- Mugole się wściekli. Wylegli na ulice w całym mieście i wyłapują czarodziejów. Ktoś musiał im przekazać nasze tożsamości. A im więcej nas łapią, tym więcej informacji o nas mają. Tu już nie chodzi o utrzymanie naszego świata w tajemnicy! Zagrożone są wasze rodziny oraz przyjaciele! Dlatego niezwłocznie zostaniecie wysłani do ochrony naszych cywili! 

Po tej krótkiej przemowie zapanował istny chaos. Wszystkim nagle jakby przeszła senność i nie wyglądało na to, by po tej informacji ktokolwiek zamierzał wracać do łóżka. Zresztą nawet nie miał okazji. Niemal od razu między tłum weszli wyznaczeni wcześniej ludzie, którzy przydzielali każdego do odpowiednich grup. Nim amnezjator się obejrzał, już został pociągnięty przez jakiegoś niezbyt zachęcająco wyglądającego typa. Szli tak przez kilka minut w milczeniu, aż dotarli do nieco mniej ciasnego miejsca. Barker odwrócił się jeszcze na chwilę za siebie, by zobaczyć, że praktycznie każdego spotkał podobny los. Wokół placu formowały się powoli różnej wielkości grupki, którym wydzielano prowiant i momentalnie wysyłano w teren. A przynajmniej próbowano to robić.

- To twoi kompani. Nie zgub ich, bo rychło zginiesz.

Bąknął tylko do niego nieprzyjemny typ i odszedł gdzieś. A Christopher po raz pierwszy miał okazję przyjrzeć się swoim "kompanom". Czwórce czarodziejów równie niezadowolonych, co on sam. Oni również mu się przyglądali. Wszyscy w milczeniu patrzyli po sobie dobrych kilka chwil.

 - Przeklęta śnieżyca...

Przerwał w końcu ciszę jakiś opatulony w szalik brunet. Jedyne, co było widać, to haczykowaty nos i brązowe oczy wystające znad materiału. 

- W cholerę ze śnieżycą. To te bariery wszystko utrudniają!

Odpowiedział mu rudy brodacz w okularach i czapce uszance na głowie. Były jeszcze dwie osoby. Blond włosy młodzieniec, który zdawał się zbyt przerażony, by cokolwiek powiedzieć oraz wąsacz. Taka nazwa idealnie do niego pasowała, bowiem spod kaptura widać było jedynie jego wyjątkowo wielkiego wąsa. On też nic nie mówił, ale nie ze strachu, a raczej obojętności. Zdawał się przejmować tym wszystkim równie mocno, co śnieg pod ich stopami. 

- Może z marudzeniem poczekacie, aż wyruszymy. Czeka nas coś o wiele gorszego, niż przymrozek.

Prędko uciszył ich wszystkich Chris. Nie miał siły tego słuchać. Bolała go głowa i modlił się w duchu, by wszyscy po prostu zamilkli. Rudy brodacz zamierzał mu chyba coś odpowiedzieć, ale przerwała mu ta sama osoba, która wcześniej zaciągnęła ich wszystkich tutaj.

- Tyle wam przydzielono. - rzucił w ich stronę dwa dość obszerne wory - Ma to wam starczyć na trzy dni poza obozem. Potem musicie wracać po dalsze instrukcje. Aktualne macie w środku.

Wskazał na pakunki. Tym razem wszystko powiedział bardzo wyraźnie. Tak, żeby cała piątka usłyszała i nie musiał się powtarzać. Następnie spojrzał po nich ponuro i porzucił na chwilę oficjalny ton.

- Powodzenia Panowie.

Kiwnął im głową i zniknął w tłumie równie szybko, co ostatnio. Pozostawił ich z dwoma worami jedzenia i celami na trzy dni. Zdezorientowani czarodzieje nawet nie zdążyli mu odpowiedzieć, tylko po prostu tępo patrzyli się na tobołki. Nawet po tym, gdy ich zaopatrzeniowiec odszedł. W końcu brunet się przełamał i otworzył nieco pakunek, po czym wyciągnął ze środka kopertę. Rozerwał papier i zaczął powoli czytać wiadomość. 

- Grupa E-07... Zadania: ochrona cywili, pomoc rannym. Obszar działań...

W tym momencie pokazał im małą mapkę Londynu, na której zaznaczony czerwoną linią był wspomniany obszar. Było tam jeszcze trochę informacji na temat szczegółów operacji. Następnie wrzucił wszystko do środka wora, po czym zamknął go z powrotem. I nastała niezręczna cisza. Wszystkim jakby odechciało się dalszych działań. Nie mogli i nie chcieli zdobyć się na to, by wyjść z obozu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 06, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Cienka granicaWhere stories live. Discover now