Część 2.1

1.7K 164 171
                                    

Ilość słów: 2700

Minął prawie rok.

Harry oglądał dwie wiewiórki goniące się po dębie. Park był pusty, najwidoczniej wiosenna wilgoć nie przyciągała zbyt wiele osób, ale brunet lubił, gdy zapach błota, rosnącej roślinności i tęsknoty zostawał na jego skórze.

Przez rok nic nie zrobiłem.

Po operacji Harry spędził wiele tygodni na tym, by znowu nauczyć się samodzielnie chodzić. Potrzebował pomocy przy zwykłym prysznicu, przy jedzeniu. Bez pracy i przychodów został zmuszony, żeby wprowadzić się do Gemmy. Jego matka przychodziła przez jakiś czas, ale brunet nie mógł prosić jej o ciśnięcie się w maleńkim mieszkaniu Gemmy. Zatem przestała po miesiącu mimo że Harry i tak nie był jeszcze w stanie wstać z kanapy na więcej niż godzinę dziennie. W czasie tej jego rekonwalescencji Gemma i jej chłopak byli bardziej niż życzliwi dla niego, ale i tak czuł się jak okropny ciężar.

Trzy miesiące później znalazł dwu-pokojowe mieszkanie na wynajem w Waszyngtonie. Jego współlokator, Zayn, wydawał się wystarczająco miły i na szczęście było go stać na czynsz, ale problemem było wtarganie jego małego fortepianu przez sześć kondygnacji schodów i do pokoju. Gemma zasugerowała, żeby zwyczajnie go sprzedał i kupił mniejszy, ale brunet nie zniósłby utraty jeszcze jednej rzeczy, która wypełniała jego dawne życie. Która była dawnym nim.

Kropla deszczu spadła na nos Harry'ego, powodując kichnięcie. Natychmiast zdusił jęk i złapał za swój brzuch, nie mogąc przypomnieć sobie czasów, kiedy jego przepona nie bolała, nie ściskała się boleśnie i nie wykręcała po najmniejszym kaszlnięciu. Próbował oddychać głęboko, jak uczyli go terapeuci, ale i to nie nie dawało. Uparta blizna w poprzek jego brzucha wzbraniała się przed rozciągnięciem przez brany oddech, zamiast tego wolała przylec do kręgosłupa, wypełniając jego wnętrzności zabliźnionymi tkankami i owijając nimi organy jak przebijające się korzenie drzewa.

Rozmazane niebo dalej odbijało się w tafli wody. Odepchnąwszy się od oparcia ławki, brunet wstał i przeszedł przez park po nierównej, kamiennej ścieżce. Mógł tolerować wilgoć i chłód, ale przy deszczu ryzykował chorobą i zdecydowanie niepotrzebnymi problemami oddechowymi, które szły z nią w parze. Skierował się do kawiarni Liama The Corner, żeby zatopić swoje smutki w kofeinie.

Dzwonek nad drzwiami zabrzęczał, gdy je otworzył. Zajął swoje zwyczajowe miejsce przy czteroosobowym stoliku, blisko okna i pozwolił, by dźwięki kawiarni stały się zasłoną dla jego myśli. Mżawka za drzwiami zamieniła się w regularny deszcz, spływający studzienkami i pokrywający szybę strumieniami, które przypomniały Harry'emu o jego topniejącym życiu.

- Cześć Harry, czarna rozpacz dzisiaj, nie?

Harry wymusił uśmiech. Liam chciał dobrze.

- Widać?

- Tylko jak na bilboardzie – Liam lekko poklepał ramię bruneta, pamiętając, żeby za mocno go nie dotykać.

- To co zawsze, proszę – zaczął Harry, ale Liam przygryzł wargę i spojrzał na ladę za nimi.

- Nie... um, nie masz nic przeciwko, żeby nasz nowy pracownik przygotował twoje zamówienie, nie?

Brunet spróbował zerknąć za Liamem, ale nie mógł.

- Pewnie? Dopóty dopóki dostanę tę kawę, nie ma problemu.

- Dzięki. Nie mów, że ci kazałem – Liam pośpieszył do lady, wołając: - Louis, możesz podejść do stolika na cztery?

Harry rozpiął kurtkę i poluzował szalik, zapatrując się chyba setny raz na malowidło na ścianie. Kiedy Liam trzy lata temu otwierał to miejsce, jego priorytetem było udekorowanie go pracami lokalnych artystów i jeden obraz Harry od zawsze uważał za szczególnie piękny. Przedstawiał on zachód słońca i pole czerwonych maków, wśród których siedziały dwie małe dziewczynki, machające wiankami. Brunet wiele razy marzył o wejściu w ramę i życiu tam, w perfekcyjnym świecie stworzonym z machnięć pędzla, może dlatego, że cała ta rzecz wyglądała tak niesamowicie prawdziwie, jakby kwiaty wyrastały naprzeciwko ciebie, a podświetlone złociście chmury mogły w każdej chwili zmienić położenie.

Flawless PL (Larry)Where stories live. Discover now