~1~

370 55 61
                                        

Per. Hubert

- Zamknij się, gówniarzu - Warknął kiedy zaskomlałem, czując jak gasi niedopałek na moim ramieniu. Sądząc po jego bełkotliwym tonie już dawno wlał w siebie sporo butelek taniego piwa, które stały teraz puste przy kanapie w salonie. Nie próbowałem się wyrywać. Jego palce, jak metalowe pręty zakleszczały się na moim przedramieniu, wywołując ból niemalże równy temu, który przypisałem robieniu sobie ze mnie popielniczki.

Ze świstem wpuściłem powietrze do ust, kiedy rozżarzony sprzymierzeniec raka płuc i miażdżycy ponownie, z triumfem w postaci skwierczenia przywarł do mojej skóry, co skończyło się spazmatycznym zaciśnięciem mojej ręki na blacie koło kuchenki tak, że mogłem poczuć jej ciepło. - A teraz - zaprzestał tortur, puszczając sine już miejsce wcześniejszego uścisku - spieprzaj - Przepchnął mnie i otworzył lodówkę, by wyjąć z niej kolejne piwsko. Jakby nic się nie stało.

Jak najszybciej się dało wbiegłem do swojego pokoju, o mało nie zabijając się na schodach. Opierając się o zamknięte już drzwi zsunąłem się po nich, by dać trzęsącym się nogom odrobinę ulgi. Dotknąłem przypadkiem przypalonej skóry. Obrzydliwe wgłębienia pełne popiołu zapiekły boleśnie. Cały dygotałem w szoku, a nie pierwszy raz używał wobec mnie siły.

Widać do tego nie można przywyknąć.

Malutka istotka, zwinięta w kulkę na moim łóżku uniosła łebek, by znów opuścić go na białą pościel, tym razem mrucząc donośnie. Jej mruczenie zawsze mnie uspokajało, jakby chciała mnie nim pocieszyć, zapewnić, że wszystko będzie już dobrze. Wstając poczułem tępy ból mięśni. Chwiejnym krokiem podszedłem do łóżka, pochyliłem się nad nim, żeby pogłaskać zwierzątko. Nala wygięła się w łuk i obróciwszy się na grzbiet zasugerowała mi głaskanie jej po brzuszku. Kotka w odpowiedzi zaczęła trącać łapkami malutki, srebrny krzyżyk, będący wisiorkiem na mojej szyi, czym wyrwała mnie z moich przemyśleń.

Od razu schowałem go za koszulkę. Kot nie powinien bawić się takimi rzeczami. Odwróciłem się, szybko idąc w stronę komputera. Może on oderwie mnie od tego wszystkiego, tak jak miał to w zwyczaju? Uspokajając moje myśli głupimi filmikami o kotach.

Patrz! Ten biały kotek lata w X-Wing fighterze! Śmiej się Hubert, no już!



A ten szary leci w TIE Interceptorze! To takie zabawne!



Teraz wyciągają miecze świetlne!





No, Hubert, zapomniałeś już o swoich problemach? O tym, że nie masz kogo prosić o pomoc? Że ma Cię w garści i wie, że gdybyś się odezwał trafiłbyś do domu dziecka? A ty nie chcesz do domu dziecka. Prawda?





Nie pomogło. Nie pomogło i to w cale.

Kłębiące się we mnie emocje znalazły sobie ujście w gorących łzach zostawiających na moich policzkach smugi. Uczucie bezsilności boleśnie wtargnęło do mojej głowy, ogarniając ciało i zatruwając myśli, zderzające się teraz w mojej głowie. Oparłem ją na dłoniach cicho szlochając nad swym losem, kiedy koty na ekranie zdawały uśmiechać się szyderczo, jakby kpiąc z mojego szczeniackiego postępowania.

Uniosłem głowę by spojrzeć przez okno. Ciepłe Słońce świeciło promiennie na niebie, rażąc mnie swoim oślepiającym blaskiem. Tak wielka gwiazda nie przejmowała się żałosnymi ludzkimi dramatami. Były dla niej tak dalekie i błahe, jak dla nas problemy mrówek, których mrowisko właśnie zostało zalane. Choć żyjemy w jednym wszechświecie nie mamy dla siebie współczucia.

