I

201 11 32
                                    

Amari doglądała Jacka przez następne godziny, kolejne dni, ciągnące się tygodnie, następnie szybko uciekające miesiące aż w końcu dwa lata.
Kobieta sama trochę przeżyła, między innymi zyskała kilka ran, po których zostało jej niewiele śladów i na świecie pojawiła się jej córka, Fareesha.
Głównie to przez tą dwójkę, dziecko i drugie dorosłe dziecko, ten czas uciekł jej jak przez palce.. Chociaż zaletą było to, że to większe dziecko, Jack, po roku całkowicie stanął na nogi u boku nowego przyjaciela, którego wbrew pozorom szybko znalazł.
Amari może nie przepadała za Vincentem aż tak jak za Gabrielem, o którym czasami rozmyślała, chociaż już rzadziej, ale przyszło jej się do tego całkowicie przyzwyczaić.. Nawet do tego, że grupy zostały podzielone po przeniesieniu ciemnoskórego.
Czasami nawet się sama śmiała z tego, że po Gabrielu Jackowi został gust co do brunetów.
Nowy mężczyzna jej nie wadził, wydawał się nawet lepiej dogadywać z jej przyjacielem niż jego poprzednik o którym wiedziała tak samo niewiele jak gdy go zabrali.. Chociaż całkowicie nic nie wiedziała. Czasami obijały jej się o uszy różne informacje, które zostawiała dla własnej wiadomości chociaż wiele razy kusiło ją by komuś to przekazać, chociaż kogo to teraz interesowało? Nikogo, to była pierwsza i oczywista odpowiedź na to pytanie, które sobie pewnego razu zadała.
Nie chciała też zawracać głowy Morrisonowi, nie widziała w tym celu ani najmniejszego sensu.. Chociaż nie lubiła osłaniać Vincenta, który był swoją drogą fotografem, który miał wszystko od pewnego czasu dokumentować.
Tego nie lubiła najbardziej. W takich momentach tęskniła za Reyesem, który wiedział co ma robić, nie plątał się pod nogami i nie ocierał się co chwilę o głupią śmierć.
Pokręciła głową na samą myśl o tym.
Pocieszającym faktem zaś było to, że Fareesha mogła zostać przy niej, mogła się częściej widywać z Samem, ojcem jej córki, na neutralnym gruncie.
Odetchnęła z ulgą kiedy dziecko w końcu zasnęło, uprzednio przestając płakać.
Egipcjanka przetarła czoło i po cichu wyszła z pokoju.
Dzięki ekranie w zegarku mogła widzieć co się dzieje w pokoju więc nie martwiła się tak bardzo.
W tym momencie szła spotkać się z niebieskookim, który zaczął być rozpoznawalny przez jego partnera. Nie ważne co się działo, ten zawsze sfotografował swojego chłopaka co też nie za bardzo jej przypadło do gustu, ale jak wiele rzeczy, zostawiała to dla siebie.
Nie zwróciła też już uwagi na nieprzyjemny zapach ciała, które lekarze wieźli pod materiałem. Już się po prostu przyzwyczaiła.
W końcu też stanęła przed drzwiami do pokoju i zapukała, czekając na odpowiedź z drugiej strony, którą prawie natychmiast otrzymała.
Otworzyła drzwi, które po przekroczeniu progu pokoju od razu za sobą zamknęła. Zrobiła to cicho, do tego również zdołała się przyzwyczaić.
-Chciałeś się ze mną ponoć widzieć. Musiałam uśpić Fareeshę, żeby móc tu przyjść- zwrociła się do przyjaciela i zerknęła na ekran znajdujący się na nadgarstku.
-Tak, ale nie chciałem cię już wczoraj męczyć. Jak było? Co słychać u Sama?- złotowłosy uśmiechnął się oraz podszedł bliżej by móc popatrzeć na to na co patrzyła brunetka.
-Ah- westchnęła ciężko. -Sam pracuje jak pracuje. Jak zwykle Farze zajęło chwilę, żeby się do niego przekonać, a znowu wczoraj był problem z tym, żeby ją zabrać- uśmiechnęła się na myśl o wczorajszej sytuacji. -Czasami tydzień wydaje się za krótkim okresem czasu, ale i tak nie mam na co narzekać. A ty? Jaka to sprawa?
-To dobrze- uśmiechnął się nieco szerzej i podszedł do biurka, na którym panował nie mały bałagan.
-A gdzie zgubiłeś Vincenta?- spytała zajmując drugie krzesło po boku mebla.
-Zdaje raport i przekazuje im zdjęcia, jak zwykle- ściągnął papiery z biurka, by móc położyć między nimi kartkę. -Nie mogę znaleźć jednej osoby- westchnął ciężko, już bez uśmiechu na twarzy.
-Mhmm- kobieta mruknęła biorąc do ręki papier. -To już miesiąc, czas ucieka ci jak przez palce.
-Wiem, ale nie umiem dokonać odpowiedniego wyboru.. Adawe narzuciła nam Torbjörna, nie mam nic przeciw niemu, ostatnie rozmowy potoczyły się pomyślnie i jest pozytywnie nastawiony. Zasugerowała też Bladericha..
-Wiem. Jack mówisz mi to któryś raz, wiem kto kim jest i czym się zajmuje- przerwała mu i przygryzła paznokcia na moment.
Znała na pamięć treść kartki. Którejś kartki. Poprzednie, tak samo jak ta, od piątej linijki w dół była pokreślona.
Nabrała głęboko powietrza. Była w duszy wdzięczna, że to nie ona musiała stworzyć efektywniejszą jednostkę.
-Miałaś nie gryźć- Jack znowu zaczął, ale przerwało mu machnięcie ręką kobiety.
Nadal była w stanie odczytać imiona i nazwiska skreślonych agentów.
Dla niej było oczywiste kogo by wpisała w wolne miejsce, zaczęła też nad tym bardzo intensywnie myśleć.
-Kiedy Adawe ma się tu stawić?- przerwała ciszę po minucie.
-Miała się stawić jutro, ale to ruchomy termin. Może jej coś wypaść.. Z resztą w poprzednim tygodniu też była, stara się zjawiać co tydzień.
-To też wiem- mruknęła i podniosła się. -Wezmę kartkę i papiery- poklepała go po ramieniu oraz wzięła wszystko co było jej potrzebne.
-Ana może ja to wezmę? Nie powinnaś się przemęczać- wstał, żeby otworzyć jej drzwi.
-Jack- popatrzyła na mężczyznę poważnie. -Zażywałam to samo cholerstwo co większość z was. To, że nie zażywam nic teraz o niczym nie znaczy, ale skoro już coś sugerujesz to odprowadź mnie do pokoju żeby otworzyć mi do niego drzwi.
-Jasne, pewnie- przepuścił ją w drzwiach, które za nimi zamknął. -A wiesz już kogo chcesz dopisać?
-Mam kilka osób na myśli- odpowiedziała wymijająco idąc i patrząc przed siebie.
-Kogo?- spytał wyraźnie zainteresowany, brzmiał też trochę jak ciekawskie dziecko, które o wszystko i wszystkich pyta.
-To już pozostaw mnie- powiedziała kładąc cicho dokumenty na biurku. -Przekonasz się jutro. Dobrze wiesz, że dokonam dobrego wyboru więc przestań o tym myśleć i zajmij się czymkolwiek innym.
-Ja.. Nie chcę rozczarować Adawe, Ana. To szansa, a skoro możemy pomóc ludziom to nie chcę tego zmarnować. To poważna sprawa- przytaknął, ale nadal nie był pewny czy powinien dawać kobiecie dokumenty.
-Wiem, ale skoro masz problem z wyborem to daj sobie pomóc. To tylko jedna osoba, Jack.
-Tak, to tylko jedna osoba, która może zmienić wyniki misji i przydzielonych zadań.
Popatrzyła na blondyna poważnie i wyrozumiale. -Wiem dlatego uważam, że możesz się na mnie zdać. Z naszej dwójki to ja mam dziecko, którym sama się zajmuję a na dodatek biorę udział w szkoleniach i treningach tak samo jak ty, Vincent oraz cała reszta.
-Jasne.. Powodzenia- uśmiechnął się słabo, postukał ręką o framugę drzwi oraz wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Amari od razu wyciągnęła nową kartkę. Przepisała nazwiska oraz dopisała dwa nowe.
Nie miała zamiaru przeglądać kartotek.
Uruchomiła holoekran na którym zaczęła szukać informacji, które miała zamiar zgrać na jednego pendrive'a.
Zajęło jej to może godzinę. Tak naprawdę nic wielkiego nie zrobiła, ale tak czy siak, na jej twarzy widniał uśmiech. Wykorzystała swoją małą przewagę co do informacji.
Nie miała problemu ze znalezieniem informacji na temat Liaa. Mężczyzna służył wraz z nimi, był wszechstronny i dobrze się z nimi dogadywał.
Trudniej było znaleźć informacje dotyczące Gabriela. Wyglądało to tak jakby od samego początku nie było na jego temat wiele informacji, albo zostały one usunięte czy przeniesione.
Raport na jego temat wydawał się, i był, chaotyczny, bez większego sensu. Dopisała do tego jeszcze informacje o których słyszała na korytarzu oraz to o czym po prostu wiedziała.
Położyła pendrive'a z informacjami na stercie dokumentów i w tym samym momencie usłyszała jak jej córka chyba się budzi.
-Już, już- westchnęła i podeszła do kojca by wyjąć z niego dziecko.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 01, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

How it have been Where stories live. Discover now