5. część

361 14 3
                                    

-Co to było?- zapytał Kaspian a groźnie się popatrzył na swoją siostrę. Był wściekła. Jak mogą decydować o Narnijczykach bez jej pozwolenia.

-Chyba bym się miała pytać ja?- powiedziała Lily a skrzyżyła ręce na piersiach.

-Słuchaj, może myślisz, że już jesteś dorosła i możesz postanawiać o takich rzeczach. Ale to nie prawda... Ciągle jesteś dzieckiem.- powiedział i pokazał na Lily palcem. Była zaskoczona. Jak ją może oceniać ktoś, kto zna ją dopiero tylko dzień?

-Dla twego dobra nie pujdziesz z nami. Zostaniesz tutaj z Łucją.- powiedział spokojnie i myślał, że już jest ta sprawa zamknięta.

-Co?- wykrzyczała.

-Nie będziesz walczyć.- podniósł Kaspian głos.

-To, że pół dnia jesteś moim bratem nie znaczy, że możesz mi rozkazywać!- zakrzyczała i jej głos rozniósł się po całej świątyni. -Nie jesteś królem i nigdy nim nie będziesz! Stydzę się za ciebie.- wpluła mu w twarz. Prawie dotykali się nosami, jak blizko byli przy sobie. Kaspian podniósł palec. Był naprawdę wściekły.
Zaszeptał:
-Zostajesz.-

Odwrócił się do niej plecami i poszedł. Chciała wyciągnąć miecz i walczyć, ale wiedziała, że tym by tylko pogorszyła sytuację. Oparła się czołem o ścianę i próbowała się uspokoić. Już to nie była ta jej piękna i ukochana.

                             ***

-W porządku?- zapytał Edmund, kiedy usiadł naprzeciw obrazu Aslana obok Lily. Lily właśnie prosił Wielkiego Lwa o pomoc i mądrość dla wszystkich.

Nie chciała z nim mówić. Zazdrościła mu, że bierze udział w bitwie. Wiedział o jej kłótni z Kaspianem. Wiedzieli o niej wszyscy.

-Ktoś musi pilnować świątyni, kiedy będziemy walczyć...- powiedział ostrożnie. Dlaczego są wszyscy tak naiwni.

-Nie jestem dziecko. Wiem, że mnie tylko pocieszasz, ale jesteście szczęśliwi, że dziewczynka nie będzie wam przeszkadzała w bitwie.- odparł zirytowana i nawet na niego nie spojrzała.

-Na radzie mówiłaś, że jest jeszcze inny sposób ajeżeli umrzeć tam lub tutaj. Co miałaś na myśli?- zapytał a Lily odwrócił wzrok z powrotem na Aslana. Edmund zrozumiał.

-Zeszłym razem wam pomógł, no nie?

Przytaknął.

-Wystarczy mieć tylko nadzieję.- powiedziała i wstała. Nie miała humoru na rozmowę. Ruszyła w kierunku korytarza, lecz nagle powstrzymał ją miecz, który błyskawicznie przeciął powietrze przed nią. Oczywiście był to Edmund i patrzył na nią z podniesionymi brwiami. Uśmiechnęła się i sięgneła po swój miecz. Miecze dzwoniły o siebie a przeciwnicy kręcili się wokół siebie. Lily była znów szczęśliwa i zapomniała wszystkie problemy. Nikt nie chciał przegrać ani zwyciężyć.

Nagle ona uderzyła tak mieczem, że Ed nie utrzymał równowagi i spadł ze schodów.

-Edmundzie!- wykrzyczała a jej serce dudniło ze strachu. Pobiegła do niego i uklękła na podłogę. Odwrócił się i głośno się śmiał.

-Głupcze!- uderzyła go w ramię. Tak patrzyli jeden drugiemu w oczy. Nagle czuli się tak blizko. Lily opamiętała się jako pierwsza z tej sytuacji, która była dla niej całkiem nowa. Podniosła się, poprawiła włosy i rzuciła przez ramię:
-Miałbyś iść się przygotować.

Poszła.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 06, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Lily: Królowa NarniiWhere stories live. Discover now