Szlochałem, nie widząc celu w ukrywaniu swoich łez, patrząc na SPERLUX E205U, mój mikrofon, który kupiłem za niecałe dwieście złotych. Działał całkiem porządnie, więc z zakupu mogłem być dumny. Ekran mojego komputera, kompletnie mnie zaskakując przez co prawie spadłem z krzesła, wyświetlił dobrze znane mi nazwisko. Karol, mój najlepszy przyjaciel dzwonił przez Skype. Że też akurat teraz zechciał pogadać. Zapominając o sytuacji sprzed chwili otarłem twarz ręką, włączyłem wcześniej wspomniany mikrofon i odebrałem połączenie.

- Hej stary - Uśmiechnięty Karol, wydzierający się do mikrofonu pojawił się na ledwo widocznym przez wpadające tu Słońce ekranie. Od dłuższego czasu właśnie tak wyglądały nasze „spotkania". Przez to, że mieszkamy daleko od siebie i oczywiście przez naglące nas obowiązki szkolne bardzo rzadko mamy okazję się spotkać. Właściwie, ile nie widzieliśmy się na żywo? Rok? Półtora?

- Co, zawiesiłeś się - zapytał. Chyba rozbawiły go moje rozmyślania bo wyszczerzył się jeszcze bardziej. Jak głupi zaczął rżeć. Dopiero później spojrzał na mnie, zamiast się śmiać.

- Hubert - Zbliżył się do monitora, a uśmiech zszedł z jego twarzy - ty płaczesz?

Zorientował się. Ma już za dużo własnych problemów, nie potrzebuje do tego mażącego się bachora. Co mam robić, udawać, że nie słyszałem pytania? Wymyślić jakąś historyjkę, żeby już więcej nie pytał?

- Hubert co się stało - Wyraźnie zmartwiony szatyn nie ustępował.

- To tylko alergia - Rzuciłem, starając się brzmieć jak najbardziej obojętnie, ale na moje nieszczęście mój głos lekko drżał i łamał się.

- Hubert - Do tej pory łagodny i spokojny głos zmienił trochę ton, sprawiając wrażenie zirytowanego, nieznoszącego sprzeciwu - wiem, że kłamiesz. Powiedz, coś się stało?

Zdawał się błądzić wzrokiem po mojej twarzy, oczekując odpowiedzi. Jego gniewne jak do tej pory spojrzenie złagodniało nagle, powoli zmieniając się w osłupienie. Popatrzyłem na niego niezrozumiale, skierowałem swój wzrok na to, co tak zaszokowało szatyna.

Trzy czarne, wypalone papierosem dziury, odsłonięte przez ramiączko mojej bluzki szpeciły skórę na moim ramieniu.

- Kto ci to zrobił - Starał się brzmieć spokojnie, choć widziałem jak nosiło go z wściekłości do minie, że jestem taką ciotą, która nie poradzi sobie sama, albo potencjalnego sprawcy, którego radośnie mordował oczami wyobraźni.

Westchnąłem głęboko, dusząc płacz. W tedy opowiedziałem mu wszystko, prawie dławiąc się łzami, a on nie przerywał mi. Słuchał uważnie aż do samego końca, w furii mocniej zaciskając pięści.

- Pakuj się - wypowiedział głosem wypranym z emocji.

- Ale czemu, przecież - tu spojrzał na mnie gniewnie, podświadomie każąc mi to zrobić.

- Pakuj się. Będę najszybciej jak mogę - rozłączył się.

-----


Rozdział specjalnie dla rannych ptaszków!

Kocham symbolizm, dlatego w mediach umieściłam coś, co ma związek z rozdziałem. Obrazek z różą, który ma znaczenie dla historii (wiem, nie umiem rysować).

Zachęcam by spróbować rozszyfrować co oznacza:

- Złamana łodyga

- Róża

- Krew na jednym z kolców

Przepraszam, że jest bardzo zły i za tak długi okres tworzenia i nie, nie mam żadnej wymówki, mogę jedynie przeprosić. Prawdopodobnie w najbliższym czasie nie będę mogła odpowiadać na ewentualne komentarze. Jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć więcej, chętnie popiszę w wiadomości prywatnej.

Jak widzicie niezłe dymy, a ja tu się rozkręcam.

W tym rozdziale dodatkowo ukryłam nawiązanie, tak dla smaku.

Kocham
~Lubie_Czytanie~

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 02, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

~Serc Naszych Wina~     ||Doklereq||Where stories live. Discover now