Szwedzka bandera na polskim statku

9 0 0
                                    

W pewnym wirze myśli, człowiek już nawet nie zauważa, kiedy gruby piach i kująca trawa pod stopami całkowicie przestaje mu przeszkadzać. Tutaj zawsze ciężej było mi to zauważyć, bo zachód słońca na wschodnim wybrzeżu Darłówka, zwłaszcza w tak oddalonym punkcie plaży, po przejściu zbyt wielu wydm i zbyt wielu sztucznie sadzonych pionowo lasów, na użytek i ozdobę ośrodków, które już dawno straciły swoją świetność, zostając tylko ruinami w cieniu apartamentowców zaledwie kilkaset metrów dalej, był jedyną rzeczą na tym świecie, która nie miała prawa mi się znudzić. Mówię to z całkowitą świadomością, że może kiedyś nawet przestanę patrzeć na każdy jacht ze szwedzką banderą wpływający do portu z taką tesknotą, jaką potrafię patrzeć dzisiaj i może kiedyś samotna żaglówka na jeziorze przestanie wzruszać moje bezduszne serce, ale te Słońce, które każdego letniego dnia Darłówko zabierało sobie na własność i topiło w wodach Bałtyku jak kiedyś topiono wiedźmy w średniowieczu, było jedną z rzeczy, która nie była uzależniona od przemijania mojego czasu. Z jednej strony budził on we mnie smutek, bo wszyscy turyści, w każdym tygodniu bez wyjątku, zawsze znikali z plaży zanim on się pojawiał, a jestem pewien, że każdy z nich stałby się innym i lepszym człowiekiem po stanięciu z nim twarzą w twarz. Z drugiej strony, byłem szczęśliwy, że zawsze zostawałem z nim sam, bo łączyła nas cisza, której nie dzieliłem z nikim innym. Nie można jej było ciąć nożem, nie była kojąca, ale zawieszała nas w próżni, której nawet sztorm nie potrafiłby przerwać.

Zazwyczaj cisza doprowadzała mnie do szału, bo byłem kapryśnym dzieckiem z wygórowanymi wymaganiami do świata, dopóki nie ściągnęli mnie na ziemię, ale od zawsze widziałem w tych wodach potencjał nieskończoności i tylko z nimi sam mogłem się tak poczuć, a w obliczu pędzącego czasu, życia i tych wszystkich ludzi dookoła, byłem nic nie znaczącym ziarnkiem piachu, dopóki nie dołączałem się do reszty na tej właśnie plaży. I sam, już jako dziecko, tworzyłem własny wyspiarski ekosystem dla stworzeń tak godnych, jak załamania światła w tęczy i kolory obijające się od tafli morza na Darłówku zachodnim. Brałem pod uwagę wszystkie niebezpieczeństwa, które niosły za sobą fale, te wszystkie pogróżki, które dorośli wmawiają nam, grożąc palcem, aby nie musieć zwracać na nas uwagi podczas rozwiązywania krzyżówki pod osłoną parawanu i w wieku osiemnastu lat byłem już w stu procentach pewien, że żadne groźby nie potrafiłyby złamać mojej obustronnej relacji z morzem.

