Część V

56 0 0
                                    

Niegdyś Londyn był przyjaznym miejscem. Christopher jeszcze pamiętał, gdy śmiali się z Billem... Śnieg w takim miejscu. Jak niedorzeczne to się wydawało zaledwie dwa tygodnie temu. Przechadzając się ulicami miasta nie było sposób go poznać. Barker robił to w ostatnim czasie bardzo często. Minął tydzień, odkąd zgłosił się na zebraniu w Ministerstwie Magii. Nie przypuszczał wtedy jeszcze, jak bardzo będzie żałował tej decyzji. Nawet pomimo faktu, że wszystkich czarodziejom obiecano wysokie nagrody. No i łapanie mugoli powinno być przecież czystą przyjemnością dla amnezjatora... Lecz nie było. Jeśli ochotnikom nie doskwierał nieustanny ziąb, którego nawet zaklęcia nie były w stanie do końca zatrzymać, to na karku wciąż tkwiły bandy mugoli. Całe hordy wałęsające się po mieście i polujące na wędrowców z różdżkami. Każdy dzień przynosił nowe zagrożenia. W zasadzie wszystkim zdawało się, że jest tylko coraz gorzej. Niemagiczni nieustannie znajdowali coraz to nową broń i organizowali w większe grupy. Za surową pogodę oraz porwania winili magie i jej użytkowników. Znienawidzili ich i zapragnęli wypędzić z miasta. Zresztą Christopher coraz mniej im się dziwił. Niezależnie od jego obrzydzenia do mugoli, widział jakie spustoszenie sieje śnieżyca. Ludzie byli uwięzieni w swoich domach. W większości bez prądu i wody. Niczym szczury w norach, nawet nie potrafili określić pory dnia. A obiecywana przez rząd pomoc nie nadchodziła. Kontakt urwał się cztery dni temu. Podobnie rzecz się miała w przypadku magicznych środków komunikacji. Londyn był praktycznie odcięty od świata zewnętrznego. Stał się innym, całkowicie odrębnym światem... Brutalnym i zimnym. 

***

Czarodziej po raz kolejny przetarł zziębnięte dłonie, próbując nie upuścić przy tym różdżki. Jego nerwowy wzrok nieustannie krążył po ciemnych uliczkach, szukając jakiegokolwiek ruchu. Jeśli tylko coś by przegapił, mógł prędko pożegnać się z życiem. Chłopak sprzed kilku dni był niczym w porównaniu do tego, co ostatnio napadało na Christophera i jego towarzyszy. Coraz częściej widywał mundury policjantów. Mugole, pomimo swej dzikiej furii, coraz lepiej się organizowali. W zasadzie nikt już nie wiedział, jaki sens ma ich wyłapywanie i zanoszenie do ministerstwa. Czarodzieje skupiali się po prostu na ochronie swojej ludności. Takie były zadania Barkera przez ostatnie dni. I takie było również to, z którego właśnie wracał. Ogłuszył kilku podrostków... Nic wielkiego. To była jego nowa, szara rzeczywistość. Znienawidził spacery po mieście. Wszystko dosłownie było martwe. W większości domów nie paliły się światła, a na ulicach spotkać można było głównie kłopoty. Do tego nieustannie sypał śnieg. Tym bardziej ucieszyło amnezjatora, gdy gdzieś w oddali błysnęło mu światło. To był obóz. Jego aktualny dom i jedyne ciepłe miejsce, do którego mógł wrócić bez oskarżeń o dezercje. Nagle w jego sercu zapłonął jakiś dziwny promyk nadziei. Przerażało go to. Bo oznaczało, że zaczął lubić mieszkanie w namiocie i pogodził się z tym wszystkim. Ale na to nie mógł już nic poradzić. Z każdym krokiem jego serce biło coraz szybciej. Jeszcze dwadzieścia metrów... Jeszcze dziesięć... Jeszcze  pięć... Jeszcze jeden...

- Christopher Barker, namiot 429.

