f i f t h e e n t h

1.1K 41 5
                                    

No i mamy pierwszy dzień świąt bożonarodzeniowych. Od rana chodzę jak w zegarku, spakowałam już sobie do torby piżamę, kosmetyki, rzeczy do codziennej higieny i inne takie potrzebne rzeczy. Po południu mamy wyjeżdżać do Krakowa, a ja jestem tym faktem chyba bardziej przerażona niż mój chłopak. Miałam poznać jego mamę, tatę, brata. Boję się jedynie, że nie polubią mnie wystarczająco, albo uznają mnie za złą kandydatkę na synową. A tego bym chyba nie przeżyła, więc staram się aby wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Torbę przygotowałam dzień wcześniej, aby nie musieć rano szukać odpowiednich ubrań, przedmiotów. Przygotowałam też ten bardziej oficjalny, ładniejszy strój w którym będę się miała pokazać. Zwykła, trochę elegancka, krótka sukienka, jednak niezbyt wyzywająca w kolorze bordowym. Będę musiała w niej wytrzymać jakieś dwie godziny w samochodzie, nawet ponad, więc nie brałam najpiękniejszej sukienki, a dość wygodną. Bardziej współczuje Tomkowi, który w garniturze będzie prowadził samochód. 

Aby nie żałować sobie niczego, stwierdziliśmy, że o ile nie wyrzucą nas z domu w pierwszych minutach, to spędzimy noc w macierzystym domu siatkarza, a rano zjemy jakieś śniadanie i ruszymy w trasę.

Około godziny piętnastej, ubrana już w przygotowany strój i umalowana, dość lekko, aby zachować jakąś kulturę, zeszłam w grubej, zimowej kurtce do samochodu, który już na mnie czekał. Plecak rzuciłam do tyłu, aby mieć trochę wygody.

-Wczoraj przeprowadzaliśmy taką samą rozmowę, ale teraz ja zapytam. Jak bardzo mam się bać, na co mam się nastawiać? - zapytałam, przypominając sobie rozmowę, kiedy to chłopak wypytywał mnie o szczegóły co do mojej rodziny.

-Moja mama pewnie cie pokocha, bo jesteś ideałem synowej dla niej. Ojciec pewnie tak samo, więc naprawdę nie masz czym się martwić. Po prostu bądź sobą.

-A jaki jest twój brat?

-Taki jak ja. Mamy bardzo zbliżone charaktery, tylko żeby mi cię nie odbił. - zaśmiał się, a ja go tylko pocałowałam, bo nie było szansy by ktoś mnie teraz zabrał. Za bardzo zakochałam się w tym głupku.

-No nie czyli dwóch braci Fornal, o zbliżonym humorze, robiących sobie żarty ze wszystkiego?

-Ze mną słońce wytrzymałaś, to i z nim wytrzymasz.

I resztę drogi już się nie odzywałam. Po prostu myślałam co zrobić, aby zrobić dobre wrażenie i żeby wszystko poszło jak najlepiej. Aby nie wyjść na pierwszą lepszą fankę, której udało się dostać do jego serca. Po prostu, postaram się nie zmieniać  bardzo, a pozostać tą samą Manią, która przyjechała z Radomia.

Po trochę ponad dwóch godzinach, wysiadaliśmy już z auta, stojącego pod dość dużym domem, w spokojnej okolicy, na której paliło się wiele światełek na choinkach. Wzięliśmy pakunki, i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Lekko się trzęsłam, a chłopak widząc moje przerażenie, bo strachem i zmartwieniem tego nazwać nie było, złapał mnie za rękę, lekko ją ściskając, aby dodać mi otuchy. Czyli po prostu robił to, co ja wczoraj, kiedy byliśmy w identycznej sytuacji, tylko we wsi pod Radomiem. 

Otworzył nam mężczyzna, w wieku około pięćdziesięciu lat, wiek podeszły zdecydowanie. Z Tomkiem ucisnęli się, jednak wciąż brunet trzymał mnie za dłoń. 

-Tato, to jest moja dziewczyna, Marysia. - powiedział, a ja czułam jak mój żołądek się ściska. To jest uczucie, zbliżone do tego, kiedy nie wiesz czego się spodziewać, a twój umysł szykuję cie na najgorsze.

-Czemu taką piękną dziewczynę przywozisz tutaj dopiero teraz? - powiedział, przytulając mnie, jak rodzic dziecko. A ja poczułam chyba największe szczęście, bo udało nam się. Nie zostaliśmy wyrzuceni tak szybko jak myślałam że będziemy. - Chodźcie dzieciaki do jadalni, mama coś tam w kuchni robi. 

Siedzieliśmy przy stole, a ja czułam się trochę niezręcznie. Głównie rozmawiali mężczyźni, czasem pytając mnie o coś. Nagle usłyszałam kroki na schodach, i zszedł chłopak, trochę starszy od Tytusa.

-Syn marnotrawny wrócił? - powiedział, jednak od razu rzucił się na swojego brata przytulając go. 

