- Strażnicy – wyszeptała Emilia. - Musimy odwrócić ich uwagę...

- Tak, to dobry pomysł – odparł. - Ja zajmę się tym po lewej, a ty zajmij się tym po prawej.

Po tych słowach powoli zaczęli iść w kierunku strażników, uważając by nie wydać żadnego odgłosu. Dziwne było to uczucie ze strony Emilii, gdy jeden ze strażników patrzył się prosto na nią,jednak nie widząc nic poza ścieżką. Dziewczyna spojrzała się na zsyp kamieni pod nimi, poprzez który wpadła na pomysł. Emi zamknęła oczy i uniosła w bok dłoń koncentrując się na cieple płynącym z płomieni pochodni. Pod wpływem jej ręki jakby powiew ognia sturlał kamienie. Strażnik po prawej podszedł do zsypu, a Emilia wykorzystując chwilę gdy ten był blisko wyciągnęła drugą dłoń do przodu, dzięki czemu gnom pod wpływem gorącej wstęgi z jej ręki spadł z wzniesienia. Mistrz zaś już dawno zajął się strażnikiem po lewej, wykorzystując jedno z zaklęć usypiających.Teraz smacznie spał, opierając się o wilgotną ścianę. Harald uważnie przyglądał się Emilii dziwnym wzrokiem, jakby coś go zafascynowało, jednak po krótkiej chwili wyraz tej twarzy zniknął,a pojawił się triumfalny uśmiech mówiący: „Brawo".

- Chodźmy, zanim się tamten wygrzebie z kamieni – gestem ręki wskazał jej drogę.

Dziewczyna weszła do zaciemnionego miejsca, gdzie jedynie zielone światło odbijało się na korze. Chropowate podłoże pod jej nogami nie było przyjemne, a liście chylące się nad nimi, przepuszczały kropelki wody. Emi wraz z mistrzem mijali tyle gnomów, że mieli pewność tego, że wciąż są niewidzialni. Zakręty wiły się w dół lub w górę, dochodząc jednak do jednego z nich musieli prawie się położyć na korze, gdyż był on tak stromy, prowadzący w dół.Zsuwając się z wielkiej gałęzi, musieli uważać by kora przypadkowo nie spadła na któregoś z dołu gnoma. Stwory te były przyzwyczajone do tych warunków i nie było mowy o tym, by zsuwać się z gałęzi. Dziewczyna nagle poczuła jak coś podobne w konsystencji do miodu kapnęła na jej ramię, zasłaniając się.Emi dotknęła dziwnej substancji, która kleiła się do jej ręki.

- Fuj ! - otarła brudną dłoń o koszulkę.

Liścienie wytrzymując obciążenia na nich, przepuściły masę, która spłynęła na głowę mistrza., przy okazji ochlapując twarz dziewczyny. Nastolatka ręką wytarła wargi i lewy policzek.

-To żywica – wziął w palce esencje. - Będzie widać na nas jejklejącą się maź – westchnął. - Od teraz, musimy uważać...Nikt nie może nas zobaczyć...

-To Świetnie – wzdrygnęła się.

-Tędy – wskazał na lewy, nieoświetlony zakręt pnący się ku górze. - Dobrze, że jesteśmy już niedaleko, inaczej już byśmy skończyli jak Segua...

Dziewczyna ze strachu splątała ręce wokół swoich ramion idąc w ciemną przestrzeń za odgłosem stąpania nóg mistrza po chropowatej powierzchni. Zimna wilgoć dotykała jej skóry powodując, że nastolatka co chwilę wzdrygała się. Przed jej oczami rozlewał się jedynie ciemny mrok, który za każdym jej oddechem oddawał poczucie strachu. Tu gdzieniegdzie ujrzała postać, która okazała się jedynie ugiętymi w dziwny sposób liśćmi, a tam gdzieś poczuła jak na jej ramieniu czuje pająka, lecz wcale go tam nie było.Widząc światło pochodni padające na korę, rozplotła racę, a w środku swojego ciała poczuła ciepło ulgi, które ją rozgrzewało,gdy tylko zobaczyła metalowe kraty, za którymi miało znaleźć się miejsce nazywane koleją cyklopów. Za bramą widać było już zbudowane szyny, odbijające światło, które padało ze wiszących nad nimi takich samych słoików z świetlikami jak w rynku wybrzeża Greliona. Pozawieszane były na pnączach, które były o wiele krótsze od tych jakie były w rynku.

Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now