Wybełkotał ledwo zrozumiale do strażnika. Ten jedynie skinął głową i wpuścił go do środka. Widział Barkera już niejeden raz. Był jednym z lepszych czarodziejów w obozie, toteż często coś mu zlecano. Strażnicy już doskonale sobie zapamiętali te zmarzniętą, ponurą gębę. Jedynie przez chwilę pojawił się na niej krzywy uśmiech. A potem Christopher powłóczył nogami do swego namiotu. Na wszelkie radosne powitania odburkiwał tylko jakieś bluzgi. Ignorował zaproszenia do wspólnego ogniska. Odtrącał kolejnych bałwanów, którzy chcieli go wypytać o drogę. Poszedł prosto do swojego aktualnego mieszkania, gdzie to padł na łóżko niczym trup. Zrzucił jeszcze obuwie i zagrzebał w ciepłą pościel. I nagle świat jakby stał się przyjemniejszym miejscem. Amnezjator niemal natychmiast zasnął, uciekając od wszystkich dręczących go problemów. To proste mieszkanie było jedyną rzeczą, która napawała go otuchą. Stanowiło świadectwo, że wykonał zadanie i bezpiecznie wrócił do domu. Oraz że mógł udać się na zasłużony spoczynek. Wkrótce jego umysł pochłonęły różne dziwne sny. Jedne straszne, drugie przyjemne... Wyglądało na to, że mózg sam nie mógł zdecydować. Wykrzywione w grymasie wściekłości twarze mugoli przeplatały się ze wspomnieniami młodości. Tymi przyjemnymi, jak wizyty u dziadków na farmie. Najwyraźniej tylko one potrafiły przynieść mu ukojenie. Gdy z czasem koszmary ustawały, Barker w końcu zaznawał spokoju. Mógł utonąć w radosnych chwilach, które przepadły na zawsze. Pochłonięte przez mrok teraźniejszości. Mógł zapomnieć o dręczących go sprawach i trafić do miejsca, gdzie nie było tej całej śnieżycy. Sen był niemal jak raj. Raj bardzo piękny. Niestety, wciąż pozostawał on jedynie snem. Z którego trzeba się w końcu wybudzić. I chociaż amnezjator bardzo tego nie chciał, nagle do jego ciepłego świata wdarł się mróz. Nie minęło dużo czasu, nim czarodziej rozwarł leniwie oczy i odkrył, że w istocie wdarł się do jego mieszkania chłód. A wraz z nim jakiś krzyczący człowiek. Z jego wrzasków zrozumiał jedynie słowo "zbiórka". Zaraz potem gość zniknął tak szybko, jak się pojawił. Zapewne obudzić pozostałych. Zostawił przy tym oczywiście otwarte drzwi, przez co Christopher nie miał zbytniego wyboru. Spojrzał na zegarek obok łóżka i odkrył wyjątkowo niezadowalający fakt. Była czwarta w nocy. Niestety to nie było żadne usprawiedliwienie. Jedyne, co mógł zrobić, to jęknąć cicho i wstać na równe nogi. Narzucił szybko na siebie swój kożuch, nałożył rękawiczki, czapkę oraz sprawdził ostatni raz, czy różdżka tkwi bezpiecznie w kieszeni. Następnie wyszedł na zewnątrz i zamknął za sobą drzwi namiotu. Westchnął ciężko, po czym rozejrzał dookoła ponurym spojrzeniem. I momentalnie zmarszczył brwi ze zdziwienia. Jak się okazało, nie tylko jego obudzono. Praktycznie cały obóz. Setki czarodziejów wygrzebywało się z namiotów, biegało oraz budziło następnych lub rozmawiało o czymś gorączkowo. Wiele ognisk zapłonęło żywo i stanowiło teraz oazy dla zziębniętych nocnym mrozem. Lecz Barker nie czuł zimna. Jedynie niepokój i zmęczenie. To nie było normalne... Nawet patrząc na fakt, że cały Londyn nie był teraz normalny. Zazwyczaj wysyłano ich pojedynczo. Ewentualnie w grupach po dziesięć do dwudziestu osób. Szczytem była pięćdziesięciu, przydzielonych dwa dni temu do muzeum w celu wykradnięcia mugolskich zapasów. A teraz były ich tu setki. Wszyscy zbudzeni na raz i kierowani na plac główny. W przeciągu dziesięciu minut zgromadzono tam już większość z nich. Między zebranymi stał również i Christopher, oczekujący z niepokojem poznania powodu postawienia w stan gotowości całego obozu. Nie wierzył, że mógł on być dobry. Wkrótce jego obawy potwierdziła osoba na prowizorycznej mównicy, której wzmocniony magią głos niósł się echem pomiędzy budynkami.  Zresztą magia tu nie była potrzebna. Większość przeczuwała to samo co Barker i natychmiast zamilkła. Reszta poszła w ich ślady. Słychać było jedynie ponury głos czarodzieja pośród grobowej ciszy. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 06, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Cienka granicaWhere stories live. Discover now