Rozdział 31

3.5K 234 57
                                    

Frank Sinatra - The best is yet to come

Frank Sinatra - It was a very good year

W pokoju panowała cisza. To była pełna lęku i niecierpliwości cisza. W powietrzu wisiało coś przytłaczającego, kiedy czekałem na Rose. Poza dźwiękiem jej unoszącej się i opadającej w płytkich oddechach klatki piersiowej, pokój wydawał się martwy. Lori stała nieruchomo przy ścianie i nic nie mówiła. Ale Rose niedługo się obudzi i przerwie ciszę. A przynajmniej łudziłem się i modliłem, że tak będzie. Wyglądało na to, że moja nadzieja przegrywała walkę z niepewnością, bo czułem, że się powoli wybudza. Siedziałem na małym plastikowym krześle przy łóżku, trzymając jej dłoń, która zaczynała się ruszać. Jej powieki nieco się zaciskały, a jej wargi drgały co jakiś czas, jakby o czymś śniła.

Może przesadzałem z tym siedzeniem przy niej przez cały czas. Wiedziałem, że to było po prostu przez to, że nie jadła i nie piła zbyt wiele w ciągu ostatnich kilku dni. Lori wyjaśniła mi, że to musiał być główna przyczyna jej  zasłabnięcia. Nie zauważyłem, żeby nie jadła nic podczas lunchu, a podczas śniadania i kolacji się z nią nie widywałem. Więc nie za bardzo mogłem stwierdzić, czy jadła czy nie. Najwyraźniej jednak nie.

Byłem zbyt zajęty sobą, próbując poukładać swoje myśli, żeby choćby zapytać jej, jak się ma. Dla niej też to musiało być trudne, powinienem był zapytać ją czy wszystko w porządku, powinienem był bardziej zwracać na nią uwagę. Wiele rzeczy powinienem był i nie powinienem był robić.

Dlatego dzięki myśli, że nie troszczyłem się o nią, tak jak powinienem był, przeczuwałem, że gdy Rose się obudzi nie będzie mnie tu chciała; że zagrzebie się z powrotem w pościeli i schowa przed moim dotykiem. W sumie nie miałbym jej tego za złe. Mój wybuch był całkiem niepotrzebny i nie powinien mieć w ogóle miejsca. Ale ja nad tym nie panowałem, to nie byłem ja. No może byłem to ja, nie mam zamiaru próbować się od tego wywinąć, ale ja nie chciałem. Coś dziwnego wpełzło do moich myśli, coś nieludzkiego torowało mi drogę do własnego rozumu. Przypływ energii, impuls i cały ten obłęd, który zbierał się we mnie nie mógł być już dłużej tłumiony w tym stanie, w jakim znajdowałem się wcześniej. Więc owszem, to była moja wina, ale nie panowałem nad tym.

Ale widok przerażonej twarzy Rose, jak opadała bezsilna na podłogę płacząc, w pewnym sensie wywołało jeszcze większy ból niż chłosta czy elektrowstrząsy. Na dłuższą metę to ból psychiczny był głębszy od tego fizycznego. Ponieważ moje ciało było silne i mogło znieść ból, jakiego mój umysł nie był w stanie.

Przynajmniej miało to jeden dobry skutek. Przez to, w jak ciężkim szoku byłem wszystko do mnie wróciło. Zaczęło się od prostego uczucia - zmartwienia połączonego z wielkim poczuciem winy. A potem już poszło gładko. Przypomniałem sobie, jak ważna jest Rose i dlaczego tu byłem. Moje prawdziwe "ja" dało o sobie znać wraz z przytłaczającym lękiem przed skrzywdzeniem Rose. Nagle wróciło do mnie każde uczucie, jakiego doznałem będąc z nią i z innymi. Przypomniałem, sobie jak smakuje ból, nienawiść, namiętność i miłość.

Szok wyrwał mnie z ruchomych piasków, po jakich stąpałem wewnątrz siebie, a obraz wreszcie był już przejrzysty. Znowu czułem się sobą. Jedynie z nieco większym poczuciem winy.

Drzwi się otworzyły, ale nie spojrzałem w ich kierunku.

"Psychotic" Tłumaczenie PolskieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz