Rozdział 13

2.5K 116 1
                                    

Słowa Malfoya dudniły jej natarczywie w głowie jeszcze przez kilka dni. Miała nieodparte wrażenie, że był tym na prawdę przejęty, zupełnie... Jakby mu na niej zależało.

Głupia. Przemknęło jej przez myśl i wstała z, wciąż, hotelowego łóżka. Postanowiła przez najbliższe trzy dni zająć się poszukiwaniami nowego mieszkania. Harry dowiedział się, co wydarzyło się u Malfoya, bo sam Malfoy mu wszystko wyśpiewał, nie chcąc powodować więcej niedomówień. Ciepło jej się robiło na sercu, mając świadomość, jak zmienił się ten ślizgon. Nie rozumiała więc, dlaczego przez ostatnie cztery dni nie odezwał się ani słowem. Zapadł się pod ziemię, jak kamień w wodę... Przez chwilę czuła, że robi jej się nieco przykro, jednak szybko się przywołała do porządku. Nie mogła od niego niczego oczekiwać, załatwili co mieli, interes zakończony.

Pomimo tego, że Harry był podwładnym Hermiony, wyraził się jasno co do jej wyskoków na załatwianie poszczególnych jego spraw. Nie chciał, żeby się tym zajmowała, nie tego wymagało jej stanowisko. Chociaż rozumiał jej rozżalenie związane z brakiem czynnego udziału w sprawach tak jej bliskich, nie mógł pozwolić na to, żeby coś jej się stało. Była Ministrem Magii, a nie pierwszym lepszym aurorem, którego nawet nie byłoby szkoda, gdyby go zabrakło.

Westchnęła cicho na samą myśl swojego niechybnego przejścia na emeryturę już za kilka lat, mając przed oczami wizję spędzania kilku godzin dziennie przed biurkiem. Chcąc nie chcąc sama się na to przecież pisała, sama chciała zostać Ministrem Magii, a nie aurorem.

Była umówiona z agentką nieruchomości w jednym ze spokojniejszych osiedli w Londynie. Ron wywiązał się z umowy i wpłacił połowę pieniędzy do Gringotta. Nie wiedziała kiedy, ani czy zrobił to osobiście. W zasadzie teraz ją to najmniej interesowało, postanowiła nie zaprzątać sobie więcej nim głowy.

Miejsce, gdzie mogła zamieszkać wybierała w zasadzie na podstawie loterii. Nie zastanawiała się, czy wejście chce mieć od wschodu czy zachodu, czy okna będą wychodziły na piękną polanę czy ulicę. Nie myślała również o tym czy na podłodze są dębowe deski czy może sosnowe... Wiedziała, że po prostu potrzebuje swojego własnego miejsca, gdzie będzie mieszkać. Przejrzała ofertę pierwszego lepszego domu jednopiętrowego, znajdującego się na osiedlu, gdzie nie było czarodziei. Niechybnie było jej to na rękę, wiedziała, że będzie w stanie chociaż po pracy odpocząć od tego wszystkiego.

- Witam, Pani Granger. - usłyszała za swoimi plecami, stojąc tyłem do budynku.

Wcześniej tylko szybko przyjrzała się frontowi, uznając, że dom jest na prawdę ładny. Miał beżowe ściany, jak i reszta budynków w tej okolicy, ramy okienne białe, drzwi krwistoczerwone. Zupełnie jak w hiszpańskich telenowelach, które zwykła oglądać jej matka. Na samą myśl poczuła jak coś ciężkiego spada jej na dno żołądka, wracając w tej samej chwili do głosu zza pleców.

- Ah, dzień dobry. - odpowiedziała szybko podając dłoń starszej kobiecie. - Przepraszam, jeśli jestem za wcześnie. Nie mogłam się doczekać.

Już nie chciała mówić, że nie z powodu tego, że bardzo interesuje ją wygląd domu w środku, a z powodu, że jak najszybciej chce zamieszkać gdzieś.

- Jest Pani w sam raz! - uradowała się kobietą, składając dłonie. - Zapraszam do środka.

Drzwi nie wydały z siebie żadnego dźwięku, kiedy agentka je otworzyła przed gryfonką. Liczyła na jakieś ciche skrzypnięcie, jakby mówiące o tym ile w tym domu jest duszy. Weszła niepewnie do środka od razu znajdując się w ogromnym salonie połączonym z aneksem kuchennym, który wielkością mu dorównywał. Mimochodem spojrzała na podłogę, na której znajdowały się, jakby to miało znaczenie, dębowe deski. Meble kuchenne były w podobnym stylu, co w Norze, jednak miała wrażenie, że ich cena miała ze trzy zera więcej niż tam. W salonie zaś znajdowały się dwie sofy wykonane z ciemnej skóry, a na przeciwko był kominek na ścianie.

Potrzebuję cię  •  HG×DM  •  38/50Where stories live. Discover now