Ocknij się, proszę! To nie dzieje się naprawdę! Granger!

Jej już nie ma!

Ból powoli odpływał, nie sądziła, że nadejdzie ta chwila. Czuła się błogo, mogąc wreszcie to zakończyć. Zakończyć swoje nieustanne cierpienie. Chciała zamknąć po raz kolejny oczy, tym razem jednak ich już nie otwierając.
Obraz stawał się rozmyty, kolory przestały istnieć... Bólu też już nie było, była tylko pustka i głos... Głos?

Do cholery, Granger, nie zamykaj oczu! Zostań ze mną!

Ze mną? Z nim? Gdzie ona się podziała? Nie siedziała już na niej, nie torturowała, nie wycinała na jej skórze raz po raz, w kółko tego samego. Zamrugała kilka razy, obracając się na brzuch. Podniosła swój wzrok w kierunku, z którego dobiegał ją ten głos. Niemal natychmiast utonęła w bijącej stali jego tęczówek.

Wyjście z jej głowy odbiło się echem w salonie, jakby ktoś spuścił ogromny kryształowy wazon na drewnianą podłogę. Odrzuciło go od ciała kobiety metr dalej, ale w tej samej chwili zerwał się z powrotem.

- Granger, obudź się. - szepnął, odgarniając jej brązowe loki z twarzy. - Obudź się.

W tym samym momencie zaczerpnęła powietrza, jakby robiła to pierwszy raz w swoim życiu. Spanikowana krzyczała, podciągając swoje kolana pod brodę, a mimowolnie uciekała jeszcze dalej.

- To ja, nie bój się, już jest po wszystkim. - mówił spokojnym tonem, chcąc ją przyciągnąć z powrotem do siebie. - To był tylko sen, nie bój się.

W jej oczach można było dostrzec ogromny strach, a wraz z nim prawie, że obłęd. Jakby to co się działo w jej głowie miało przy kolejnym podejściu całkowicie ją zniszczyć.

- Malfoy? - wychrypiała, rozglądając się po pomieszczeniu i po sobie.

- Tak. - odpowiedział szybko, wystawiając dłonie przed siebie, jakby to po nich miała go rozpoznać. Nie spodziewał się jednak, że wykorzysta je, aby móc się do niego przytulić tak, jak nikt inny. - Już dobrze, jest po wszystkim.

Chłonęła jego chwilowy spokój, jak narkotyk... Tfu. O narkotykach na pewno w tej chwili nie chciała myśleć. Chłonęła go tak, jakby miał być stacją energetyczną. Nie mogła powstrzymać swojego szlochu, a jego dłonie machinalnie powędrowały na jej włosy, głaszcząc ją delikatnie.

- To było jak na prawdę... - wyszeptała, kiedy udało jej się wreszcie przestać dławić się własnymi łzami.

- Bo było. - odpowiedział cicho. - Ale nie teraz. To było kiedyś, to było tylko twoje wspomnienie. To sprawka Pansy... Zaklęła cię czymś, przez co w głowie miałaś mieć to, co najgorsze.

Nie rozumiała, słowa do niej docierały jakby co drugie. Nie dopytywała już jednak, wiedziała, że skoro ją z tego wyciągnął, to i z Pansy też się już rozprawił. Powoli jednak do niej wszystko dochodziło, a w głowie rodziło się milion pytań.

- Gdzie ona jest? Muszę ją odstawić do Ministerstwa! - odsunęła się od blondyna, chcąc wstać, ten jednak ją unieruchomił na podłodze, kiedy się zatoczyła z braku sił. - Malfoy, gdzie ona jest? Dowiedziałeś się czy jest w to wszystko zamieszana? Co z dzieckiem?

- Uspokój się, kobieto. - przybrał swój codzienny ton, którym darzył każdą napotkaną osobę. Kiedy w końcu pozwolił jej wstać, a w zasadzie usadził ją na kanapie, dokończył. - Odstawiłem Pansy do biura Pottera, razem z wspomnieniem tego całego przesłuchania. Przyznała się do wszystkiego, chodziło jej tylko o pieniądze. A dziecko... Dziecka nie ma. Kłamała.

Wraz z ostatnimi słowami, przypomniał sobie obraz siedzącej Granger w łazience, a nad nią sterczał Ron. Na samą myśl o jego zachowaniu gotowała mu się krew.
Granger dostrzegła jego zamyślenie, jednak myślała o czymś zupełnie innym. Po pierwsze, MALFOY Z WŁASNEJ WOLI U POTTERA? Ale to później... Kiedy on lawirował w jej wspomnieniach, a ona wiła się w spazmach bólu, do jej głowy mimowolnie wskoczyło wspomnienie Malfoya.

- Bardzo bolało? - spytała ostrożnie, wiedząc, że to stosunkowo śliski temat. - Samo mi się pokazało...

Nic się samo nie dzieje... Pomyślał.

- Bolało. - odpowiedział krótko, opadając na kanapę tuż obok gryfonki. - Ale następnym razem nie właź mi do głowy, kiedy... Włażę ci do głowy.

Uniosła brew, nie mogąc uwierzyć, że jeszcze jest w stanie wycisnąć z siebie jakiś żart, biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację.

- Dużo się tam naoglądałeś?

Czyli nie pamięta, gdzie dotarłem... Przemknęło mu przez myśl. To dobrze.

- Jakieś same pierdoły. - skłamał. - Nic ciekawego.

- A ja? - zapytała, jednak Draco nie zrozumiał. - Dlaczego widziałam twoje wspomnienie?

Westchnął głęboko, patrząc gdzieś w bliżej nieznany punkt. Sam nie wiedział dlaczego.

- Dlatego właśnie nie chciałem użyć Legilimencji na Parkinson. - odpowiedział w końcu, wstając do barku z alkoholem. - Coś się podziało z moją głową i zamiast władać Oklumencją jak szalony... Wywalam ze swojej głowy wspomnienia, w trakcie, kiedy sam komuś w nich grzebię. Dlatego tego nie robię.

Czysty szok malował się na jej twarzy. Może nie dlatego, że siła woli Malfoya była na pograniczu przepaści, ale dlatego, że wszystko to jej powiedział. W szkole dowiedziała by się, że ma nie wtykać nosa w nieswoje sprawy, a teraz...? Jest w jego mieszkaniu, pije jego whisky, którą jej notabene sekundę wcześniej podał, a on zwierza jej się ze swojej czystej słabości. Bez krzty niepewności, że mogłaby to wykorzystać, czy choćby po prostu wyśmiać. Gdyby nie fakt, że ciążyło na niej jakieś zaklęcie, sama potrafiłaby przez jakiś czas trzymać go od swoich wspomnień na odległość.

- Ale na mnie jej użyłeś. - zauważyła, upijając łyk bursztynowej cieczy. - Pomimo, że mogłam zobaczyć równie tyle, co ty w mojej głowie. Dlaczego?

Odwrócił się, spoglądając głęboko w oczy swojej towarzyszki.

- Bo byś umarła.

Potrzebuję cię  •  HG×DM  •  38/50Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz