P. XVIII / NIEDŁUGO ZNOWU SIĘ ZOBACZYMY

162 17 1
                                    

Newt nie skomentował w żaden sposób ataku Thomasa. Ani furii, którą tak bezproblemowo odnalazł w jego wzroku. Wydawało mu się, że nie musiał, że przecież znał powody chłopaka. Nie żeby mógł je jakkolwiek kiedykolwiek zrozumieć, co to, to nie. Blondyn nawet nie zamierzał się oszukiwać, że kiedykolwiek da radę wyobrazić sobie rozmiar i potęgę uczuć Thomasa, który tak bardzo bał się ich stracić, tak bardzo nie potrafił wyobrazić sobie bez nich życia, że po prostu je sobie odbierał. Bez wahania. Newt, który nie dość, że zaliczył jeden niechciany taniec ze śmiercią to jeszcze wcześniej miał skłonności samobójcze, zupełnie inaczej podchodził do sprawy. Nie wspominając już o tym, jak boleć musiał wzrok ukochanego patrzącego na niego bez miłości. Newt nawet nie musiał pytać, czy Thomas zamierza odpuścić. Wiedział, że w głowie bruneta powoli tworzy się plan, którym prędzej czy później się z nim podzieli, ale koniec tej przygody nie będzie tym, którego obaj by chcieli. Nie będą odpoczywać z Minho w jakimś ciepłym kraju, sącząc drinki z palemkami i spieprzając przed ochroniarzami. Newt nie chciał zaczynać tego tematu, bo nawet wewnątrz powoli zaczynał się czuć jak hipokryta i skończony kawał klumpu. No bo jakie prawo do narzekania miał on, że straci bruneta, że będzie musiał przeżyć jego śmierć, gdy ten doświadczył tego uczucia więcej razy?

Wzrok Thomasa był pusty, gdy tępo wpatrywał się w dłonie Newta opatrujące jego własne, zadziwiająco poranione. Dopiero czując szczypanie wody utlenionej Strefer zauważył, jak bardzo zdarł sobie skórę z knykci o twarz Bena. Nie krzywił się jednak. Pustka, która go przytłaczała, była zbyt ogromna, by jego uwagę potrafiło zwrócić coś tak powierzchownego. Wiedział, że jego uczucia były w tym momencie najmniej ważne. Więc nawet jeśli nie miał ochoty robić dosłownie nic i pozwolić sobie na opłakiwanie człowieka, którego uważał przecież za brata, czuł, że jest winien Minho zrobienie czegoś zupełnie odwrotnego. Musiał sprawdzić na ile bezpieczniej będzie później, czy jest jakakolwiek szansa na pokój DRESZCZ-u i Prawej Ręki i czy jego plany dadzą radę w jakikolwiek sposób wypalić. Chciał wiedzieć, na co później musiałby zwrócić uwagę żeby później nie musieć ginąć już na darmo.

Milczenie między nimi było więcej niż niezręczne, jakby żaden z nich nie wiedział, o czym powinni rozmawiać. W końcu jak miałoby to brzmieć? "Co jutro na obiad, za miesiąc umrę?" Na samą myśl Thomas chciał parsknąć śmiechem, ale nie potrafił się na to zdobyć. Zupełnie jakby śmianie się po śmierci przyjaciela, mimo absolutnej świadomości,  że przecież nie jest to śmierć trwała. Z drugiej jednak strony cisza pełna była zrozumienia i Thomasowi wystarczyło jedno spojrzenie w oczy Newta by mieć całkowitą pewność, że nie muszą poruszać tych tematów, bo obaj są wszystkiego perfekcyjnie świadomi.

- Dziękuję - brunet jako pierwszy przerwał ciszę, gdy Newt nakleił ostatni plaster.

- Nie ma za co Tommy - odparł blondyn, sprzątając otoczenie ze zużytych materiałów i uśmiechając się lekko, jakby w ten sposób chciał obiecać i sobie, i brunetowi, że przecież wszystko skończy się dobrze, mimo że jego słowa absolutnie temu przeczyły. - Chociaż trochę się boję. Nie Ciebie, nawet tak nie myśl. O Ciebie. Wiem, że Cię nie powstrzymam. Tak szczerze to nawet nie wiem, czy chcę, bo jestem świadomy, jak bardzo nam obu zależało na Minho. Martwię się tylko, ile razy jeszcze dasz radę to przeżyć. Jasne, trochę boję się zapomnienia, zawsze się tego bałem i doskonale o tym wiesz. Nie chcę żebyś był dla mnie znowu kimś obcym. Nie znać naszej wspólnej historii. Nie chcę znowu Cię ranić, nie wiedząc nawet dlaczego to robię. Boję się, że to wszystko Cię zmieni i koniec końców będziesz żałował tych wszystkich prób - oznajmił cicho, siedząc obok Thomasa na łóżku i trzymając jego dłonie w swoich, delikatnie, jakby miały się rozpaść od samego dotyku i wbijając w nie wzrok.

Thomas uśmiechnął się lekko i ścisnął dłonie ukochanego.

- Przecież doskonale wiesz, że nigdy nie będę tego żałował. Jakby tak miało być to w ogóle bym się za to wszystko nie zabierał. Co prawda pod koniec będę pewnie fizycznie praktycznie niezdatny do jakiegokolwiek użytku i będę posiadaczem większej liczby blizn niż połowa sztamaków potrafiłaby policzyć, ale to pierdoły.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościWhere stories live. Discover now