15. Without Me

442 46 221
                                    


- Uważasz, że to w porządku? - zapytałam, gdy tylko drzwi się za nami zamknęły.

Nie potrafiłam dłużej wpatrywać się w mężczyznę, który nawet nie zaszczycił mnie swoim bezmyślnym spojrzeniem. Wolał wszystko ukrywać i sam się zmagać z poczuciem winy, które wyniszczało nie tylko jego - nas. Nie miałam pojęcia, czy jeszcze istnieliśmy albo czy mieliśmy szansę, żeby powiedzieć o sobie "my". Głos ucichł.

- Anze - powiedziałam po raz kolejny.

Zbyt błagalnie. Słowa brzmiały jak cicha prośba, która pod wpływem jego wzroku pękała na drobne kawałeczki. Tak, byłam rozczarowana. Tak, nie miałam pojęcia co działo się z mężczyzną, który rzekomo mnie kochał. Za którego mogłabym wskoczyć w ogień i rozpętać huragan, byle tylko go uratować. Rozpadaliśmy się na drobne kawałeczki.

- Zaufaj mi - powiedział cicho, wlepiając spojrzenie w dywan, który ciągnął się aż do windy.

Aż do miejsca, gdzie zamierzaliśmy się rozejść. Pokręciłam głową z niejasnym wyrazem, do którego nie docierała żadna reakcja. Zupełne zero. Pustka.

- Czy ty siebie słyszysz?

Zebrała się we mnie dziwna odwaga, która w tej chwili tylko dodawała adrenaliny w żyłach i gorąca we krwi. Myśląc logicznie, nie powiedziałabym wielu słów. Nie wykrzyczałabym przecież, że mam już dość tego, co dzieje się między nami. Nie wmawiałabym sobie i jemu, że to nienormalne, a potem nie dodałabym, że nasze poznanie musiało być błędem. Nie uniosłabym się aż tak.

Jego spojrzenie zmarniało, a potem znów złagodniało. Dopiero teraz zauważyłam bladą twarz pełną wątpliwości i drżące wargi, które nie miały w sobie odwagi, żeby cokolwiek wypowiedzieć. Tym samym stałam się ja. Największa fala zamierzała dopiero przyjść i zmieść nas z powierzchni, żeby potem nastąpiło katharsis.

- Czyli to koniec.

Słowa z jego ust, te słowa, brzmiały aż nienaturalnie. Ton w jakim to mówił wcale nie wydawał się lepszy. Możliwe, że dopiero teraz zauważyłam, jak tworzy się między nami niewidzialna granica, która łamie nasze serca pod wpływem emocji. Pod całą rychłą odpowiedzialnością, na jaką zostaliśmy skazani. W zupełnie innych okolicznościach wszystko wyglądało by inaczej. Nie sprawowałabym pieczy nad Austriakami. Gregor i ja nie widywalibyśmy się tak często. Anze nie dałby mi powodów do wątpliwości.

Nie potrafiłam nawet odpowiedzieć na zadane stwierdzenie. Nie chciałam kiwać głową ani też przeczyć. Popełniałam błąd za błędem i brnęłam w zaparte. Niszczyłam kontakt za kontaktem.

Anze odszedł, zaciskając usta w wąską kreskę, jak gdyby silnie walczył, żeby się nie rozpłakać, a przecież z dwojga nas to on zawsze wypatrywał dobrych stron. Z dwojga nas to on zawsze bardziej kochał, nie okazując tego.

A dziś go zniszczyłaś. Dziś granica zatarła się z rzeczywistością. Wszystkie zabójstwa - Kobayashiego, Tande, Krafta i Laniska was zniszczyły. Zadały wątpliwości.

Stanął.

- Zawsze, wiele ludzi miało do mnie różne wątpliwości, Gabi - wydusił. - Ocenianie podchodziło pod ludzką naturę, pamiętasz?

Kolejny kawałek muru, który kiedyś zbudowaliśmy, runął w dół. Zniszczył się, upadając na metalową posadzkę.

- Ale ty nigdy nie byłaś jak oni. Nigdy nie dałaś mi powodów do zwątpienia.

Mój oddech znów drżał. Jak wiele mężczyzna żądał? Jak wiele nie byłam mu w stanie zaoferować? Pewność uleciała tak szybko, jak tylko się pojawiła. Bezsilność raz po raz się odnawiała. A ja zdążyłam się zorientować, że nie mam przy sobie już nikogo. I tym razem nie umiałam sobie z tym poradzić.

Wicked Game | G. SchlierenzauerWhere stories live. Discover now