Rozdział 1 „We śnie"

617 40 34
                                    

****

Witam serdecznie wszystkich, którzy się tu zjawili! Jeżeli mój niezdarny opis jakimś cudem was zaciekawił to jest mi niezmiernie miło :D A będzie mi jeszcze milej gdy każdy gość pozostawi po sobie jakiś ślad jeśli rozdział przypadnie mu do gustu. Z moim pisaniem to bywa różnie. Raz idzie lepiej, raz gorzej. Często brakuje weny a to niezbędnik do dobrego opowiadania. Mam jednak szczerą nadzieję, że tym razem zaskoczę was ciekawymi spekulacjami, pomysłem i opisem uczuć naszej Kary, Markusa czy Connora, którego szczególnie kochamy :P Na wszystkie pomyłki śmiało zwracajcie uwagę, a ja je poprawię. Z góry przepraszam za ewentualne błędy językowe jeśli na takie natraficie. Skoro dotrwałeś/aś do końca tych wypocin, składam serdeczne dzięki. Daj mi znać co myślisz o pierwszym rozdziale w komentarzu <3 a tym czasem zapraszam do lektury!

****


Zadzwonił budzik. Godzina dziewiąta. Wtedy rozległ się drobny szum zza okna. Krople deszczu zaczęły delikatnie bębnić o szybę. Śnieg leżał jeszcze na ziemi, ale wszystko wskazywało na to, że wiosna zbliżała się wielkimi krokami, pomimo wczesnej pory. Zawiał silny wiatr. Jak dobrze, że była sobota i Hank nie musiał dzisiaj opuszczać mieszkania. Okryty ciepłą kołdrą po szyję, otworzył lekko oczy i ogarnęło go chwilowe, poranne otępienie. Przetarł policzki. Ujrzał przed oczami czyjąś rozmazaną twarz. Męską twarz. Przejęta postać mówiła szybko, lecz nie mógł usłyszeć o czym tak zawzięcie opowiadała. Potem dostrzegł helikopter, wiszący nad gromadą tysięcy ludzi. Zaraz... to na pewno byli ludzie? Błysk fleszy. Później odgłosy bitwy. Ktoś strzelał z karabinu i rzucał bombami. Chwila ciszy i czyjś śpiew. Różne sceny przewijały się przed jego oczami. Złapał się za głowę. Kto śpiewał? Kim są te wszystkie osoby? I gdzie jest... Connor? W jednej chwili otrzeźwiał i odgarnął od siebie kołdrę. Chciał sprawdzić czy to wszystko to nie jeden, wielki, szalony sen. Otworzył drzwi od sypialni i skręcił w stronę salonu. Zatrzymał się. Zza kanapy wystawała czyjaś wyprostowana ręka, zgięta lekko w palcach. A więc to nie sen.

Podszedł powoli w stronę salonu. Zbliżył się do kanapy i ujrzał go. Tamta noc była na tyle emocjonująca, że dopiero teraz wszystko sobie przypomniał. Złapał się za szyję i przyjrzał mu. Connor sprawiał wrażenie jak by naprawdę spał, ale Hank wiedział, że to nie był sen. To raczej coś, co miało imitować sen. Jakiś tryb uśpienia. Funkcja pozwalająca androidom wyłączyć na chwile ich cały mechanizm, poukładać informacje, zregenerować moduły. A jednak pomimo wiedzy na ten temat dostrzegł w tym obrazku coś ludzkiego. Coś, czego zawsze mu brakowało w Connorze. Oddech androida, mimo iż całkowicie zbędny, wydawał się wolniejszy niż zwykle. Klatka piersiowa poruszała się powoli w górę i w dół, w górę i w dół. Niczym u każdego człowieka podczas snu. Na jego twarzy malował się spokój a dioda na skroni migała lekko, świecąc jasnym błękitem. Hank dotąd nie zdawał sobie sprawy, że potrzebował ujrzeć coś takiego. Uśmiechnął się mimowolnie i podszedł do uśpionego androida. Przykucnął zaraz przy nim, starając się być najciszej jak tylko mógł, byle by go przypadkiem nie obudzić. Przypuszczał, że Connor ustawił sobie konkretną godzinę na wybudzenie, jednak wolał nie ryzykować. Podświadomie chciał również, by android pozostał tak jak jest. Wyciągnął delikatnie dłoń w stronę jego jasnej, lekko piegowatej twarzy. Szorstka skóra mężczyzny spotkała się z miękką i aksamitną, syntetyczną skórą Connora. Android znów powoli wypuścił powietrze. Chyba nic nie wyczuł. Toteż Hank kontynuował. Przejechał dłonią po jego lewej części twarzy aż dotarł do włosów. Głaskał je powolnymi, drobnymi ruchami palców. Przy czym cały czas się uśmiechał. Uczucie, że ta czynność sprawiała mu radość wzbudziła w nim drobne zdziwienie. Nie potrafił rozpoznać tego uczucia. Zupełnie jak by dotychczas ogromna pustka w jego sercu, spowodowana ubiegłymi wydarzeniami, nagle na chwilę zanikła. Doprawdy dziwne wrażenie, nieco niepokojące, a jednak nie zmusiły Hanka do zaprzestania. Wolał trwać w tej chwili i nie pragnął niczego więcej prócz bliskości.

Nagle, nie wiedzieć czemu przed oczami ujrzał Cole'a i jego roześmianą, rumianą twarz. Hank patrzył na niego z góry i czule głaskał jego główkę. Hank oderwał rękę od twarzy Connora a obraz syna rozmył mu się przed oczyma. Uśmiech znikł. Mężczyzna poczuł ukłucie w sercu. Wyprostował się, wyraźnie przestraszony tą nagłą falą tajemniczych uczuć. Odszedł od Connora o pospiesznym krokiem ruszył w stronę łazienki. Postanowił zaczekać i pozwolić androidowi samemu się wybudzić. Wciąż zaniepokojony, zamknął za sobą drzwi i odkręcił wodę, by zostać sam na sam ze swoimi niecodziennymi myślami.


****

Wybaczcie, że ten rozdział taki krótki, jeśli spodziewaliście się czegoś dłuższego, ale to dopiero początek i ten fragment ma na celu po krótce przedstawić wam na czym mniej więcej będzie polegać to opowiadanie :) Kolejne postaram się wypuszczać dłuższe. Jestem ciekawa waszych odczuć co do tego wstępiku. Cieszę się, że zajrzeliście i do zobaczenia! (Mam nadzieję ;D) <3

ŻYWI | Detroit : Become Human Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz