01

7.3K 503 123
                                    

Opublikowane rozdziały mogą się różnić od tych na papierze, gdyż mają jeszcze przed sobą redakcję i korektę :) Endżojcie <3 

Co sprawia, że ktoś jest piękny?

Symetryczne rysy twarzy, pełne usta i prosty nos? Niesamowicie proporcjonalna figura modelki, nogi dłuższe od Amazonki oraz twarz rzeźbiona przez greckiego boga? A może w tych wszystkim chodzi wyłącznie o brak nieestetycznych wyprysków na brodzie?

Zastanawiałam się nad tym co najmniej milion razy. Między innymi dlatego, że sama nie do końca wpasowywałam się w powszechne kanony piękna. Niektórzy pokusiliby się nawet o stwierdzenie, że jestem okropnie brzydka. Dlatego też, w ramach aktu buntu wobec sztucznych standardów, starałam się widzieć piękno w rzeczach, które dla innych wcale takie nie były; w skrzypiącej furtce w ogródku, w zmęczonych oczach taty lub w szczerbatym uśmiechu mojej młodszej siostry. W sobie jednak nie potrafiłam dostrzec niczego ładnego.

Gdy tylko zrozumiałam, jak bardzo moja uroda, a raczej jej brak, wyróżnia się w tłumie, postanowiłam wycofać się z jakichkolwiek resztek życia towarzyskiego. Rodzice jednak mieli na ten temat inne zdanie.

— Nie ma mowy. Nie pójdę tam. Umrę ze stresu na przedwczesny zawał i ktoś podrzuci wam moje zwłoki pod próg — oznajmiłam wyjątkowo płaczliwym tonem, tydzień przed zakończeniem wakacji, po których to miałam rozpocząć edukację w nowym liceum, i patrzyłam prosto w znudzone moim jęczeniem oczy mamy. — Wszyscy będziemy tego żałować, zobaczycie!

Po kolejnym, niezbyt przyjemnym, skrupulatnie zaplanowanym przez szkolne dręczycielki incydencie z farbą w szafce, przymusowo skróconych w toalecie włosach, które i tak były zbyt brzydkie i puszące się, żeby się nimi przejmować, a także po tonie wyzwisk i długiej rozmowie z dyrektorem, rodzice uznali, że ostatni rok liceum spędzę w innej placówce. Prywatnej i koedukacyjnej. Do której uczęszczała moja wiecznie niezadowolona, starsza o rok siostra Audrey.

Niektórzy ludzie przypominają niedopieczone cynamonki. Teoretycznie wszyscy je lubią, bo wspaniale wyglądają, kuszą od pierwszego spojrzenia, a wokół nich unosi się czarujący zapach, który wodzi za nos. Jednak, żeby poznać ich prawdziwy smak, trzeba się porządnie wgryźć. Wtedy okazuje się, że zostały przygotowane przez niewprawionego kucharza. W ustach zamieniają się w kawałek przypalonej gumy, w ogóle nie są zjadliwe, a ich spożycie może się skończyć jedynie niestrawnością.

Audrey zdecydowanie była niedopieczoną cynamonką. I od pewnego czasu za mną nie przepadała. Chociaż „nie przepadała" w tym wypadku byłoby ogromnym niedopowiedzeniem. Dogryzała mi na każdym kroku i byłam wręcz przekonana, że kilka kolejnych godzin spędzonych wspólnie z Audrey pod jednym dachem skończy się jakąś detonacją nienawistnych ładunków.

Podsumowując: było źle, ale wszystko wskazywało na to, że będzie jeszcze gorzej. To tak, jakby w talerzu w restauracji pływał włos i ktoś pełen dobrych chęci, próbując go wyjąć i uratować swój pyszny posiłek, potrącił solniczkę i cała sól wpadła do zupy. Nie za bardzo wiadomo, co potem zrobić. Bardzo niekomfortowa sytuacja.

— Długo nad tym myślałaś? — skwitowała cierpko Audrey i wykrzywiła ze zdegustowaniem usta.

Miała wszystko to, o czym ja zawsze marzyłam. Piękne, wyraziste zielone oczy, które w słońcu mieniły się na niebiesko, idealnie wykrojone usta i figurę modelki, której zazdrościły jej wszystkie dziewczyny w okolicy. A także, w przeciwieństwie do mnie, idealnie proste blond włosy, które nawet przy małym wysiłku wyglądały tak, jakby właśnie wyszła od fryzjera.

Stojąc na środku salonu, niczym gladiator tuż przed śmiercią i wpatrując się w kwaśną minę Audrey wyszłam z samo nasuwającego się założenia:

True Beauty - PREMIERA 11.10.2023!💜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz