosztem pozostałych Ślizgonów; najpewniej straciliby punkty, ale Greengrass nie wywiązałaby się ze szlabanów w przyszłym roku. Porzuciła jednak ten zamiar na rzecz kilku małych, naprawdę maciupkich korzyści, jednocześnie przypominając sobie, jak kilka dni temu sama śmiała się w najlepsze, gdy Astoria pod postacią Milicenty zawzięcie flirtowała z niczego nieświadomym Crabbem.

Mianowicie, wpadła na genialny pomysł, jak wykorzystać metamorfologię koleżanki po raz ostatni.

Od wczoraj punkty nie były już przyznawane, zatem pozostawało domyślać się, kto był tegorocznym zwycięzcą. Nie trudno domyślić się, że Parkinson w zmowie ze zmiennokształtnym dowcipnisiem utworzyły tajne zakłady, obejmujące cały zamek. Wcześniej jednak dziewczyna pod postacią kota wślizgnęła się niezauważona do gabinetu dyrektora, sprytnie odczytując wyniki. Obie z niewinnymi uśmieszkami przyjmowały sumy większe bądź mniejsze stawiane głównie na Gryffindor i Slytherin, a przez nielicznych na Hufflepuff i Ravenclaw. Tylko one wiedziały, że to Krukoni pobili wszystkich na głowę, pozostawiając trzech rywali daleko w tyle.

Przez stale rosnące napięcie i podekscytowanie, spowodowane zakładami i meczem quidditcha nie sposób było usiedzieć w miejscu, dlatego gdzieś na tyłach sali Seamus krzyknął:

— Postawiłem na nas dziesięć galeonów!

W tym samym momencie Hermiona z dumą obwieściła Ronowi i Harry'emu:

— Byłam u McGonagall. Wpisałam nas na listę.

Harry skomentował swoją obecność na liście słowami "to dobrze". Było mu na rękę, że przyjaciółka sama wpisała jego nazwisko, oszczędzając mu tym samym przepychania się przez innych chętnych. Takim sposobem miał dodatkowych kilka minut, żeby kontynuować zażartą bitwę na spojrzenia z Malfoyem, oddalonym aż o trzy stoły. Na razie prowadził, gdyż Draco odwrócił wzrok z powodu Blaise'a. Chłopak mówił coś do blondyna, a gdy nie uzyskał odpowiedzi, (wręcz został ostentacyjnie zignorowany) szturchnął go w ramię, zwracając na siebie należytą uwagę.

— Rozmawialiśmy o tym wczoraj. Sam bym się wpisał — jęknął Weasley, wywracając oczyma.

— Od tego czasu minęło dziewięć godzin i pewnie zdążyłeś się rozmyślić. Nie wykiwasz mnie, mój drogi Ronaldzie.

Starcie wciąż trwało.

Harry był przekonany, że wygrałby, gdyby się nie uśmiechnął na widok groźnej miny z przeciwka uzupełnionej figlarnie podniesionymi ku górze brwiami i pytaniem Gryfonki, dotąd zajętej przekomarzaniem się z Ronem.

— Z czego się śmiejesz, co? — zapytała buńczucznie.

— Absolutnie z niczego. — Uniósł ręce w obronnym geście.

Jakiś czas po pamiętnej bitwie w Hogwarcie, minister magii wychwalał niemal pod niebiosa zdolności uczniów i ich pomysłowość na wykorzystanie magicznych roślin w celach obrony. W związku z tym zarządził, iż ambitniejsi uczniowie, chcący w przyszłości zajmować ważne stanowiska, muszą napisać Owutemy z zakresu zielarstwa na poziomie przynajmniej zadowalającym. Wielu uznało to za głupotę, w przeciwieństwie do Neville'a i po części Hermiony, która zachęcała przyjaciół do wpisania się na listę dodatkowych zajęć pani Sprout. W końcu nie wiadomo, jak potoczą się dane ścieżki kariery i być może, czysto hipotetycznie, znajomość właściwości najróżniejszych roślinek okaże się przydatna.

Syndrom zwątpienia | Drarry ✓Where stories live. Discover now