Wróć!

169 3 0
                                    

Biegłam przed siebie, najszybciej jak umiałam. Nie wiedziałam ile czasu zostało, zanim wilki ruszą za moim tropem. Solo wskazywał mi najłatwiejszą do przebycia drogę. Co rusz oglądał się za siebie, sprawdzając czy nadążam.

Po kilku minutach zaczęło brakować mi powietrza, więc przystanęłam opierając się o jedno z drzew. Ściągnęłam plecak i wyciągnęłam z niego butelkę. Upiłam kilka łyków, a następnie podstawiłam ją owczarkowi. Po ugaszeniu pragnienia schowałam butelkę do plecaka. 

Korzystając z okazji i chwili przerwy, odpięłam bluzę i odchyliłam ją lekko zerkając na opatrunek. Krew znajdująca się pod nim nabrała lekko brunatnego koloru. Skrzywiłam się i modliłam po cichu, aby nie wdało się zakażenie.

Solo wspiął się na zaspę śnieżną i uważnie obserwował otaczający nas teren. W pewnym momencie położył uszy płasko po sobie i cicho powarkiwał. Był to wyraźny znak, że trzeba ruszać dalej.

Truchtem ruszyłam za psem nie oglądając się za siebie. Ze zdziwieniem zauważyłam, że im dalej byliśmy, tym warstwa ściegu była mniejsza. W pewnym momencie przystanęłam ze zdziwienia. Resztki białego puchu zniknęły w ułamku sekundy. Na drzewach pojawiały się młode zielone liście, a trawa nabrała żywszego odcieniu zieleni, jakby za sprawą magii cały świat obudził się do życia.

Po dłuższym staniu w bezczynności zauważyłam, że wycie wilków również ucichło. Podeszłam szybkim krokiem do Sola i przykucnęłam koło niego. Pies w niezadowoleniu kręcił łbem. Z nosem przy ziemi chodził w kółko, co chwilę cicho parskając. Nie potrafił wyłapać żadnego zapachu, najprawdopodobniej przez wilgoć, która jeszcze nie zniknęła.

Odwróciłam się na pięcie i okrężną drogą ruszyłam w kierunku, w którym powinni udać się moi przyjaciele. Owczarek dzielnie kroczył przy mojej nodze, bacznie obserwując otoczenie.

Po kilku godzinach drogi dotarliśmy do rzeki. Wiedząc, że to obozowisko powinno być po drugiej stronie, szukałam odcinka rzeki, gdzie prąd powinien być najsłabszy. Po odnalezieniu takowego miejsca, powoli zaczęłam przeprawiać się przez wodę. Solo popiskując machał łapami walcząc z  prądem niezłomnego żywiołu. Zdrową ręką przytrzymałam go i pomogłam mu pokonać przeszkodę.

Zmęczeni ucieczką i podróżą usiedliśmy pod jednym z drzew. Promienie słońca przyjemnie ogrzewały moje wychłodzone ciało. Obecność przyjaciela dodawała mi otuchy i zapewniała poczucie bezpieczeństwa. Zapewne leżałabym tam jeszcze kilka godzin, gdyby nie nagłe poruszenie owczarka.

Z głośnym westchnięciem podniosłam się z miękkiej trawy i wyszukiwałam zagrożenia. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu z zarośli wyszedł centaur. Otwarłam lekko usta i przypatrywałam się mistycznemu stworzeniu. 

-Jestem Diol.- przedstawił się lekko kłaniając i patrząc na mnie wyczekująco.

-Jane.- wydusiłam z siebie nie przestając go obserwować.

-Oczekiwałem cie tu już od kilku godzin. Trzej władcy poinformowali nas o twoim przybyciu. Mam zaprowadzić cię do obozu.

Nie odpowiedziałam mu będąc w lekkim szoku. Skinęłam mu głową po czym chwyciłam plecak leżący pod drzewem. Poklepałam Sola po karku uspokajając go i ruszyłam za centaurem. Droga prowadziła przez las, lecz im dalej szliśmy tym bardziej się przerzedzał. W pewnym momencie drzewa zniknęły całkowicie, a moim oczom ukazały się pierwsze czerwone namioty.

