5. Obsesja na punkcie słodyczy

1K 127 40
                                    

Wróciła córka marnotrawna...

     Zawsze ceniłem sobie wygodę. Nie byłem fanem biwakowania w lesie, czy spędzania nocy w fordach z poduszek, dlatego wyjątkowo się zdziwiłem, że nie byłem aż tak połamany, jak mógłbym się tego spodziewać po nocy w aucie.

Dziwne doświadczenie swoją drogą. Miałem strasznego moralniaka prawdę mówiąc, a gdy próbowałem ustalić co tak naprawdę się stało, łapało mnie dziwne poczucie, iż zrobiłem coś niewłaściwego.

Otworzywszy oczy, od razu zostałem potraktowany przez oślepiające promienie porannego słońca, dostające się przez jeszcze mokre szyby do wnętrza tego gratu, którym jeździł Mike.

No właśnie, Mike.

Może to wszystko mi się przyśniło? Może cały czas spałem? Nie, nie spałem, bo wciąż miałem na sobie bluzę trashera, a za uchylonymi drzwiami czułem mokry zapach leśnej ściółki.

Nie chciałem wychodzić na zewnątrz, nie wiedziałem co myśleć, jak się zachować i jak się tak naprawdę czuć, jednakże w końcu było trzeba się wysikać czy tam zapolować na śniadanie.

Boże, jakie to jest absurdalne. Jako nastolatek pozbawiony podstawowych środków do życia odniosłem wrażenie, że jeszcze trochę i naprawdę umrę obrośnięty bródem, smierdzący od potu... Fuj. Nie żebym nie mył się wczoraj wieczorem, ale i tak wizja tego, że do Nowego Jorku nie wezmę prysznica przyprawiała mnie o dreszcze.

Już nie chodzi o sam pot, pamiętam jak mama straszyła mnie sklejką. Dobra, nieważne, pewnie nie chcecie tego wiedzieć. Poza tym przypomniał mi się mem: "dobrze, że już nie trzeba polować. Ja nawet nie wiem gdzie bezglutenowe pierożki żyją". Czasem czułem się jak takie bananowe dziecko, to fakt, ale bardziej niż kablówki potrzebowałem cholernej szczoteczki do zębów, nie nadaje się na żula, wybaczcie.

W końcu wyczołgałem się z auta trochę później niż Michael, bo nie czułem już dziwnie przyjemnego ciepła ramion chłopaka na sobie i nie miałem też kogo ślinić także.. smutno trochę.

Stał oparty o samochód, jadł, o Boże jak dobrze, on jadł, dlatego aż zaświeciły mi się oczy.

Jasne, wyglądałem jak debil z rozczochranymi włosami i odciśniętym wzorkiem tapicerki na policzku, jednak w obliczu bułki z czekoladą, moja słodka dupa była w stanie zapomnieć nawet o tym jak bardzo chce się umyć i odlać.

Przez słońce zmrużyłem oczy.

- Ooo, to czekolada? - chłopak płakał ci na ramieniu. Twój nemezis płakał na twoim ramieniu, a twoje pierwsze słowa to czekolada? Taa, klasyczny Luke Hemmings.

Michael spojrzał na mnie z góry i zdecydowanie miał minę pełną politowania na to w jakim stanie właśnie mnie widzi. Bo zazwyczaj widział mnie... doskonałego. Nie no, żartuję, po prostu takiego oganriętego, w czystych rzeczach, z ułożonymi włosami. Dlatego trochę się zawstydziłem, wbijając spojrzenie w ziemię.

On tym czasem zerknął na swoją bułkę, potem na mnie, a potem po prostu wyciągnął z chlebaczka w kucyki ponny (okej, nic nie mówię), następna kanapkę i mi podał. Do tego butelkę wody, bo w prowiant akurat się zaopatrzył.

- Mamy niemałe szczęście. - Mike skinął na zawalone drzewo kawałek dalej. - Znaczy się wiesz... W moim wypadku to raczej pecha w chuj ale mniejsza.

Boże, jaki sceptyk...

- Gadasz... Mieliśmy wielkie szczęście. No i dlatego właśnie nienawidzę burzy! - Też skinąłem w podzięce za jedzenie. Upiłem łyka wody, a potem zacząłem jeść tę cudowną kanapkę. Niebo widzę w postaci mnie pływającego na morzu czekolady. Czujcie tę miłość i oddanie. - Dzwoniłeś już do Karen? Bo musiałbym poinformować mamę, pewnie już zadzwoniła na policję... - jadłem i jednocześnie się przeciągałem, bo to spanie w aucie... Dopiero wówczas okazało się  zabójcze.

chasing cars {muke}Where stories live. Discover now