Wypuściła szybko powietrze z płuc i pewnym krokiem, udawanym notabene, ruszyła w stronę biura. Kolejny raz nie wiedziała, czego się spodziewać i czy tym razem przypadkiem w końcu nie wypadnie stamtąd z płaczem, jak każda kolejna obcująca z Malfoyem kobieta.

Puk puk puk.

Cisza.

Powtórzyła czynność.

Wtedy winda, którą przyjechała się otworzyła, a w jej wnętrzu dojrzała blondyna w granatowym garniturze. Trzymał ręce w kieszeniach, a głowę miał spuszczoną, ewidentnie nad czymś ciężko myśląc. Kiedy jednak podniósł głowę i ujrzał Granger pod swoim biurem, na jego ustach zagościł niemy uśmiech. Jakby nie spodziewał się, że jednak go zaszczyci swoją obecnością.

- Już myślałem, że nie przyjdziesz. - odezwał się, a ona mimochodem oblała się delikatnym rumieńcem. Całe szczęście, że był na tyle daleko, żeby tego nie zobaczyć, a zanim doszedł, rumieniec był wspomnieniem.

- Nie wystawiam ludzi do wiatru. - odpowiedziała, chcąc ukryć stres, jaki w niej dygotał. Skarciła się jednak w duchu, niemal w tej samej chwili. Miała przecież już nie być taka.

- Widzę, że masz dzisiaj lepszy humor. - zaczął zawadiacko, otwierając drzwi i wpuścił ją do środka przed sobą. Trzymając lewą dłonią klamkę drzwi, jego prawa dłoń machinalnie powędrowała na marynarkę, na wysokości pępka. Nie uszło to jej uwadze, zawsze miała słabość do takiego zachowania. Uważała, że garnitury powinni nosić tylko mężczyźni, którzy potrafią je nosić. Malfoy bezsprzecznie zaliczał się do tej grupy ludzi. - Tym razem się ze mną napijesz?

Kroki jak po sznurku zaprowadziły go do barku, jak dziecko do misy z landrynkami.

- Nie, Malfoy, nie chcę pić. Ty też nie pij. Chciałabym, żeby nasza rozmowa była na trzeźwo, jednak nie wnikam, ile już w siebie wlałeś. - odpowiedziała, siadając na kanapie, którą jej chwilę wcześniej wskazał blondyn.

- Czy ty uważasz, że każdy dzień zaczynam od alkoholu? - zapytał, opierając się biodrami o barek przodem do Hermiony. Uznała to za pytanie retoryczne, unosząc tylko jedną brew. - Dobra, później się napiję.

Opadł, jakby bez sił obok gryfonki. Nie odezwał się już ani słowem, wyglądał, jakby układał sobie w głowie puzzle.

- Malfoy? - obudziła go z rozmyśleń. - O czym chciałeś ze mną rozmawiać?

Chwilę trwało, zanim do końca pozbierał myśli. Niby wiedział o czym, jednak co miał jej powiedzieć? Dlaczego miałaby słuchać jego tłumaczeń? Bo jak można by to nazwać, jeśli nie tłumaczeniami?

- Wiem, że ciężko jest ci w to uwierzyć, ale chciałbym, żebyś spróbowała mieć o mnie inne zdanie. - chyba jednak za krótko myślał, bo nie zabrzmiało to tak dobrze na głos, jak w jego głowie. - Czas bitwy minął, jesteśmy dorośli, wszystko się zmieniło... Od dawna uważam, że stałem nie po tej stronie, co trzeba.

Sama nie wierzyła w to, co właśnie usłyszała.

- Teraz dopiero to do ciebie dotarło? - wybałuszyła oczy. - A może po prostu próbujesz zdobyć przychylność Ministerstwa, żeby w końcu zaczęli na ciebie patrzeć jak na człowieka?

Pękło. Znowu. Wściekłość, zaraz za pęknięciem, zalała Malfoya.

- Cholera jasna, Granger, czy możemy choć raz normalnie porozmawiać?! Od dwóch dni staram się jak mogę i trzymam nerwy na wodzy, podkładam się, a ty nic tylko atakujesz! Co się z tobą, kurwa, stało?! - potok słów i żalu wylewał się z jego ust, jakby ktoś odkręcił kran. - Nigdy taka nie byłaś...

Potrzebuję cię  •  HG×DM  •  38/50Where stories live. Discover now