Diol prowadził mnie coraz głębiej do obozowiska. Przebywające tam stworzenia przypatrywały mi się, po czym wracały do pracy. Po kilku minutach doszliśmy do centrum. Stanęłam wraz z centaurem przed największym namiotem. Zza kotary wyłoniła się głowa ogromnego lwa. Gdy wielki kot pokazał mi się w pełni okazałości nie poczułam strachu. Patrząc w jego oczy widziałam niczym nie zmącony spokój i ogromną inteligencję. To musiał być Aslan.

Władca krainy kiwnął głową w stronę namiotu i ponownie zniknął za kotarą. Ruszyłam pewnym krokiem przed siebie, czując na swoich plecach jeszcze więcej spojrzeń niż na początku.

-Witaj Jane.- zabrzmiał jego potężny głos.

Skinęłam mu głową nie będąc w stanie nic powiedzieć. Wszystkie pytania, które miałam w głowie nagle zniknęły. W skupieniu wysłuchiwałam się w dalsze słowa lwa.

-Jestem pewien, że po usłyszeniu historii bobrów masz pełno pytań, na które szukasz odpowiedzi.

-Owszem...- zaczęłam powoli zastanawiając się od czego zacząć.- Chciałabym wiedzieć, co ja tutaj robię. Z opowieści wynika, że nie powinno mnie tu być.

-Masz rację moja droga. Ta przepowiednia nie mówi o twoim przybyciu.

-Ta przepowiednia? Są inne?- spytałam przechylając głowę.

-Wiele innych. Jest jednak i taka o tobie. Słuchaj uważnie:

Czterech wielkich nie zasiądzie na tronie,

dopóty miecz w kamieniu tonie,

ale gdy rycerz po swój oręż przybędzie,

to i ład wkrótce nadejdzie.

-I to niby jest o mnie? To dość niedorzeczne.- założyłam ręce na piersi parskając śmiechem.

-Niedorzeczne jest również to, że faun istnieje lub lew mówi, nieprawdaż?

Spojrzałam na niego z lekkim po wątpieniem, ale z niechęcią musiałam przyznać mu rację. To wszystko jest absurdalne i wychodzące poza realia. 

-Idź do namiotu dziecko i się przygotuj się. Wybierzemy się na przejażdżkę.

Zmarszczyłam brwi patrząc na niego z niezrozumieniem, ale wykonałam polecenie. Dalej stojąc przed namiotem Diol wskazał mi odpowiednie miejsce. Weszłam do swojej kwatery i się rozejrzałam. Na rozwieszonym hamaku leżała biała koszula wraz z brązowymi spodniami. Na ziemi pod legowiskiem stały buty wysokie brązowe buty w ciemnym odcieniu. Obok leżała czarna kamizelka z błękitnymi zdobieniami. Na prowizorycznym stoliku stała misa wody, jakaś maść ziołowa i świeże bandaże. Ściągnęłam górną część mojej odzieży i zajęłam się raną. Obmyłam ją, a później wykorzystałam wonną maść. Po zawinięciu opatrunku zaczęłam się przygotowywać.

Nałożyłam na siebie przygotowane ubrania. Jak się okazało pod nimi leżała jeszcze pusta pochwa na miecz. Przypięłam ją do pasa i wyszłam z namiotu. Solo, który czekał przed wejściem zaszczekał radośnie i pobiegł w kierunku miejsca pobytu Aslana. Przed namiotem lwa stał szara klacz, a obok niej stał wielki kot. 

Dosiadłam klaczy i powoli ruszyłam za Aslanem. Gdy byliśmy w połowie obozowiska usłyszałam jak ktoś nawołuje moje imię. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Łucję biegnącą w moim kierunku. Wskazałam jej na lwa idącego przede mną. Dziewczynka zrozumiała mój przekaz i stanęła patrząc jak się oddalamy.

W pewnym momencie przypomniałam sobie o owczarku. Nie wiedziałam jak długo Aslan zamierza iść, więc po zastanowieniu się dałam mu zadanie.

-Pilnuj Łucji, Solo.- pies popatrzył na mnie przez chwilę. 

Stanął w miejscu jakby, szukając potwierdzenia. Skinęłam głową i przez chwilę patrzyłam na oddalającego się owczarka.



Wounded Soldier // NarniaWhere stories live. Discover now