second part; march; cherry

116 17 33
                                    

Od pojawienia się Bakugou w wiosce minął niewiele więcej ponad miesiąc; Kirishima nie był w stanie przypomnieć sobie dokładnej daty, od kiedy mężczyzna wynajął jeden z opuszczonych domków nieopodal rynku (to kłamstwo, oczywiście, ponieważ minęło równe trzydzieści dziewięć i pół dnia) - pozostałości po jednym ze starszych mieszkańców, który pewnej nocy złapał w płuca ostatni haust powietrza.

Od czasu pamiętnego popołudnia, gdy to nieznajomy jeszcze wtedy mężczyzna wtargnął do sklepu i dziwacznym trafem to właśnie z nim Kirishima skończył popijać sake w miejscowym barze rzeczy stały się poniekąd...osobliwe.

Lecz za tym słowem nie kryło się żadne fantastyczne, nadnaturalne znaczenie, jakoby Bakugou okazał się być wyrwanym z kart powieści dzielnym bohaterem pojawiającym się znikąd niczym zjawa, po to by porwać czerwonowłosego za sobą na iście szaloną, wykraczającą poza granice ludzkiej wyobraźni przygodę.

Powierzchownie patrząc, życie Eijirou „przed Bakugou" nie różniło się praktycznie niczym od tego
„po Bakugou", wciąż musiał zrywać się z samego rana, słuchać biadolenia babki na te same, powtarzalne do znużenia tematy, codzienne otwierał ciasny sklepik. Jednakże, nowa znajomość z dziwacznym przyjezdnym wprowadziła jedną istotną zmianę, niewidoczną dla nieuważnego oka.

Czas dla Kirishimy zdawał się przyspieszyć.

Domyślał się, dlaczego. Dlaczego dni nagle zdawały się stawać coraz krótsze, dlaczego słońce coraz prężniej biegło przez nieboskłon ku linii horyzontu, dlaczego wskazówki na tarczy zegara wydawały się ścigać jedna przez drugą, jakby wcale nie były świadome, że głupie jedynie gonią nieskończenie w kółko.

Bakugou Katsuki zdecydowanie był specyficzną osobą. Wystarczył zaledwie leniwy, krótki spacer do baru oraz jeden skromny posiłek z kilkoma kieliszkami wypełnionymi po brzegi alkoholem, by Eijirou zauważył kilka istotnych faktów.

Po pierwsze, wydawał się być z natury pasywno-agresywnym człowiekiem; niechętny do przesadnego spoufalania się z nowo poznanymi ludźmi, znów jego głos zawsze ociekał surowością, jakby przez całe dwadzieścia cztery godziny na dobę był czymś rozwścieczony.

Po drugie, skrytość była zdecydowanie jedną z cech, którą odznaczała się osobowość Bakugou. Przez pierwsze godziny ich znajomości Kirishima był w stanie jedynie wyciągnąć z niego powód, dla którego w ogóle przyjechał do Miyamy.

- Dlaczego cię to obchodzi, dziwaku?

Kirishima zamrugał w niedowierzaniu, gdy Bakugou posłał mu obojętne spojrzenie z drugiej strony stołu. Po dłuższej chwili mętniejącej w powietrzu ciszy, Eijirou zaśmiał się z leksza zdezorientowany, aczkolwiek nie dając się zbić z tropu.

- Ja jestem dziwakiem? Pojawiasz się tu znikąd - wyrzucił ramiona w powietrze dla bardziej dramatycznego efektu, na co Bakugou uniósł brew.- i nawet nie chcesz powiedzieć, gdzie wcześniej mieszkałeś. To, kolego, jest podejrzane. Jesteś szpiegiem? Uciekłeś przed zazdrosną dziewczyną? Zazdrosnym chłopakiem? Masz dług u yakuzy?

Katsuki westchnął z poirytowaniem, przeczesując przy tym włosy i będąc jednocześnie rozdartym pomiędzy uderzeniem swojego rozmówcy, a zapchaniem sobie ust słodkim ryżem. Wreszcie, zazgrzytawszy wcześniej zębami, rzekł:

- Przyjechałem z Tokio. Męczył mnie ten cały ścisk, chciałem się wyrwać trochę od tych wszystkich idiotów goniących za niczym. Zresztą, z rodzicami nie miałem najlepszych kontaktów, więc nie było mi zbytnio szkoda, gdy spakowałem wszystko i-

- Moi nie żyją - wtrącił niespodziewanie Kirishima, czując niekomfortowe swędzenie w okolicach klatki piersiowej. Ciężko mu było sobie wyobrazić, jak ktokolwiek mógłby dobrowolnie zrezygnować z rodziny, nie mając pojęcia ile tak naprawdę zostało im czasu razem.

Sweet Rice [Kiribaku]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz