Wstań!

202 3 0
                                    



Głośny ryk zwierzęcia wyrwał mnie ze snu. Podniosłam ociężale głowę i zastanawiałam się, co się stało. Spróbowałam podeprzeć się rękami, ale ból prawego ramienia spowodował mój upadek. Solo szczeknął cicho stając po mojej lewej. Chwycił w zęby mój kaptur i podniósł go do góry. Przyjaciel zmotywował mnie do działania. Pomimo ogromnego bólu udało mi się podnieść do siadu. Zadowolony owczarek liznął mnie po policzku i podsunął coś pod rękę. Zmarszczyłam brwi i sięgnęłam po tajemniczy przedmiot. Okazał się nim plecak, który przygotowali rodzice na czarną godzinę. Najwidoczniej w czasie mojego snu pies musiał przynieść mi go z zgliszczy mojego domu.

Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić natrętne myśli. Otwarłam swój bagaż i zajrzałam do środka. Z wnętrza wyciągnęłam butelkę wody, apteczkę i zwiniętą czarną bluzę z niebieskimi zdobieniami. Uważając na postrzeloną rękę, ściągnęłam moją wiatrówkę. Na widok rany zrobiło mi się słabo, ale zacisnęłam zęby i wzięłam się do roboty.

Gdy rana była obmyta i zabandażowana powoli wstałam oraz spakowałam rzeczy. Zarzuciłam plecak na zdrowe ramię i ruszyłam przed siebie. Solo dreptał tuż obok mnie radośnie machając ogonem. Uśmiechnęłam się na ten widok i powoli ruszyłam przed siebie.

Po kilku godzinach wędrówki temperatura zaczęła spadać. Zmarszczyłam zdziwiona brwi, gdy w pewnym momencie zaczął sypać śnieg, a warstwa białego puchu zaczęła sięgać mi do łydek. Ostrożnie założyłam moją bluzę i ruszyłam za radośnie skaczącym psem. 

Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, ponieważ w pewnej chwili poczułam uderzenie. Nie zdążyłam złapać równowagi i runęłam jak długa na ziemię. Podniosłam się szybko odchodząc kilka kroków i szukając powodu mojego upadku. Okazała się nim mała dziewczynka siedząca na śniegu.

-Łucja! Gdzie poszłaś!- usłyszałam krzyk jakiegoś... chłopca?

Solo słysząc krzyki stanął przede mną z płasko położonymi uszami i powarkiwał cicho. Kucnęłam koło niego kładąc rękę na jego karku. Pies zerknął tylko na mnie i powrócił do obserwowania terenu. 

Dziewczynka w tym czasie stanęła na równe nogi i przyglądała nam się z miłym uśmiechem.

-Cześć jestem Łucja, a ty?- spytała z wielkim entuzjazmem.

-Ja...- odchrząknęłam słysząc mój ochrypły głos.- Jestem Jane...

-Ale fajnie! Chwila... jesteś człowiekiem? Ponoć w Narnii nie ma ludzi.

-W Narnii?- spytałam w głowie skanując wszystkie znane mi mapy, nie znałam podobnego miasta.

Nie uzyskałam jednak odpowiedzi, ponieważ z pobliskich zarośli wyszła trójka dzieci i...bóbr? Najwyższy z nich podbiegł do Łucji i odciągnął ją kawałek od nas, patrząc na Sola nieufnie.

-Kim jesteś?!- bóbr krzyknął na mnie wskazując swoją łapką. Chwila... krzyknął?

Odskoczyłam od niego, stając kilka kroków za owczarkiem, który dzielnie bronił mnie przed gryzoniem, bo gdy ten się zbliżał, to on zaczynał na niego głośno warczeć.

-Jesteś szpiegiem Białej Czarownicy, tak?! Uwierz demonie, żywcem dzieci nie weźmiesz!

-Czekaj!- Łucja wyrwała się blondynowi i stanęła plecami do mnie.- To człowiek! Tak jak my. Pan Tumnus mówił, że w Narnii nie ma ludzi...- spojrzała na futrzaka wyraźnie domagając się odpowiedzi.

Bóbr patrzył na mnie nie ufnie drapiąc się po główce. W pewnym momencie wąsiki lekko mu upadły, a brwi wysoko się podniosły.

-Chodź dzieciaku... tu nie jest bezpiecznie. Dla żadnego z was.- odwrócił się do mnie plecami i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.

Wounded Soldier // NarniaWhere stories live. Discover now