Nie dość, że Bałtyk już za młodu podbił moje serce, to właśnie w tych szarych wodach kiedyś cię poznałem. Nie jestem pewien czy to przypadek, jak wszyscy mówią, ale nawet jeśli, tak jak nienawidzę przypadków w moim życiu, tak i ten wspominam z uśmiechem na ustach. Jesteś wszystkim co mam i czego nie mam, bo nikt nigdy nie zdoła posiąść ciebie na własność, ale też bo nigdy nie chciałaś mi na to pozwolić. Chciałaś być wolna i nawet gdy miałaś sześć lat i pierwszy raz widziałem jak wszystkie dzieci uciekają przed falami, a ty, z tymi długimi brązowymi włosami usiadłaś na brzegu i nie przejmowałaś się mokrymi spodenkami, wtedy też chciałaś być tylko wolna. Różnie to nazywali, a ja wszystkiego słuchałem, latami słuchałem o tobie i coraz bardziej zdawałem sobie sprawę jak żaden z nich tak naprawdę nie ma o tobie pojęcia, a później patrzyłem ci w oczy i uświadamiałem sobie, że nikt nigdy pojęcia nie będzie miał, nawet ja, chociaż tak bardzo się o to staram. Nigdy jednak nie ubiegałem o ciebie, bo widziałem jak oni wszyscy kończyli, a kończyli najgorzej ze wszystkich, kończyli jako nikt, a bycie nikim dla ciebie, było moim największym koszmarem. Poza tym, byłaś zbyt wysoko, żeby po ciebie sięgać i nawet będąc najbliżej, co zawsze podkreślałaś, nigdy nie starałem się po ciebie sięgnąć. Może i popełniłem dużo błędów w swoim życiu, zdecydowanie więcej niż zwykły człowiek, ale ten był tym największym.

Mamy po dwadzieścia trzy lata i patrzę na ciebie i masz te obcisłe szorty, które kupiliśmy na wyprzedaży rok temu i jedyne o czym mogę myśleć, to jak mam bez ciebie żyć, jeśli kochasz jego, bo gdzie mam znaleźć drugą taką, co kocha wodę i morze tak bardzo, że wlatuje w marcowe fale w zielonym swetrze i skacze po dziobie łódki, gdy pędzi z najlepszym wiatrem w żaglach w tym sezonie. Która wychyla się za burtę tylko po to, aby zmoczyć czubki paznokci, a kończy na całym lewym bucie. Która potrafi rozłożyć żagle w pół minuty przy dobrym humorze i wskoczyć do wody bez pytania, sekundę po tym jak kotwica wreszcie ugrzęźnie w mule. Taką, która nie zastanowi się dwa razy, za który sznur złapać i kiedy. Taką, która nie będzie potrzebowała gitary, aby zrobić koncert dla pięciu osób na pokładzie łódki dziesięć metrów dalej. I przede wszystkim taką, która właśnie przy tym zachodzie słońca, będzie tańczyć przed moimi oczami, ale nigdy dla mnie, w mokrym od słonej wody podkoszulku, włosach spiętych trzeci raz tego wieczoru, wykrzykiwać tekst piosenki i zasłaniać mi widok do tego stopnia, że pierwszy raz w życiu mogę poczuć tak głęboko obecność innego człowieka w moim życiu. I gdyby jeszcze oczy miała takie same.

Nie chcę życia, jeśli nie będę mógł na ciebie patrzeć, a sama myśl o tym, że ktoś mógłby mi tego zabronić, doprowadza mnie do białej gorączki, a wiesz przecież, jak trudno to zrobić. Całe życie mam przed oczami ciebie na plaży. Sześć lat i twoje mokre szorty na brzegu. Osiem lat i fala dwa razy większa od ciebie. Dwanaście lat i wytrzymujesz więcej o pięć sekund pod wodą niż ja. Szesnaście lat i twój pierwszy papieros na żaglówce, bo rodzice nie zobaczą. Dwadzieścia lat i skakanie z klifu, bo zawsze chciałaś tego spróbować. Dwadzieścia trzy lata i tańczysz mi właśnie przed oczami.

- Rusz się! Zaraz się ściemni! – przeciągasz słowa, zawsze to robisz gdy się niecierpliwisz, a ja czuję, że mają wtedy większe znaczenie, bo mogę coś dla ciebie zrobić, a nic nie daje mi tyle satysfakcji co przynoszenie tobie wszystkiego na co zasługujesz, a nawet i więcej.

- Nie dzisiaj, dzisiaj mnie jakoś nie ciągnie – kłamca.

- Jeśli chcesz mi wmówić, że ty, człowiek którego znam od siedemnastu lat, człowiek, który wskakuje do wody już w marcu, bo nie może się doczekać, człowiek, który właśnie skończył dwudzieste trzecie urodziny – tak właśnie skończyłem dwadzieści trzy lata, czuję się jakbym nawet osiemnastu nie skończył, a ty skończysz dwadzieścia trzy lata, zaraz po tym jak wybije dwunasta w nocy, ale co z tego – nie ma ochoty na kąpiel w sierpniu, to chyba musisz być bardzo naiwny, jeśli chociaż przez chwilę pomyślałeś, że w to uwierzę – cholera, robisz to, łapiesz mnie za rękę i wciągasz do wody. Tylko ty potrafisz mnie do czegoś w życiu zmusić. Wchodzimy po kolana, nadal trzymając się za ręce, ale uświadamiasz sobie, że przecież nie powinnaś, więc wchodzę po szyję już bez twojej ręki na mojej. Jakaś zimniejsza ta woda niż wcześniej.

Nie wiem czy wszyscy tak mają, ale człowiek ma swoje momenty odwagi, nawet jeśli zazwyczaj nie jest wcale odważnym człowiekiem, tak mi się przynajmniej wydaje, a ja zdecydowanie odważnym człowiekiem nie jestem, ale patrzę na twój szeroki uśmiech, twoje białe kły, które zatopiły się w moim sercu już siedemnaście lat temu i przestaję myśleć. Przestaję myśleć, że prawdopodobnie nigdy już na mnie nie spojrzysz, że niszczę teraz najlepsze co mnie w życiu spotkało, czyli przyjaźń z tobą, że umrę po tym nie raz, ale wielokrotnie, bo mój umysł będzię odtwarzał tę chwilę jeszcze wiele razy, dzieląc ją na pojedyncze klatki, za każdym razem jak będę próbował zasnąć, że właśnie to jest moje samobójstwo, że zamkną się przede mną wszystkie bramy, jakie kiedykolwiek chciałem otworzyć, że nawet do piekła mnie z tym czynem nie wpuszczą, bo nikt nigdy tak siebie nie zniszczył i zniszczyć nie będzie w stanie i łapię twoją twarz w dłonie.

Łapię twoją twarz, łapię ją w dłonie, cholera zawsze chciałem to tak zrobić, zawsze chciałem złapać twoją twarz, gdy po szyję będziemy stać w wodzie. Przestajesz oddychać na chwilę, a ja, usprawiedliwiając się, że po prostu boję się, że ci tlenu zabraknie i muszę oddać ci swój, całuję cię tak, jak jeszcze nigdy nikogo nie próbowałem, nawet w momentach największej desperacji, chociaż czy nie jest ta chwila właśnie kwintesencją desperacji? I kiedy robi się całkowicie ciemno, a ja wiem, że ty też skończyłaś już dwadzieścia trzy lata, mam świadomość, że to prawdopodobnie ostatni moment kiedy mogę złapać cię w talii i po prostu to robię.

Wiesz, może i nie byłem nigdy idealnym żeglarzem, ale ty byłaś moją własną szwedzką banderą na odpływającym jachcie, którą straciłem z oczu, ale nigdy z pamięci. A może i kłamałem, że tylko zachód Słońca za zachodzie Darłówka w sezonie jest widokiem, który nigdy mi się nie znudzi i który daje mi nieskończoność, bo gdy patrzę jak dostajesz kolejną falą w twarz, światło Słońca nie wydaję się takie jasne jak wcześniej i cały świat odchodzi na drugi plan na twój widok. I kiedy biorę oddech, żeby powiedzieć ci te trudne słowa w twarz i pożegnać się z tobą na zawsze, mówisz słowa, które topią mnie w miejscu, w którym stoimy i mam wrażenie, że nigdy nikt nie będzie w stanie wyłowić mojego wraku.

- Trzeba było to zrobić lata temu, cholera czemu nie zrobiłeś tego lata temu?

I nagle to ja przestaję oddychać, a ty, pewnie usprawiedliwiając się, że zabraknie mi tlenu, oddajesz mi swój.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 11, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

drobne ogłoszenia (vneurysm)Where stories live. Discover now