- A ty tu co?! Schowaj się!

- Po co się tu plączesz?!

- Do domu, ale już!

Wypadły zza zakrętu i nagle ktoś szarpnął za oba kaptury, unosząc bez wysiłku obie drobne sylwetki. Zostały wciągnięte z powrotem, jednocześnie unikając smoczego płomienia. Vega wydała z siebie okrzyk zaskoczenia, a Hicca zadyndała bez słowa, przyzwyczajona do takiego traktowania. Potężny mężczyzna z ogniście czerwoną brodą potrząsnął gniewnie obiema córkami, otrzymując w odpowiedzi okrzyk sprzeciwu młodszej i ciche mamrotanie starszej.

- Hicca!- jego mocny, dudniący głos poniósł się ponad bitewnym chaosem.- Dlaczego ona się znowu plącze pod...?! Co ty tu robisz, co? Zmiataj stąd!- odstawił obie nastolatki i popchnął je w kierunku wioski.

To jest Stoick Ważki, wódz naszego plemienia. Ponoć dziecięciem będąc, gołymi rękami urwał jakiemuś smokowi łeb. Czy ja w to wierzę? O tak.

Zatrzymały się przy kuźni i Vega mocno uścisnęła siostrę na pożegnanie, obiecując, że spotkają się po nalocie. I że ma na siebie uważać, słuchać Pyskacza i nie wyłazić z kuźni. Odruchowo przesunęła palcami po warkoczu bliźniaczki i odwróciła się, biegnąc w kierunku chaty uzdrowicielki, a spadkobierczyni westchnęła i wślizgnęła się do środka.

- O, jesteś!- krzyknął kowal, ze słabo ukrywaną ulgą, wracając do pracy.- Myślałem, że cię capnęły.

- Mnie?- zdziwiła się sarkastycznie Hicca, odsuwając kilka luźnych kosmyków za ucho i założyła fartuch, wiążąc go mocno w pasie. Pasek był na tyle długi, że mogła owinąć się nim w pasie dwa razy.- No co ty... Jestem dla nich za... Nie poradziłyby sobie ze mną.

- Czemu?- kowal zaśmiał się głośno.- Na wykałaczkę w sam raz.- dziewczyna tylko przewróciła oczami i zabrała się do pracy.

Ten mięśniak z niewyparzoną gębą i wymiennym kikutem to Pyskacz. Jestem jego uczennicą... Od małego. A raczej odkąd byłam jeszcze mniejsza.

Tymczasem w wiosce szalała walka. Stoick wykrzykiwał rozkazy, starając się jak najbardziej ograniczyć straty i jednocześnie złapać jak najwięcej smoków. Nie wszystko się jednak udawało. Hicca z okna kuźni, dostrzegła, jak jakiś smok podpala czyjś dom.

A nie mówiłam... Osada stara, a nowych domów dostatek.

Zatrzymała się i wychyliła, by obserwować działania pozostałych nastolatków, działających jako ekipa pożarowa. Teoretycznie Vega też powinna z nimi pracować, ale ona wolała uczyć się u Gothi, uznając, że to bardziej użyteczne. Dodatkowo zazwyczaj jej spotkania z innymi kończyły się awanturami.

A to Śledzik, chodząca encyklopedia. Wygląda jak Wiking, ale brakuje mu charakteru. Jest miły, uprzejmy i unika przemocy. Kiedyś był moim przyjacielem, ale uznał, że lepiej nie zadawać się z wioskowym pariasem.

Wielki, pulchny chłopak przebiegł niezgrabnie przez plac, niosąc w ramionach wiadro wody. Jego blond włosy podskakiwały w rytm kroków, razem z małym hełmem. Inteligentne, brudno zielone oczy, przeskakiwały od jednego hałasu do drugiego.

To Sączysmark. Mój kuzyn, trzeci w kolejce do wodzostwa. Jest moim głównym prześladowcą i najczęstszą ofiarą złego humoru Vegi. Od kilku lat. Razem z ojcem próbują przekonać wszystkich, że jestem chodzącym problemem i, że powinni się mnie stąd już dawno pozbyć.

Wzdrygnęła się podświadomie, kiedy umięśniony nastolatek o czarnych włosach i niebieskich oczach przeciął okolice, dźwigając po jednym wiadrze w każdej ręce. Zarzucił głową, by hełm nie opadał mu na oczy z obrzydliwym, przemądrzałym uśmieszkiem na twarzy.

Dragon Lady: JWSWhere stories live. Discover now