-Kopę lat, nic się nie zmieniłeś, wciąż tak samo irytujący. - odpowiedział młodszy.

-Ale się ustatkowałeś w tym Radomiu. Gdzie moje maniery. Janek jestem. - powiedział lekko się przede mną kłaniając. A ja podłapałam zabawę i jak księżniczka, również się ukłoniłam, mówiąc swoje imię. - Prawdziwa księżniczka, tylko książę jakieś pół biedy.

-Synowa przyjechała? - a do rozmowy, włączyła się kobieta, w również podeszłym wieku, blondynka, ubrana w fartuszek kuchenny.

-A ja to już nie ważny? - siatkarz udawał zasmuconą i oburzoną minę, jednak od razu przytulił kobietę.

-Dzień dobry pani, jestem Marysia, i oficjalnie jestem dziewczyną tego tutaj osobnika. - powiedziałam trochę oficjalnie, nie chcąc wyjść na niegrzeczną.

-Co tak poważnie. Wystarczy Dorota, chciałabyś mi pomóc przy garach, bo oni i tak pewnie będą o tych swoich nudnych meczach mówić.

-Oczywiście. - i tak skierowałyśmy się do pomieszczenia. - Więc co mam robić?

-Możesz to pokroić, tylko palca sobie nie przekrój, bo mój synek mi żyć nie da. - jak powiedziała, tak zaczęłam robić. - Więc uczysz się jeszcze?

-Tak, jestem w klasie o profilu biologiczno, chemicznym w klasie maturalnej.

-Ojej, to niedługo maturę piszesz. Co byś potem chciała robić?

-Studia medyczne. Od dziecka marze o byciu lekarzem, mimo że moje oceny nie są jakieś przecudowne. - powiedziałam, co było prawdą, nie chciałam sprawiać wrażenia idealnej, tylko wrażenie zwykłej dziewczyny. - Pomóc jeszcze w czymś?

-Nie kochana, ale dziękuje. Tylko zanieśmy to do jadalni. - weszłyśmy do salonu, trzymając talerze. Widząc swojego chłopaka z rodziną rozwalonych na kanapie, wiedziałam że u nich to dziedziczne. - Oni tak zawsze, nie przejmuj się. Czuj się jak u siebie, bo jesteś częścią naszej rodziny. Jesteś pierwszą dziewczyną którą przyprowadził do domu, ale możesz zostać tu ile chcesz. Od teraz to też twój dom.

I cała uczta minęła nam w przyjemnym nastroju, na wspominaniu śmiesznych sytuacji z życia mojego chłopaka jak był dzieckiem. Obecnie siedzę na słynnej kanapie z Dorotą i przeglądamy album z serii 'Najśmieszniejsze zdjęcia'.

-O a tutaj Tomek zdmuchiwał świeczki, które były na torcie. I nie pytaj czemu był przebrany za teletubisia, od dziecka kocha tą bajkę. 

-Przeuroczy był, nawet się w przebieranki bawił. - śmiałam się z kolejnego zdjęcia z rzędu, kiedy do pokoju wszedł nasz obiekt zainteresowania, lekko podpity, ponieważ zdążyliśmy już napić się trochę alkoholu.

-Mamo, zostawisz już moją ukochaną w spokoju, porwę ją na chwilę. - i wziął mnie za rękę do swojego starego pokoju, prowadząc na balkon. Ubrana już w bluzę chłopaka, bo grudniowa pogoda dawała o sobie znać, stanęłam opierając się  o barierkę, patrząc w gwiazdy.

-Polubili cię. - powiedział, patrząc w to samo miejsce co ja. - Chyba nawet bardziej niż mnie.

-Mam nadzieję, że tak jest. Są wspaniałymi ludźmi. Tak jak ty. Właściwie, jestem już w klasie maturalnej, niedługo studniówka. Chciałbyś ze mną pójść?

-Oczywiście że tak, jakbym mógł nie pójść.

-Bałam się, że przez jakiś mecz nie będziesz mógł, cały czas trenujesz, masz mało czasu wolnego.

-Wiesz Mania, chciałem ci coś dać, odkąd pamiętam. Coś, co sprawi że będziesz o mnie pamiętać. Fakt mamy już coś w tym stylu, ale jest to też prezent Bożonarodzeniowy ode mnie. - powiedział wręczając mi złoty naszyjnik, z serduszkiem z wygrawerowanym T+M, słodko. Założył mi, a ja miałam już łzy w oczach.

-Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, tak bardzo ci dziękuje za wszystko, wszystkie chwile spędzone razem.

-Kocham cię. - powiedział, całując mnie pod gwiazdami, które od wielu miesięcy opiekują się naszym związkiem.

-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedziałam, wtulając się w niego, trzymając zimną dłoń, na jego rozgrzanym policzku. I w tym momencie, nie mogłam już powstrzymywać łez.




Valentine | Tomasz FornalWhere stories live. Discover now